...

/inne/czarna_rozaa.cur

niedziela, 13 lipca 2014

Rozdział Szesnasty


Przeczytaj notkę pod rozdziałem 0.0
PS: Rozdział niesprawdzany, więc mogą pojawić się błędy
---------------------------------------------------------------------
 UWAGA: ROZDZIAŁ ZAWIERA SCENY EROTYCZNE PRZEZNACZONE DLA OSÓB DOROSŁYCH,

   -Tato!-szybkim krokiem przemierzam korytarz komendy, mając na celu odnalezienie ojca-Tato gdzie jesteś?!-zaglądam do każdego pomieszczenia; cisza-to panuje każdym z nich. Gdzie się do cholery wszyscy podziali. Coś jest nie tak, bardzo niedobrze-Tato muszę ci coś powiedzieć!-niemal wrzeszczę na cały budynek. Jedynie stukanie moich butów o podłoże mąci ciszę panującą tutaj. Zdenerwowanie zdecydowanie pragnie przejąć kontrolę nad moim ciałem czy myślami, próbuje to zrobić, robię wszystko, by tak się nie stało. Nie mogę nic poradzić, że łzy spływają po moich zaczerwienionych policzkach od mrozu, jedna za drugą, nie widać końca-Tato,daj mi to wytłumaczyć! Gdzie jesteś?! Kurwa!-uderzyłam pięścią w ścianę i jęknęłam z bólu. Wściekłość, zdenerwowanie i poczucie winy tworzy mieszankę wybuchową, przez co jestem na wykończeniu. To wszystko musi być snem, złym i cholernym snem. Obudź się! No obudź kurwa!
   Uszczypnęłam się w dłoń, ale to nic nie dało. Zrozumiałam, że to jest szarą, okrutną rzeczywistością. Wzięłam głęboki wdech, zapełniając swoje płuca powietrzem, które po krótkiej chwili wydostało się z moich ust ze świstem. Położyłam palce wskazujące i środkowe na skroni, starając się uspokoić i pomyśleć.Gdzie mogą być? No gdzie? Park. Parking. A może las. Las, las, las. Nie, na pewno nie, to zbyt daleko.
   Przygryzłam dolną wargę, patrząc z biały jak papier sufit. Następnie wzrok przeniosłam na butle z wodą. Zmarszczyłam brwi. Woda. To jest to. Wspominali gdzie uciekł. Muszą tam być.
   Gwałtownie zerwałam się z miejsca, biegnąc niemal sprintem do wyjścia. Szybko opuściłam budynek policyjny, wychodząc z niego tylnymi drzwiami. Lodowate powietrze uderzyło we mnie, wywołując dreszcze na całym ciele, zaczynając u dołu pleców. Mój wzrok zaczął skanować ponurą okolice otaczającą mnie. Zrobiłam obrót wokół własnej osi, nie wiedząc za bardzo, w którą stronę mam ruszyć. Gdy tylko zarejestrowałam pistolet leżący na mchu tuż przy krzakach, pobiegłam tam, wchodząc w zarośla. Nie patrzyłam pod nogi, w tej chwili skupiona byłam na tym czy obrałam dobry kierunek. Miejmy nadzieję, że tak.
   Dźwięki występujące w tym miejscu mieszały się, wywołując ból w uszach. Adrenalina nasilająca się w moim ciele, powodowała ostre zawroty głowy. Serce biło coraz szybciej z każdą pieprzoną chwilą, chcąc mi wyskoczyć z piersi, a ból w nogach stawał się silniejszy, utrudniając mi przemieszczanie się i niezdolność do dalszych poszukiwań. Te wszystkie czynniki tworzące jedność, sprawiały, że myślałam, iż nie dam rady. Byłam bliska histerii. Tak nie powinno być.
   Moje nogi w oka mgnieniu zatrzymały się przy niezbyt stromym urwiskiem, z którego bym spadła. Niedaleko od niego rozciągała się rzeka, a przed nią znajdowało się jedynie pustkowie. Zero roślinności. To to miejsce.
   Louis stał w bezruchu pomiędzy urwiskiem a rzeką, mając rękę w kieszeni, gdzie była broń. Mój ojciec trzymał kurczowo pistolet, który dotykał skroni Tomlinsona, także się nie ruszał, gdyż Harry przyłożył spluwę do jego pleców. Całą tę świętą trójcę otaczało trzech policjantów w tym gość z FBI, Zayn Malik, któremu mój tata ufał bezgranicznie. Ten chłopak jest synem jednego z komisarzy, pracujących w budynku, w którym jeszcze tak niedawno przebywałam.
  Usiadłam i zjechałam tyłkiem po piachu. Gdy tylko znalazłam się na dole, podbiegłam do ojca i pozostałej dwójki, nie zważając na fakt, iż policjanci mierzyli we mnie bronią. Zayn nie. Wiedziałam, że tego nie robi.
   -Uspokójcie się do cholery!-krzyknęłam obserwując wściekle trójkę mężczyzn-Tato,opuść broń-rozkazałam w miarę spokojnie. Daję słowo, że jeszcze chwila i wybuchnę.
-Ten za mną strzeli-mruknął, wciąż stojąc w bezruchu
   -Nie strzeli. Prawda Harry?-uniosłam brew, przenosząc wzrok na szatyna. Czekam na jego odpowiedź.
   -Strzelę-uśmiechnął się wrednie
-Nie, nie strzelisz!-Louis odezwał się z odrobiną jadu-Słuchaj Williams-rozkazał.
   -Ty lepiej się nie odzywaj-posłałam Tomlinsonowi piorunujące spojrzenie-Jesteś gnojem!
-Victoria, nie chciałem, żeby tak to wyszło-westchnął-Jest mi przykro.
   Wiedziałam, że kłamie. Czy on jest serio na tyle głupi, że myślał, iż w to uwierzę. Zrobił coś potwornego. Przez niego ważna dla mnie osoba trafiła do szpitala w krytycznym stanie. Wykrwawiała się, a teraz nawet nie mam pojęcia czy żyje, bo nikt się do mnie nie odezwał. W dodatku Louis chciał mnie wykorzystać do swoich planów. Przymilał się do mnie, żeby tylko zdobyć informację dotyczące osoby, której w życiu bym nie posądziła o jakikolwiek przekręt. Ale kiedy zaczynałam łączyć fakty wszystko się zgadzało. Zostałam oszukana tak bardzo. Byłam cholernie naiwna. Nie popełnię już tego samego błędu, na pewno nie. Jeśli będę chciała komuś zaufać, to wtedy ta osoba będzie musiała się postarać, by tak faktycznie się stało.
   Uniosłam brwi i zaśmiałam się bez humoru. Pokręciłam głową, podchodząc do Louis'a. Spojrzałam mu obojętnie w oczy.
   -Nie chciałem, żeby tak to wyszło-powtórzyłam jego słowa i prychnęłam-Nie chciałeś, żeby tak to wyszło?-zaśmiałam się oschle-A jak kurwa chciałeś? Jak miało wyjść, co? Myślałeś, że jestem aż tak głupia, że nie dowiedziałabym się o tym, co knułeś?-syknęłam-Przymilałeś się do mnie, robiłeś z siebie poszkodowanego-przybliżyłam się do niego-Dobrałeś się do mnie-szepnęłam, tak, aby tylko on mógł mnie usłyszeć-Chciałeś zdobyć moje zaufanie, co ci się udało, tylko dlatego, żeby później mnie wykorzystać do własnych pierdolonych celów! Wiedziałeś od początku, że ci się przydam! Przyznaj!
   Louis zacisnął mocno szczękę, wciąż utrzymując ze mną kontakt wzrokowy. Jego oddech stał się płytki, a oczy zaszły mgłą. Zacisnął dłonie w pięści. Chciał się ruszyć i podejść do mnie, ale wiedział, że nie może. Zaszkodziłby sobie jeszcze bardziej. Gdyby nie to jaka byłam wściekła, przeraziłabym się go.
   -Jesteś pierdolony i  niemyślący-westchnęłam, patrząc w niebo-Nienawidzę cie-mruknęłam.
-On został wrobiony, księżniczko. Nie osądzaj biednego Tommo za jego naiwność i głupotę.
   Zmarszczyłam brwi, słysząc całkiem inny głos- głos pochodzący od osoby, której jeszcze chwilę temu nie było w tym miejscu. Oblizałam usta, czując czyjąś dłoń na swoim ramieniu. Wyprostowałam się i spięłam.
   -Kurwa, Niall, co tak długo, baranie?-Harry uniósł brwi z deka zirytowany.
-Zatrzymałem się na Hot-dogu-zaśmiał się, odbezpieczając broń, tuż przy moim uchu, więc się wzdrygnęłam-Nic ci nie zrobię-zapewnił mnie.
   Uwierzyłam mu dopiero, gdy skierował pistolet na policjanta, stojącego przy Zayn'ie. Byłam ciekawa osoby Niall'a, dlatego też odsunęłam się w bok, by na niego spojrzeć. Gdy tylko mój wzrok padł na jego twarz, ułożyłam usta w literę "o".
   Jego brązowe odrosty stały się znacznie dłuższe od ostatniego razu, gdy go widziałam na mieście czy wyścigu, który okazał się totalną klapą i nie wypałem. Zauważyłam w niebieskich oczach chłopaka błysk i rozbawienie. Czuł na swojej twarzy moje spojrzenie, a fakt, że uśmiechnął się tylko mnie w tym upewnił.
    -To właśnie Niall. Jak już dorwie się do żarcia to zapomina o całym bożym świecie- spojrzałam na Zayn'a Malika z niedowierzaniem, tak samo, jak mój tata. Ciemnowłosy skierował pistolet z Tomlinsona na ostatniego policjanta i nie odwracając się plecami do niego, ruszył do blondyna, gdzie po chwili się znalazł. Unikał za wszelką cenę spojrzenia mojego opiekuna, który zawiódł się na nim. Ufał mu, a ten cały czas trzymał stronę przestępców. Nikt by się nie spodziewał, że chłopak, pracujący w FBI zrobi coś takiego. Łamał przepisy w kółko, a w dodatku konsekwencje go nie dotykały, aż do tego momentu. Teraz również będzie ścigany przez policję i osoby, z którymi pracował. Nie rozumiem czemu wybrał pracowanie dla Louis'a Tomlinsona, najbardziej zarozumiałego, przebiegłego, bezuczuciowego i niebezpiecznego gościa w Europie. Nie wolał spokojnego i normalnego życia? Jak widać nie.
   -Ważne, że przyjechałem zanim was powystrzelali, kochanie-Niall uśmiechnął się do swojego przyjaciela...z korzyściami? Chłopaka? A może jedno i drugie?
   -Dobra koniec tego gówna-Louis odwrócił się w stronę mojego ojca i zlustrował go wzrokiem-Lepiej uważaj-uśmiechnął się wrednie-Wiele ważnych osób trzyma ze mną, więc nie rób nic głupiego, jeśli chcesz żeby żyła-wskazał na mnie-Taka rada na przyszłość, Williams-syknął i tak po prostu zaczął odchodzić w zarośla, a zanim pozostali warci siebie idioci.
   Stałam jak wryta przez parę dobrych minut wraz z resztą tutaj obecnych. Byliśmy delikatnie mówiąc zszokowani zachowaniem, jak i również słowami, które wyleciały z ust Louis'a. On zagroził mojemu tacie. Jest w stanie zrobić mi krzywdę osobiście lub zlecić komuś odpierdolenie całej roboty za niego. Dopiero w tej chwili zrozumiałam jak jest niebezpieczny. Zaczynając z nim znajomość zrobiłam największy błąd życia. To wszystko, co powiedział w ostatnim czasie czy miał zamiar zrobić niedługo, zraniło mnie strasznie. Tylko dlaczego tym się przejmuję. Mogłam się domyśleć, co chciał uczynić. Byłam ostrzegana. Przyznaję rację Alison i Matt'owi, że Louis to niebezpieczny i kłamiący gnój. Lucas'owi, również, pomimo tego że sam jest taki jak Tomlinson. Zakłamany fiut. Oszukiwał większość osób. Zawiodłam się na nim, jak i na Matt'cie, który znał całą prawdę, dlatego skończył, tak jak skończył- w szpitalu z kulką w klatce piersiowej. Nawet nie wiem czy żyje. Czy Liam wie? Jeśli tak to czemu nie zadzwonił. A może wie o wszystkim, może był gdzieś w pobliżu. Albo Matt prosił by do mnie nie dzwonić. Sama nie wiem.
   Spojrzałam na plecy mojego ojca, który odchodził skąd przyszedł razem ze swoimi znajomymi. Wzięłam głęboki wdech, na chwilę zamykając oczy. Ruszyłem szybko, chcąc ich dogonić.
   -Tato, poczekaj!-zmieniłam chód w trucht. Złapałam jego ramię i spojrzałam na jego wściekły wyraz twarzy-Tato, przepraszam za...
-Nie odzywaj się do mnie-mruknął, patrząc na przemierzaną drogę.
  Opuściłam rękę wzdłuż swojego ciała i zatrzymałam się. Spuściłam głowę, wlepiając spojrzenie w zamarzniętą ziemię; to cud, że wcześniej się nie wywaliłam, kiedy biegłam. Łzy spłynęły po moich czerwonych policzkach, a oddech znacznie przyspieszył. Zacisnęłam powieki, słona ciecz uderzyła bezgłośnie o twarde podłoże. Przygryzłam mocno dolną wargę, zastanawiając się co będzie dalej. Czy moje życie się ułoży. A jeśli nie, to co zrobię. Musi być dobrze, ale jak na razie ten dzień jest jakimś pieprzonym horrorem. Mam dość.
  Przetarłam dłońmi policzki i spojrzałam w zachmurzone niebo. Weź się kobieto w garść- podpowiadał głos w mojej głowie. Miał rację. Muszę się opanować. Nie jestem słaba, a właśnie to pokazuje. Co za paradoks.
  Zaciągnęłam się powietrzem i ruszyłam do samochodu, którym mam wrócić do domu z ojcem. W trakcie wędrówki do pojazdu zaczął padać deszcz. Otworzyłam szybko tylne drzwi i wsiadłam do auta. Zajęłam miejsce na fotelu od lewej strony, oparłam czoło o szybę i zamknęłam oczy. Od razu wydarzenia sprzed kilku godzin uderzyły do mojej głowy w piorunującym tempie. To jakiś rekord.
   W pokoju rozległ się dźwięk dzwoniącego telefonu, więc szybko opuściłam łazienkę, by odebrać połączenie. Biorąc do ręki I Phone'a, spojrzałam na jego wyświetlacz, na którym widniał napis "Laluś". Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się czego mógłby chcieć Tomlinson dwie godziny przed umówioną porą przyjazdu. Ciekawa faktu, że postanowił dzwonić a nie pisać sms-a, sprawiło, iż odebrałam, czego kompletnie nie miałam w zamiarze.
Zanim cokolwiek zdołałam z siebie wydusić, chłopak zaczął mówić.
-Pierwsza sprawa: zabieram cie w pewne miejsce, teraz...a druga: seksownie wyglądasz.
Prychnęłam.
-Przecież jestem w samej bie...-zamilkłam, na co w słuchawce rozbrzmiał śmiech. Spojrzałam przez okno. Na podjeździe przed domem stał czarny Range Rover, gdzie w środku siedział Louis we własnej osobie. Nawiązałam z nim kontakt wzrokowy. Puścił mi oko, a ja zrobiłam się czerwona na policzkach z zażenowania, że Tomlinson aktualnie widzi mnie w samej bieliźnie. Wzdrygnęłam się, a potem rzuciłam na firanki, którymi zasłoniłam okno.
-Ty zboczeńcu!-pisnęłam do słuchawki, czując jak policzki zaczynają piec jeszcze bardziej-Boże-jęknęłam, przykładając wolną dłoń do rozgrzanej skóry na twarzy.
-Z całym szacunkiem...-prychnął-...ale okno się zasłania, więc to nie moja wina, że cie widziałem, księżniczko
-Zasłoniłam...
-Jestem z ciebie niezmiernie dumny, uwierz-zaśmiał się cicho pod nosem-Tak a propos...jesteś naprawdę seksowna, lepiej uważaj na zboczeńców
-Czekaj...teraz mówisz o sobie, tak?
-Pośpiesz się
-Jasne, bo nic nie czyni mnie bardziej produktywną, niż "ostatnia chwila"-mruknęłam, a Louis wybuchnął śmiechem-No co? Taka prawda-westchnęłam-Poczekaj dziesięć minut. Tylko się przebiorę i...
Pisnęłam, odwracając się na pięcie w stronę drzwi, które zostały gwałtownie otwarte.
-Za późno, kochanie-powiedział, rozłączając się. Zamknął drzwi, lustrując całe moje ciało od góry do dołu, aby potem zatrzymać wzrok na mojej twarzy
-To już nie księżniczko?-prychnęłam, rzucając telefon na łóżko. Zapomniałam o fakcie, że stoję przed Louis'em praktycznie goła. Chłopak ponownie zaczął pożerać mnie wzrokiem, na co wywróciłam oczami.
-Kurwa-oblizał usta-Wow
-Przestań się gapić no-odwróciłam się do niego plecami. Wbiłam spojrzenie w biurko, gdy słyszałam kroki. Szatyn stanął tuż za mną, kładąc dłonie na moich biodrach. Następnie otarł ustami o moją szczękę i delikatnie szczypał zębami odkrytą skórę, co przyprawiało mnie o dreszcze. Gwałtownie obrócił mnie twarzą do siebie, moja klatka piersiowa unosiła się i szybko opadała. Kiwnął głową w kierunku łóżka, instruując mnie, żebym tam podeszła. Ruszyłam niepewnym krokiem, a on poszedł za mną. Podciągnął mnie lekko, więc klęknęłam siadając na łóżku. Moje ciało wciąż było tyłem do niego, kiedy uklęknął za mną. Jego ręka oplotła moją talię zmniejszając dystans pomiędzy nami. Moje plecy dotknęły torsu Louis'a. 
   -Louis, proszę, nie. To nie jest dobry pomysł-szepnęłam próbując odsunąć się od niego.
Mocniej oplótł mnie w talii, uniemożliwiając mi to.
-Shh... Wiem że tego chcesz-mruknął prosto do mojego ucha wywołując tym samym mrowienie w podbrzuszu.
   Szczerze powiedziawszy, w jego słowach było ziarenko prawdy. A nawet więcej...
Chciałam czuć się inaczej niż zwykle. Dobrze wiedziałam, że Tomlinson właśnie tak sprawi.
Ze świata moich zamyśleń wyrwał mnie dotyk szatyna. Jego palce wślizgnęły się pod moją koronkową bielizną. Delikatnie sunął palcami wrażliwym punkcie .
   -Lou, błagam cie, przestań-sapnęłam ledwo łapiąc oddech.Chciałam, żeby był jakiś intymny moment w tej całej chorej relacji pomiędzy nami, ale nie byłam pewna czy to właśnie ma być ta chwila. Z jednej strony wiedziałam, że on nie robi tego bezinteresownie, czyli tylko po to aby się zabawić, choć z drugiej strony nie byłam do końca przekonana czy zrobię dobrze oddając się tej sytuacji.
Szatyn odwrócił mnie przodem do siebie, przez co mogłam spojrzeć w jego oczy
   -Nie ufasz mi, księżniczko?-zadał pytanie które brzmiało-według mnie-jak retoryczne lub nawet powiem, że oskarżenie.
-Co?-natychmiast zareagowałam- To nie tak, że ci nie ufam. Po prostu, no ja...-nie miałam zielonego pojęcia jak wybrnąć z tej mało komfortowej sytuacji- Zaufanie nie ma tutaj nic do rzeczy-wiedziałam, że Tomlinson nie jest głupi i nie kupi tej bajki, iż nie ma to znaczenia. Owszem miało. I to duże.
   Spojrzałam na jego usta, po których przejechał językiem. Przygryzłam dolną wargę i zaczęłam rozmyślać, co tak naprawdę one potrafią i mogą. Pragnęłam poczuć te usta na swoich i nie tylko na nich.
   -Zrób to- wydusiłam z siebie, jednocześnie kładąc się.
   Louis bez słowa zsunął majtki z mich bioder. Uśmiechnął się znacząco, widząc, że nie mam zamiaru zabronić mu dalszych działań. Spojrzałam się w sufit, próbując utwierdzić się w tym, że chcę tego i dobrze robię. Jak już miałam w zwyczaju odpłynęłam w zamyśleniach. Sprowadziły mnie na ziemię mokre pocałunki, które chłopak składał na wewnętrznej stronie ud. Zamknęłam oczy, przygryzając dolną wargę i coraz głębiej oddychając. Nim zdążyłam w zupełności zarejestrować to co się dzieje, poczułam drażniący moje wejście, język szatyna. Zatoczył przy nim kilka kółek i wślizgnął się w nie. Louis był wyraźnie zadowolony z mojej reakcji, bo momentalnie powtórzył sprawiający mi przyjemność ruch. Cofnął się na moment, patrzył na mnie kilka sekund i ponownie opuścił głowę.
Westchnęłam głośno, kiedy jego nos przejechał po mojej łechtaczce. Przeniósł na nią swój język. Fala przyjemność rozlała się po moim ciele, plecy automatycznie wygięły w łuk. Oplótł ustami mój najczulszy punkt i zaczął lekko go ssać. Moje ciało przeszedł potężny dreszcz, gdy poczułam nowe doznanie. Oddychałam ciężko, a powietrze ledwo wpadało przez rozedrgane usta. Głośne westchnięcie, któremu pozwoliłam się wydostać z pomiędzy moich warg, musiało go zadowolić, usłyszałam jego mruknięcie. Rozbawił go fakt, że nie wiedziałam, gdzie podziać moje ręce, dopóki jedną z nich nie chwyciłam pościeli, a drugą wplotłam w jego włosy . Usłyszałam i poczułam jego jęknięcie, gdy zacieśniłam uścisk na włosach, lekko je pociągając. Wibracja przysporzyła dodatkowych doznań. Jedna z jego rąk oplotła moje udo, a jego środkowy palec najpierw przejechał wzdłuż mojego wejścia, by po chwili powoli się w nie wsunąć. Przechyliłam głowę do boku, nie będąc w stanie zrobić absolutnie nic. Czułam jak wsuwa i wysuwa ze mnie palec, jeżdżąc językiem po mojej łechtaczce.
   Nie minęło dużo czasu, gdy doznania znacznie się nasiliły. Czułam, że jestem u kresu. Louis wiedział to i skinął lekko głową na znak, że jest świadomy tego, co za chwilę się stanie. Dochodząc, wygięłam plecy w łuk i jęknęłam, Kiedy emocje po orgazmie opadły, wyłoniła się głowa Tomlinsona.
Był zadowolony z siebie. Potwierdzał to jego uśmiech mówiący "Już wiesz, że jestem dobry we wszystkim co robię".
-Czekam w samochodzie-powiedział, wstając. Opuścił mój pokój.
   Wytarłam policzki mokre od łez i odetchnęłam ciężko. Czułam się żałośnie, jak mogłam na to wszystko pozwolić. Wiedziałam, że to, co się stało pomiędzy nami nie jest dobre, a teraz ja ponoszę za to konsekwencje, a nie on. Nie rozumiem czemu byłam wtedy taka ślepa, głupia, naiwna i długo tak jeszcze wymieniać.
   -Victoria-tata odezwał się po dłuższej ciszy, która panowała w aucie. Spojrzałam na niego ze zmarszczonymi brwiami. Zamierza mi wypominać znajomość z Louis'em, albo to, że nie powiedziałam mu, iż go znam i wiedziałam, gdzie przebywał? Ta, zapewne obie te opcje.
   -Tato, proszę nie wypominaj mi tego wszystkiego, co źle zrobiłam w ostatnim czasie...upss, zapomniałam, że mam się nie odzywać. Wybacz, mój błąd-zaczęłam się wiercić na swoim miejscu, chcąc ułożyć się na nim jakoś wygodniej. Nie czuje swojego tyłka i to mnie strasznie drażni.
   -Właściwie to chcę cie przeprosić, córeczko. Nie chciałem tego powiedzieć. Byłem zły...Przepraszam. Jest mi naprawdę przykro, że zostałaś przeze mnie tak potraktowana.
   Patrze na niego zdziwiona. On mnie przeprosił, no to mnie zaskoczył. Byłam niemal stuprocentowo pewna, że będzie mi wypominać, co zrobiłam źle.
    Uśmiechnęłam się słabo i skinęłam głową.
-Jest okej-szepnęłam-Nie gniewam się
   Odwzajemnił uśmiech i ponownie skupił się na przemierzanej drodze.


   Obudził mnie dzwonek telefonu. Przeciągnęłam się i sięgnęłam po urządzenie. Spojrzałam na wyświetlacz. Matt, dzwoni Matt!
   Szybko przejechałam palcem po ekranie, odbierając. Przyłożyłam aparat do ucha.
-M-Matt?-powiedziałam niepewnie do słuchawki.
   -Cześć, mała-usłyszałam cichy, zachrypnięty głos, który pomimo wszystko przywołał na moją twarz uśmiech. Przyznaję, że tęskniłam za nim. Nie słyszałam go ponad tydzień.
   -Jak się czujesz? Wszystko już dobrze?-usiadłam, czekając na jego odpowiedź.
 -W nocy wybudziłem się ze śpiączki i czuję się nawet spoko...Victoria, czy mogłabyś przyjechać? Musimy porozmawiać, poważnie.
   -Um...jasne. Tylko się ubiorę i przyjadę-uśmiechnęłam się lekko do siebie.
  -Leżę na trzecim piętrze w sali 407
   -Okej, będę niedługo, cześć-rozłączyłam się i wzięłam głęboki wdech. Czy Matt chce mi wszystko wytłumaczyć?


   Ja, Victoria Williams osiągnęłam 370 km/h, co znaczy, że wygrałam zakład z niejakim Louis'em Tomlinsonem, z czego się cieszę niesamowicie. Jego mina była bezcenna, jak i pozostałych obecnych na torze. Kto by się spodziewał, że pokonam najlepszego ścigającego się gościa w...mieście? Stanach? Europie? Świecie? 
   Zanim wyszłam z auta, jego właściciel zniknął w jakimś poniszczonym budynku. Zmarszczyłam brwi, zastanawiając się po co. Postanowiłam iść za nim . Niekoniecznie jest to dobrym pomysłem, jednak chcę przekonać się, co Louis ma zamiar tam robić. Wiem, to nie moja sprawa. Powinnam zając się swoją własną dupą, ale nic nie poradzę, iż nie potrafię. Ciekawość w tym przypadku zwyciężyła.
   Mijając ludzi, którzy gwizdali, gratulując mi przez ten sposób wygranej, weszłam do tego samego budynku, co przed chwilą Tomlinson. W środku nie wyglądało nic lepiej. Biała, podrapana i gdzieniegdzie odrywająca się farba, nierówny beton i przede wszystkich echo. Próbowałam stąpać lekko po podłożu, by nie robić żadnego hałasu. Rozglądałam się za szatynem. W końcu mój wzrok zarejestrował go, wchodzącego po schodach na końcu długiego korytarza, a po chwili znikającego za ciężkimi metalowymi drzwiami. Wzięłam głęboki wdech i szybko oraz cicho ruszyłam w tamtym kierunku. Ponownie zaczęłam się rozglądać, by upewnić się czy nie jestem śledzona. Na moje szczęście nie.
   Po chwili również zniknęłam za tymi samymi drzwiami, mając wcześniej problem z otwarciem ich. Ale w końcu udało się i jestem w środku.
  Pomieszczenie dzieli się na dwie części- tą, gdzie nie ma nic jedynie ogromnego doniczkowego kwiatka i  framugi, prowadzącej do tej drugiej części całego pokoju, gdzie znajduje się wszystko, a nawet więcej.
  Schowałam się za kwiatem, przyglądając się osobom stojącym, w drogiej części pomieszczenia. Jest tam przede wszystkim Louis, zaraz przy nim stoi Harry i jakaś dziewczyna, której w życiu nie widziałam na oczy; była stanowczo najmłodsza z tutaj obecnych. Naprzeciw nich stali...Matt, a za nim Lucas? Co do cholery się tutaj dzieje?!-wydarłam się w myślach.
   Wytrzeszczyłam oczy, gdy zorientowałam się, że Louis mierzy bronią w Matt'a, który chronił naszego przyjaciela ciałem. Najstarszy był wściekły. Czemu się tak zdenerwował? Co ta dwójka do cholery zrobiła, że Tomlinson jest tak wyprowadzony z równowagi?
   -Wreszcie dorwałem pierdolona, mała cipo-syknął dwudziestolatek do Matt'a, a może Lucas'a? Nie jestem w stanie stwierdzić.
  Usłyszałam wredny śmiech Browna.
  -No pacz, Williams wreszcie ci się do czegoś przydała. Kto by się spodziewał, że będziesz miał rację-prychnął.
  -Zamknij się!-Louis odbezpieczył broń.
-Chciałeś ją wykorzystać!-krzyknął Matt, lustrując go pogardliwym spojrzeniem.
   Co? Wykorzystać?
   -Cóż...powinna wiedzieć, że jesteś chujem, Lou. Była taka naiwna-Lucas pokręcił głową-Przymilałeś się do niej, zdobyłeś jej zaufanie. Wykorzystałeś ją tak perfidnie do swoich celów-uśmiechnął się szyderczo-Chciałeś mnie tylko dorwać, wydobyć ze mnie informacje na temat sam wiesz czego, a potem mnie zabić. Ale musisz coś wiedzieć. Twój plan nie wypali-zaśmiał się głośno-Przykro mi
  -Odsuń się, szczylu!-zwrócił się groźnie do Matt'a
-Nie daj się sprowokować, Louis. Proszę cie-odezwała się po raz pierwszy bezimienna dziewczyna, stojąca teraz przy boku dwudziestolatka.
  -Odsuń się, kurwa!-wrzasnął do Matt'a. Ten jednak nie posłuchał. Tomlinson stracił swoją lichą cierpliwość, pociągnął za spust, a huk rozległ się po całym magazynie. 
   Spojrzałam na leżącego na ziemi przyjaciela. Plama na jego jasnej koszulce robiła się coraz większa.
   Czułam jak łzy spływają po moich policzkach, gdy rejestrowałam co właśnie się stało. Nim zorientowałam się co robię, wstałam i rozchyliłam wargi, z których wyleciał głośny pisk.
   Każdy zwrócił się w moją stronę, prócz zwijającego się z bólu Matt'a. Zatkałam usta dłonią, patrząc z przerażeniem na Louis'a, który był zdezorientowany.
   -Victoria-szepnął, podchodząc co mnie.
 -Nie podchodź do mnie!-wybuchnęłam płaczem-Jak mogłeś mi to zrobić?! Czemu zrobiłeś to jemu?!-wskazałam na mojego przyjaciela.
  -Ja...
   Nie zdążył dokończyć. Policja wbiegła do pomieszczenia, gdzie znajdujemy się my. Kilka snajperów otoczyło całe to towarzystwo, mierząc w nimi swoją bronią. Reszta policjantów w tym Zayn skuła ich i wyprowadziła z pokoju. Mój ojciec spojrzał na mnie, nie dowierzając. Zacisnął szczękę i pokręcił głową.
   -Tato, nie mam nic z tym wspólnego!
-Nie tłumacz się. Jedź na komendę.
  Westchnęłam i skinęłam głową. W tym momencie wbiegli ratownicy i zaczęli się zajmować rannym chłopakiem. Wyszłam wraz z moim opiekunem w ciszy z budynku. 
   Już wiem jak Louis razem ze swoimi ludźmi uciekli z aresztu. Zayn im pomógł. Ale gdzie podziała się ta dziewczyna? Może pojechała zawiadomić Niall'a? Nie wiem. Nie obchodzi mnie to.
   Wysiadłam z taksówki, zaraz po tym, jak zapłaciłam mężczyźnie należną sumę. Szybko pobiegłam do szpitala, gdyż zaczęło padać. Gdy byłam już w środku, od razu pokierowałam się do sali, gdzie leży Matt. Stanęłam przed drzwiami i wzięłam głęboki wdech. Weszłam do środka, a przyjaciel spojrzał na mnie i uśmiechnął się słabo. Odkaszlnęłam i przywitałam się z nim, siadając na taborecie przy jego łóżku.
   -Wszystko ok, Vic?-spytał zniżając swój ton do szeptu.
 -Jest lepiej-mruknęłam, patrząc na swoje palce, którymi w tej chwili się bawiłam-Po co miałam przyjechać?-przeniosłam wzrok na jego twarz.
   -Chciałem cie przeprosić, mała, ale również zostałem oszukany przez Browna. Pierdolony kutas wiedział, że tam będziesz. Wiedział, co powiedzieć do Tomlinsona.
 -Louis mnie oszukał, Matt...i zranił
   -Ta sprawa z tobą nie była do końca prawdą. Lucas w większości kłamał.
-W większości-powróżyłam.
   -Rozmawiałem z Liam'em i to dość długo na twój i Louis'a temat...I wiesz co...To prawda, że na początku chciał cie wykorzystać, ale potem coś się zmieniło...
 -I mam w to uwierzyć? Skąd Liam może to wiedzieć?
   -To prawda, że mój brat i Tomlinson są wrogami...dlatego nie lubię tego człowieka, bo to jasne, że zawsze będę trzymał stronę Liam'a, który przyjaźni się z przyczłapem z grupy Louis'a.
   -Nie obrażaj Niall'a, jest spoko.
  -Skąd wiesz, że mówię własnie o nim-spojrzał na mnie zaskoczony.
   Zaśmiałam się głośno, kręcąc głową.
 -Cóż...wpadł sobie najpierw na Hod-doga zamiast od razu pojechać i pomóc Louisowi-parsknęłam.
   -Taa-zaśmiał się-W każdym razie, to właśnie Niall mówił o tej całej sytuacji...
 -Nie było go tam.
   -Oj był-uśmiechnął się głupawo-Znalazł sobie dobrą kryjówkę, spryciarz jeden.
 -Ohh...ale po co mi to wszystko mówisz...o Tomlinsonie. Czemu go bronisz czy coś?
   -Jak już wspominałem nie lubię typa, ale nie chciał cie skrzywdzić...Może powinnaś wybaczyć i zapomnieć?
   -Wybaczyć i zapomnieć-mruknęłam zamyślona-Ani nie jestem Jezusem, ani nie mam Alzheimera, więc nie, dzięki. Tym razem spasuje-prychnęłam.
   Matt na mnie spojrzał zaskoczony. Przez chwilę leżał w ciszy, jednak potem wybuchnął śmiechem. Uśmiechnęłam się szeroko i po chwili również zaczęłam się śmiać.
   -Jesteś niemożliwa, mała.
 -Tak, tak, wiem-machnęłam ręką.
  -I co teraz będzie?
-Nie wiem, oj nie wiem, Matt-westchnęłam.
---------------------------------------------------------------------
Sprawa number one
No więc robię od nowa zakładkę "Informowani", bo coś mi się pochrzaniło, buuu. Więc, kto zechce być informowany o nowych rozdziałach niech wpisze w komentarzach swojego tt. Proste cnie? Oczywiście, że tak XD

Sprawa number two
PRZEPRASZAM, PRZEPRASZAM ,PRZEPRASZAM! Jezuuuu jestem niemożliwa! Nie dodawanie kolejnego rozdziału przez prawie 2 miesiące, skandal. Porażka na całej linii. Przepraszam, że musieliście tyyyyyyle czekać i to na tak dziadowy rozdział. Kolejne buuuuuuuu.
Obiecuję nie dopuścić ponownie do takiej SYTUACJI. Postanawiam poprawę i proszę Was o rozgrzeszenie XDD

Sprawa number three
Cóż...jestem całkowicie pewna, że sporo czytelników odeszło. Smuteg, ale cóż. Takie życie.
I proszę Was tak bardzo, bardzo ładnie o polecenie tego bloga swoim znajomym czy coś. Oczywiście nie nalegam, żeby nie było: co ona sb myśli fuuuu, nie dodaje rozdziału przez tak długi czas i chce teraz pomocy buuu. Hahaha. Więc jeśli aniołki zechcecie mi pomóc to to zrobicie.
Kochaaam Waaas, tak bardzo, bardzo mocniuuuuutko, awh.

Sprawa number four
Teraz trochę o tym opowiadaniu, hihi XD
Od tego rozdziału zaczyna się tak naprawdę prawdziwa akcja 0.0 Będzie ostro.
No to się pokomplikowało, hmm? No i jak myślicie co teraz będzie. Louis wrobiony przez Lucasa, buuu. Matt i Victoria też. Jak on tak mógł. Kutas jeden. Huh, nie lubię go. GŁUPI CZARNY CHARAKTER. Będzie wszędzie mącił o.o

Sprawa number five
Proszę Was o komentarze. To zajmuje jedynie chwilę, a działa bardzo motywująco.
Aaaa i jak macie jakieś pytania to zapraszam na ask'a

Dziękuję Joli <3
I to by było na tyle. ILYSM <3333333333
DO NASTĘPNEGO *.*