...

/inne/czarna_rozaa.cur

sobota, 29 marca 2014

Nowy Zwiastun ^^


Kochani zrobiłam nowy zwiastun jeeeeeeeej. Mi osobiście strasznie się podoba dsbhdfevvjedvejh
                                                                    *.*
                                                             A waaaaam?

niedziela, 23 marca 2014

Rozdział Trzynasty

-Ja!
Odwróciłam się, na mojej twarzy od razu został namalowany przebiegły uśmieszek. Harry Styles we własnej osobie. Podniósł rękę, po czym do nas podszedł.
-Ściga się za młodego Tomlinsona, Duffeld- stanął przy mnie i włożył dłonie do kieszeni spodni.
-Victoria Williams ściga się za mojego braciszka, jak słodko.
Z tłumu wyszedł, nie kto inny, niż ten kutas, Josh- Wydaje ci się, że masz jakiekolwiek szanse na zwycięstwo?
-Och odezwał się "król wyścigów", który uprowadził swojego brata, bo bał się przegranej- prychnęłam
Wszyscy zaczęli się śmiać z tego, jak pojechałam braciszkowi Lou.
-Słuchaj, ślicznotko- podszedł do mnie cholernie blisko. Zamiast czuć niepokój, czy coś tego typu,czułam coraz większą odwagę- Ze mną się nie zadziera, bo to się może źle dla ciebie skończyć.
-Wiesz...-skrzyżowałam ręce na piersi-Już mi to ktoś mówił i myślę, że wiesz nawet kto.
-To, że, Louis ci nic nie zrobił, to nie znaczy,iż ja ciebie nie skrzywdzę
-Po pierwsze, nie ładnie, tak grozić, skarbie, a po drugie, jakoś się ciebie nie boję- sztucznie się uśmiechnęłam.
-Suka-warknął, piorunując mnie spojrzeniem, co naprawdę było śmieszne. .
Niech ci kurwa wybuchną te oczy pasztecie.
Jednak uświadomiłam sobie, że nazwał mnie suką, co nie było miłe i to spowodowało, iż porządnie się wkurzyłam.
Wal się cwelu.
-Cooo?-uniosłam brwi-Jak ty mnie nazwałeś niedorobie?
-Jesteś suką- wyraźniej wymówił to słowo.
Uśmiechnęłam się sztucznie. Następnie nie wahając się, z całej siły kopnęłam go w klejnoty. Chciałam zrobić to jeszcze raz, niestety zostałam odciągnięta przez Harry'ego, który poprowadził mnie do jakiegoś pustego miejsca.. Spojrzałam na loczka pytająco, na co wywrócił swoimi szmaragdowymi oczętami.
-Dlaczego to zrobiłeś, hm?- skrzyżowałam ręce na piersi, uważnie obserwując jego twarz.
-Żebyś nie robiła scen i...
-Ja scen?-zaśmiałam się ironicznie- To on nazwał mnie do cholery, suką, Styles
-Może miał powód-mruknął, będąc lekko zirytowany?
-Co masz na myśli?
-Nie oceniam cie, czy coś...ale ma rację. Jesteś suką i to w dodatku wredną- uniósł brwi, które zniknęły za jego włosami, znajdującymi się na czole.
Josh nazwał mnie suką.
Harry nazwał mnie suką 
Co im jest?  
Miałam ochotę otworzyć usta i odpysknąć, jednak ostatecznie postanowiłam tego nie robić. To nie jest dobry pomysł. Wcale.
-Dlaczego tak uważasz?- oblizałam usta, kiedy moje plecy zderzyły się ze ścianą jakiegoś pustego/zajętego budynku.
-Cóż. ..Jakiś czas temu zderzyliśmy się na przystanku autobusowym, właściwie to Ty na mnie wlazłaś. Zaczęłaś wrzeszczeć ciskając przekleństwami w moją stronę...
-Cooo? to byłeś ty?
-Taa- wywrócił oczami.
-Och...ja...um...cóż, nie poznałam cie. Miałeś kaptur i okulary przeciwsłoneczne...przykro mi i przepraszam jeżeli cie zraniłam, ślicznotko- uśmiechnęłam się głupawo.
Z całych sił powstrzymywałam śmiech, który za wszelką cenę chciał się wydostać z moich ust. Niestety, gdy Harry nim wybuchnął, nie mogłam wytrzymać, więc także to zrobiłam.
-Dziewczyno masz charakter- kiwał głową z rozbawieniem i szerokim uśmiechem zdobiącym jego malinowe usta.
-Ej laaska! Ścigasz się czy nie?!- jakiś gość podszedł do nas.
-Ta...znaczy ta.
-To ruszaj swój tyłek i chodź.
Wypchaj się pryszczu.
-Tak, oczywiście- wywróciłam oczami i udałam się wraz z Harrym w stronę mojego/nie mojego auta. Rozmawiałam jeszcze chwilę z nim o wyścigu, i jak w nim mogę być sprytniejsza, zanim wsiadłam do pojazdu i odpaliłam go, by pojechać na start. Po znalezieniu się na miejscu, czekałam razem z pozostałymi zawodnikami, o ile mogę ich tak nazwać, aż skąpo ubrana dziewczyna/dziwka upuści białą chustkę, co będzie oznaczało, że czas ruszyć i zacząć wyścig. Zamiast tego zerwała się z miejsca, gdy zostało wypowiedziane dość istotne zdanie.
-Gliny nadchodzą!- jakiś chłopak odpowiedzialny za informowanie, o tego typu sprawach, wrzasnął. Całe towarzystwo zaczynało się ulatniać, więc także miałam to zrobić, jednak zobaczyłam wkurwionego Harry'ego, który rozgląda się wokół i zapewne przeklinał, jak szewc. Podjechałam do niego, żeby wszedł i zajął miejsce obok. -Coś nie tak?- ruszyłam w stronę kilku piętrowego parkingu,gdzie mam zamiar zaparkować i przeczekać całe to bagno.
-Zajebali mi auto-warknął, krzyżując ręce na piersi.
Harry uważaj, bo żyłka ci pęknie.
-Uh, nie bulwersuj się tak- poradziłam zmieszana. Nie wiem, jak zachowywać się w takich sytuacjach, jak ta. Ale się naprawdę, do cholery staram.
-Łatwo ci mówić. To nie TY zostałaś okradziona
Ta, to pewne. Nie mogę tego samego powiedzieć o tobie oraz Liamie, któremu gwizdnęłam auto. Och ja nie dobra.
-Masz rację...ja po prostu, uh, nie wiem, jak mam się zachować w takiej sytuacji- przyznałam.
-Nie rozmawiajmy już o tym?- zaproponował, na co skinęłam głową, zgadzają się. Ucieszył mnie fakt, że nie musiałam się już czuć nie komfortowo.
Wolna
Wolna
WOLNA.
Zaparkowałam na jednym z miejsc parkingowych, znajdujących się na ostatnim piętrze, czyli 5. Wyłączyłam silnik, oparłam głowę o zagłówek fotela, starając się odpocząć od dzisiejszych wydarzeń. Niestety spokój nie potrwał długo, gdyż usłyszałam auto wyjeżdżające na to samo piętro, gdzie jesteśmy my. Otworzyłam oczy i zobaczyłam czerwono-niebieskie światełka
-Cholera! Znaleźli nas!-wrzasnęłam odpalając szybko silnik. Spojrzałam za siebie, nie mając innego wyboru (muszę jakoś wyjechać), ujrzałam mojego ojca siedzącego w samochodzie policyjnym
-Shit, mój ojciec! -nieświadomie wypowiedziałam to zdanie na głos, wręcz zadarłam się. Poczułam wypalające spojrzenie Harry'ego na swojej twarzy, gdy wyjechałam i zaczęłam szybko zjeżdżać w dół parkingu. To samo uczynił mój tata, wszczynając pościg.
-Nie pacz tak na mnie- ostrzegłam
-Twój ojciec jest psem?- powiedział powoli i ostro, co nie było przyjemne do słuchania.
-Tak- wymamrotałam niechętnie
-Bardzo cie lubię i w ogóle, ale radziłbym ci zerwać kontakt z Louisem, mówię poważnie,Vic. On może zrobić ci niechcący krzywdę- tłumaczył.
Och, więc to prawda. Louis może mnie zranić fizycznie...
-Dobrze- poddałam się- Zrobię tak.



Czwartek postanowiłam spędzić w domu przed laptopem na Tumblerze. Nie miałam głowy na szkołę. Gdybym do niej poszła, myślałabym o Louisie, a to jest ostatnia rzeczą, którą bym w tej chwili chciała. Zreblogowałam parę zdjęć, potem szukałam czegoś interesującego do czytania. Weszłam na kilka stron, jedynie jedna z pięciu, przykuła moją uwagę. Zmieniłam pozycję z leżącej na siedzącą. Splotłam nogi, a łokcie oparłam na udach, gdy wpatrywałam się w ekran laptopa. Zmarszczyłam brwi błądząc wzrokiem po blogu niejakiego Boo Bear'a. Wygląda na to, że jest to internetowy pamiętnik, gdyż są doskonale opisane notki z jego życia. Wiem, iż nie powinnam tego czytać, jednak postanowiłam to zrobić, bo zauważyłam napis "Jesteś na moim blogu, więc jak chcesz to to czytaj, ale ostrzegam, żebyś uważał na siebie, bo cie znajdę i zabije. Mówię Poważnie". Zaśmiałam się z tych zdań. Gość ma poczucie humoru. Kliknęłam na link prowadzący do pierwszego posta.

Więc tak:
1. Jesteś na moim blogu, co oznacza, że znalazłeś przez przypadek mój "pamiętnik", albo jakaś suka czy chuj ci podał link.
2.Ostrzegam przed konsekwencjami, gdy to będziesz czytać dalej, bo wtedy poznasz moje chujowe życie...o tak zjebane życie, no nic.
3.Wiesz co? Właściwie to mam to głęboko w dupie, czy zagłębisz się w tajemnicę mojej historii życiowej.

ZAPRASZAM DO CZYTANIA :/

----------> NEXT

12.01.2011 rok

Właśnie moi rodzice znów się kłócą. Mam tego kurwa dość. Tak jest codziennie. Nie mogę spędzić normalnie czasu w rodzinie. Zazdroszczę dzieciakom, które świetnie dogadują się ze swoimi starymi i spędzają z nimi wspaniały czas. Marzę o tym, by wydostać się z tego piekła, raz na zawsze. 

Zbiegłem wkurwiony na dół do kuchni, gdzie mój ojciec krzyczy na mamę. Tak bardzo mi jej szkoda. Jest traktowana, jak jakaś nic niewarta szmata. Nie dam rady dłużej tego słuchać. Muszę coś zrobić, muszę coś zdziałać.

Zatrzymałem się jakiś kawałek o rodziców, mocno zacisnąłem pięści, gdy pijany ojciec przyparł z całej siły matkę o ścianę. Nie zastanawiając się dłużej, ruszyłem przed siebie, by zapobiec jakieś gorszej sytuacji od tej, która teraz ma miejsce. Położyłem dłonie na barkach mężczyzny i odciągnąłem go od mamy, by następnie zrobić to samo, co przed chwilą Jay. 
-Odpierdol się!- wrzasnął, gdy próbował się wyswobodzić się z mojego uścisku.
-Nigdy, kurwa, więcej, nie tkniesz mamy!- popchnąłem go na blat kuchenny, o który uderzył głową.
Jęknął z bólu, jednak bez najmniejszego problemu wstał i podszedł. Nie zawahał się kopnąć mnie w brzuch. Skuliłem się, gdy do oczu napłynęły łzy. Ból przeszył całe ciało, przez co ten chuj miał przewagę. Chciał walnąć mnie pięścią w twarz, ale mój brat go powstrzymał, gdy tylko pojawił się w kuchni, łapiąc go za rękę, która miała wylądować na moim policzku. Na chwilę został odciągnięty, jednak tylko na krótką chwilę. Popchnął swojego starszego syna, chwycił pustą butelkę po piwie, po czym roztrzaskał ją na mojej głowie. Straciłem przytomność.

----------> NEXT

-O Boże- zatkałam dłonią usta, wpatrując się z niedowierzaniem w ekran. Biedy Boo Bear, jego matka i brat. To było straszne, naprawdę.
Wzięłam głęboki wdech, gdy zdecydowałam się przejść do kolejnego posta.

20.01.2011 rok

Gdy butelka została rozbita na mojej głowie i straciłem przytomność, spałem 8 dni, wow. Sporo, prawda? Mniejsza. W obecnej chwili jestem wciąż w szpitalu, głowę mam obwiniętą bandażem, do ciała mam podłączony kardiogram, kroplówkę i resztę tego gówna. Nudzę się, mimo tego, że gadam z bratem większość czasu, jak również z mamą. Serio potrzebuję dziewczyny. 

Rozglądałem się po pustej sali, myśląc o spotkaniu z mamą, której nadal nie było. Mówiła, że dziś przyjdzie, więc czekałem cierpliwie. Czułem niepokój, bo chciała o czymś istotnym ze mną rozmawiać. Nie miałem pojęcia o czym, co naprawdę mnie irytowało. Bałem się, że to chodziło o ojca. 

Usłyszałem otwierające się drzwi, więc spojrzałem w tamtym kierunku. Zobaczyłem posiniaczoną mamę, przez co zamarłem. Wiedziałem, że chodziło o ojca. Kurwa! Podeszła do łóżka i usiadła obok na taborecie. 
-Louis...- nie wiedziała, co powiedzieć, a może raczej, jak zacząć rozmowę, bym się nie uniósł? Nie wiem, naprawdę nie wiem, co miała zamiar powiedzieć, by mnie nie zezłościć.
-Kto ci,kurwa, to zrobił?- syknąłem, patrząc na jej siniaki. Nie odpowiedziała- Ojciec,prawda?- nie zaprzeczyła- Ja go zabije!- usiadłem i zacząłem pozbywać się wszystkiego, co zostało do mnie podpięte. 
-Louis, uspokój się! To nie on!
Zaprzestałem czynności i spojrzałem na Jay.
-A kto?- uniosłem brwi.
-Upadłam- mruknęła, na co wywróciłem oczami.
-I myślisz, że uwierzę w tą bajeczkę?! To zrobił on, przyznaj to!
-Tak- westchnęła, poddając się.
-Czemu od niego nie odejdziesz? Przeprowadźmy się do innego miasta, zostawmy go- prosiłem.
-Przykro mi,nie -pokręciła głową. Nie mogłem uwierzyć w to, co powiedziała- Jest moim mężem, Louis, nie zrobię tego, przepraszam.
-Ja pierdole! Jaki masz problem?! Pozwolisz się, tak traktować?!
Kobieta wstała i tak po prostu opuściła salę, w której przebywałem. Miałem tego kurwa dość. Nie miałem zamiaru zostać w domu z tym potworem. O nie,nie,nie. W tej chwili planowałem ucieczkę. Miałem zamiar wyjechać z Doncaster do Stanów w najbliższym czasie. Musiałem to załatwić. Mój kumpel, którego poznałem na wakacjach mieszka w Las Vegas. Powiedział, że jeżeli potrzebuję pomocy zawsze mogę liczyć na niego. 

----------> NEXT


-Las Vegas, cóż za zbieg okoliczności- mruknęłam, zaczytana w historię tego chłopaka.

25.01.2011 rok

Dobra wiadomość! Maaaam załatwione bilety do Laaas Veeeegas! Jezu, nie wierzę! Tak się cieszę! Wreszcie będę mógł opuścić to miasto i rodzinę. Po 16 latach w "niewoli",będę mógł żyć normalnie, tak, jak chciałem. Wylatuję jutro do kumpla, powiedział, że mogę zamieszkać z nim, bo ma ogromny dom. Nawet bardzo, sam widziałem. Nie mogłem wyobrazić sobie lepszego! Tak, czy inaczej, jestem już całkowicie spakowany. Wziąłem najpotrzebniejsze rzeczy, czyli: laptop, mp4 i tablet...ubrania też! Jak mógłbym o nich zapomnieć, ach! Dzisiejszy dzień spędzę przy oglądaniu telewizji, siedzeniu na telefonie i graniu w fife. Hmm...oczywiście jeszcze przy jedzeniu! Zażre się chipsów, pizzy i słodyczy! Jest co świętować!

----------> NEXT

Postanowiłam na chwilę zaprzestać czytania, bo mój brzuch strasznie głośno burczy, zgłodniałam. Szybko wstałam z łóżka i wyszłam z pokoju. Spojrzałem na zegar zawieszony na końcu korytarza. Jest 13, a wstałam pięć godzin temu. Nie dziwię się, że jestem głodna i to cholernie. Będąc przy schodach prowadzących na parter, potknęłam się o swoje buty-świnki. Usiadłam na jednym ze schodków i nałożyłam słodkie kapcie. Wstałam i zerknęłam na stopy. Nie mogłam powstrzymać cichego śmiechu, bo wyglądam bardzo dziecinnie w tych butach i różowej piżamie w misie. O tak, jestem godną siedemnastolatką, bez bicia. Zbiegłam na dół i wpadłam do kuchni. gdzie siedziała moja siostra, jedząca obiad. Ja zaraz skonsumuje swoje śniadanko, jeej.
Kocham śniadanka.
Wyciągnęłam miskę i z tej samej półki cini minis". To wszystko odstawiłam na blat kuchenny, by wziąć z szuflady łyżkę, a z lodówki mleko. Szybko wyspałam płatki, których po skończonej czynności trochę zjadłam. Kiedy wlałam mleko, chwyciłam miskę i łyżkę, po czym usiadłam wygodnie na krześle obok mojej siostry.
-Co tak wcześnie kończyłaś?- spojrzałam na Emily, która uważnie obserwowała moją twarz.
-Nie miałam dwóch lekcji- wyruszyła ramionami.
-Och?- uniosłam brwi, mając pełną buzię płatków-A może się zerwałaś?
-Nie jedz z pełną buzią, bo wyglądasz, jak chomik-zaśmiała się- Nawet jeśli się zerwałam, to co?
-Nic, zupełnie nic- uśmiechnęłam się, gdy połknęłam płatki.
-Coś ci cieknie z ust siostrzyczko- powstrzymywała śmiech, co było doskonale widoczne. Dotknęłam brody, po czym ją wytarłam ze spływającego po niej mleka. Jęknęłam niezadowolona, gdy zorientowałam się, że moja miska jest puściuteńka. Leniwie wstałam z krzesła, biorąc do rąk naczynie, by włożyć je do zmywarki razem z łyżką.
-Tak w ogóle czemu jesteś jeszcze w piżamie?- Emily wstała i zrobiła to samo z naczyniem i sztućcami, co ja.
-Dopiero wyszłam z łóżka-wyruszyłam ramionami, udając się do salonu z siostrą.
-Co się dzieje?
-A co ma się dziać?- rozłożyłam się na sofie, zajmując ją całą, na co Emily wywróciła oczami i usiadła na fotelu.
-Od ponad tygodnia jesteś jakaś dziwna i nieobecna- skrzyżowała ręce na klatce piersiowej- Kim on jest?- uśmiechnęła się głupawo.
-Nie wiem, o kim mówisz...więc zakończmy temat, okej?- zakryłam twarz poduszką.
-Oj, daj spokój. Powiedziałam ci o Alanie, więc powinnaś coś wyjawić na temat chłopaka, który ci sie podoba...więc?- wstała i zajęła poduszkę z mojej twarzy.
-Nie chcę, o tym mówić. To skomplikowane...i wcale mi się nie podoba, wcale.
-Owszem podoba.
-Nie, nieprawda!- usiadłam zirytowana.
-O mamusiu! Ty się zauroczyłaś!- pisnęła podekscytowana.
-Nie do cholery! Weź się zamknij, no!
Zaczęła się śmiać na moją nerwową reakcję, uniosłam brew. Zdałam sobie sprawę, że nie odpuści, więc zaczęłam się zastanawiać czy jej wszystko opowiedzieć, czy też nie.
-No dalej, mów- poklepała miejsce obok siebie, bym spadła, zrobiłam to.
-Nie powiesz tacie?- wolałam się upewnić, żeby nie było dramy. Gdyby ojciec sie dowiedział o Louisie, miałabym istne piekło.
-Nie, oczywiście, że nie, Vic. Jesteśmy siostrami i wspieramy się, pamiętasz jeszcze?
Uśmiechnęłam się słabo i skinęłam głową.
-No dalej, mów bo nie wytrzymam dłużej- zachęcała mnie.
-Okej...to Louis Tomlinson- mruknęłam, patrząc na ścianę, obok nas
-Och, domyślałam się- zachichotała.
Zdziwiona i zdezorientowana spojrzałam na siostrę pytająco.
Że co? Ona się domyślała? 
Jak to? Jakim cudem?
-Widziałam go raz, kiedy cie powiózł pod dom. Po tym czasie zaczęłaś być dziwna...
-Taa...-nie wiedziałam, co powiedzieć na tę wiadomość
-Czyli podsumujmy...zauroczyłaś się w przestępcy ..
-Co?! Nie! Nie zauroczyłam się kurwa w nim! Louis jest irytujący, lalusiowaty, egoistyczny! Uważa się za najlepszego! Za jakiś kurwa ideał! Nigdy nie spotkałam bardziej wkurwiającej osoby!
-Aww, moja siostra i przestępca. Brzmi to naprawdę słodko. Shippuje was- zachichotała, co zirytowało mnie jeszcze bardziej.
-Ugh.! Wal się no!
-Pamiętaj...mam 16 lat i jestem trochę na to za młoda.
Teraz kurwa będziesz łapać mnie za słówka, naprawdę?
-Ugh!!- wstałam i pobiegłam zła na górę. Trzasnęłam drzwiami i rzuciłam się na łóżko, obok leżącego na nim laptopa.
-Uh!- wrzasnęłam w pościel.
W przeciągu kilku minut udało mi się ochłonąć, więc wstałam na równe nogi, złożyłam laptopa i odłożyłam go na biurko. Potem dokończę czytać tego bloga/pamiętnik, teraz nie mam do tego głowy. Wszystko mnie irytuje.
Oszaleje.
OSZALEJE.
Podbiegłam do komody, gdzie ostatnio odłożyłam telefon, który w tym momencie dzwoni. Spojrzałam na wyświetlacz i moje serce zaczęło bić szybciej. Przygryzłam wargę, czytając jedno i to samo nazwisko kilka razy.
Tomlinson dzwoni, zawał.
o Boże, on dzwoni?
Po co?
Odebrać czy nie?
Nie,nie,nie 
Zignorowałam telefon z powrotem dokładając go na poprzednie miejsce. Nie chcąc myśleć o tym, dlaczego Lou zadzwonił, postanowiłam wziąć prysznic. Szybko wyciągnęłam zwykłe czarne jeansy i tego samego koloru bluzę z napisem "fuck u", która jest jedną z moich ulubionych. Następnie chwyciłam bieliznę i pobiegłam w trymiga do łazienki. Po wzięciu odprężającego prysznicu, owinęłam się ręcznikiem i podeszłam do umywalki, by umyć żeby. Wysuszyłam się i ubrałam w wybrane ciuchy, po czym włożyłam piżamę do kosza na brudne pranie. Opuściłam łazienkę, gdy usłyszałam dzwonek swojego telefonu. Miałam nadzieję, że to nie znów Louis.
PROSZĘ
PROSZĘ!
Chwyciłam urządzenie w dłoń i spojrzałam na wyświetlacz. Odetchnęłam z ulgą, kiedy zobaczyłam imię Alison. Bez zastanowienia odebrałam, siadając w miedzy czasie na moim wygodniutkim łóżku.
-Słuucham- zanuciłam, rozbawiając tym przyjaciółkę, która zaczęła chichotać.
-Heej laska- uśmiechnęłam się pod nosem- Czemu nie byłaś w budzie, co?
-Nie miałam do niej głowy- wbiłam spojrzenie w sufit.
-Uuu co się stało,Vic?
-Nie wiem, jakoś tak- westchnęłam- Przepraszam, że tak powiem, ale jest jakiś konkretny powód, dlaczego dzwonisz?
-Ja..hmm...um...- usłyszałam czyjeś szepty po drugiej stronie linii, na co zmarszczyłam brwi, zastanawiając się czyj to głos- Nasza grupka idzie jutro do klubu na imprezę Mikołajkową i chcemy żebyś poszła z nami...
-Jutro jest szósty grudzień?! Ja pierdole, serio?!- gwałtownie dźwignęłam się na nogi.
-Tak, tak i jeszcze raz tak- zaśmiała
 się- To co? Zgadzasz się, proszę?
-Okej. Dobra, zgadzam się. To powinno mi dobrze zrobić.- uśmiechnęłam się szeroko. Impreza powinna pomóc w rozluźnieniu się, czego naprawdę potrzebuję. Chodzę od kilku dni spięta i nie mogę się skoncentrować.


Zwinnie ubrałam czarne vansy na stopy, kiedy grupa przyjaciół czekała w samochodzie przed moim domem. Następnie podeszłam do lustra, by się przejrzeć.
-Nie wyglądam tak źle- mruknęłam nakładając czarną kurtkę- TATO WYCHODZĘ!!
-Kiedy wrócisz?!- krzyknął z kuchni.
-Przed pierwszą!
-Baw się dobrze!
-Dzięki!- opuściłam dom, a lodowaty wiatr uderzył we mnie, burząc włosy, tak, że latają we wszystkie kierunki świata. Skrzywiłam się na zimno odczuwalne w całym ciele. Mogłam nałożyć grubszą kurtkę.
UGH!
Pobiegłam w stronę czarnego Land Rover'a, Lucasa, chcąc być w środku, jak najszybciej.
-Hej!- wszyscy odezwali się hurem, patrząc z uśmiechem na moją twarz
-Siema- zaśmiałam się- Umm...gdzie mam siąść? - spytałam, rozglądając się. Wszystkie miejsca zajęte.
-Chodź na kolana- Matt poklepał swoje.
-Och, okej- uśmiechnęłam się pod nosem, siadając na jego kolanach- Mmm wygodny jesteś- zachichotałam.
-Dziękuję, skarbie-szepnął mi do ucha, na co zarumieniłam się.
-Um...a tak w ogóle, gdzie jest Nicole?
-Jest już w klubie z niespodzianką dla ciebie-Alison spojrzała z szerokim uśmiechem na moją twarz.
-Niespodzianka? -uniosłam brwi- Jak to?
-Mikołaj, pamiętasz?- zaśmiał się Lucas
-Och no tak...ale ja nic dla was nie mam- westchnęłam, spuszczając głowę.
-To nic. Nie zawracaj sobie tym główki, skarbie- Matt starał się mnie pocieszyć.
Miło z jego strony.
Po chwili Lucas odjechał spod domu i ruszył do klubu "Paradiso". W czasie drogi na imprezę wszyscy żartowali, wygłupiali, śmiali się i śpiewali. To było tak zabawne, że nie mogłam w tym nie uczestniczyć. Co najlepsze poczułam się lepiej na duchu. Nie jestem zamyślona, czy coś z tych rzeczy. Naprawdę jest dobrze. Świetnie się bawię i mam zamiar zostać w takim dobrym nastroju do końca.
Lucas skręcił w lewo, a naszym oczom ukazał się spory budynek, gdzie odbywa się impreza. Jęknęłam, gdy zobaczyłam, jak ogromna jest kolejka do klubu. Masakryczna, uh.
Auto zatrzymało się na wolnym miejscu parkingowym, wszyscy wyszliśmy na zewnątrz. Wyprzedzając resztę przyjaciół wraz z Mattem, ruszyliśmy w stronę kolejki, gdzie miałam stanąć i czekać na nasza kolej, aż wejdziemy do budynku, jednak chłopak złapał mnie za rękę i poprowadził dalej.
-Matt?- spojrzałam na niego pytająco, starając się utrzymać tempo chodzenia
-Nie będziemy stać w kolejce, jak i reszta. Wejdziemy od tyłu, kochanie- puścił mi oko, na co zarumieniłam się. Jedna sprawa mnie zastanawia...od kiedy Matt używa wobec mnie takich słów, jak skarbie, czy kochanie?
Obeszliśmy budynek, by znaleźć się przed nie sporymi drzwiami tylimi. Chłopak otworzył drewnianą powlokę, czekając aż przez nią przejdę. Kiedy to zrobiłam, Matt wszedł za mną. Ruszyliśmy przez korytarz prowadzący do głównej sali. Pchnęłam metalowe drzwi, przepuszczając Paynea i resztę przyjaciół, którym wreszcie udało się nas dogonić. Muzyka uderzyła do moich uszu, przez co lekko zakręciło mi się w głowie, jednak w mgnieniu oka przestało, jestem wdzięczna Bogu. Błądziłam spojrzeniem po całym pomieszczeniu, które zostało dobrze urządzone. Fajnie tutaj.
-Idziesz, kochanie?-wzdrygnęłam się, czując słoń Matta na ramieniu. Zerknęłam na niego z uśmiechem.
-Tak, idę-ruszyłam do przodu będąc przy boku przyjaciela. Wzrok zatrzymałam na stoliku znajdującym się kawałek przed nami, natychmiast mnie sparaliżowało. Na twarz wkradło mi się zmieszanie, lekki strach i w dużej mierze zaskoczenie.
CO DO KURWY?!
Spojrzałam na Matta z wytrzeszczonymi oczami i uniesionymi brwiami.
-Matt, co tu robi Louis?
-To właśnie ta niespodzianka, Vic- westchnął. Odniosłam wrażenie, ze nie chciał w niej brać udziału.
-J-ja...po co? Czemu on tu jest?- nie mogłam pojąc faktu, że Louis siedzi w gronie moich przyjaciół.
-Chciał się z tobą spotkać i porozmawiać. Poprosił nas o pomoc. Victoria, on wie, ze go unikałaś i z jakiego powodu.
Po tych słowach całkowicie zamarłam. Mój wzrok zastygł na bez emocjonalnym wyrazie twarzy Louisa. Jego oczy wpatrywały się w moje, przez co czułam coś dziwnego. Dwudziestolatek wstał i ruszył w moją stronę. Wtedy odzyskałam panowanie nad ciałem; zrobiłam kilka kroków do tyłu, w końcu się odwróciłam plecami do znajomych i zaczęłam szybkim krokiem zmierzać do tylnego wyjścia. Byłam już tak blisko, gdy zostałam złapana za rękę. Mocno zacisnęłam powieki czując oddech Louisa przy uchu.
-Nie myśl o odejściu, księżniczko. Nie pozwolę ci uciec- jego głos był surowy i przepełniony złością.

WŁAŚNIE OSTRO WKURWIŁAM SAMEGO LOUISA TOMLINSONA, ZAJEBIŚCIE...







~Przeczytałaś/eś, skomentuj x 

niedziela, 9 marca 2014

Rozdział Dwunasty

Czy ty też miewasz taki czas, że marzysz o tym by kolejne dni przeminęły ci błyskawicznie i odeszły w zapomniane, bo jest ci źle? Czy zdarza ci się żałować jakiś decyzji, które przyczyniły się do zmiany twojego życia na bardziej żywiołowe i nie zawsze kolorowe, ale też szczęśliwe? Zdarzyło ci się poznać osobę, która wywróciła wszystko do góry nogami? Jeżeli tak, co w takim momencie robisz? Płaczesz nocami uważając, że nie dasz sobie rady, bo jesteś do niczego? Robisz jakieś głupoty, aby zapomnieć? Uciekasz przed problemami i rzeczywistością? A może starasz się wziąć w garść? Walczysz o należne ci szczęście, na które każdy zasługuje? Stawiasz czoła wszystkim trudnym wyzwaniom?
Moje zdanie jest no cóż...moje. Nie każdy musi się ze mną zgadzać. Osobiście uważam, że mimo wszystkich przeciwności losu powinno się zachować zimna krew, walczyć o to co jest ci należne. Dążyć do tego by wszystko było dobrze. Oczywiście nie przychodzi to, aż tak łatwo, ponieważ tak właśnie skonstruowany jest świat. Na początku idzie ci wszystko bezstresowo, jednak potem nastaje ta cholerna chwila, gdy wszystko się pieprzy i komplikuje, a ty jesteś na skraju wytrzymania psychicznego i nie wiesz co robić. Jak walczysz i nie poddajesz się, z czasem to cale zło, które pojawiło się w twoim życiu, znika. Dotychczasowe problemy postanawiają cie opuścić, bo uważają, ze jesteś silnym człowiekiem i nie mają z tobą najmniejszych szans. Otoczenie zaczyna powoli odzyskiwać barwy. Jesteś szczęśliwa, radosna, korzystasz z każdej chwili. Idziesz z górki, a nie pod nią, jak wcześniej. To właśnie jest życie. Trudne i niesprawiedliwe, ale również intrygujące i tajemnicze. Odkrywasz je z każdą chwila, więc nie marnuj jej. Nie myśl o problemach. Staraj się znajdować w trudnych sytuacjach coś śmiesznego. Nie wątp w siebie, ponieważ ty jesteś inna i wyjątkowa na swój sposób.
Mądrę słowa nie uważasz? Nie sądziłam, że jestem w stanie wymyślić coś tak...um...prawdziwego? Nie mam pojęcia, jakie słowo pasuje. Co mnie w ogóle wzięło na takie przemyślenia? To dziwne, naprawdę.
Jestem tak daleko w swoim świecie, że nie wiem, co dzieje sie w tym realnym. Może to lepiej? Mogę odpoczac i przemyśleć różne rzeczy. Ale oczywiście nie zostanę długo w tym "transie". Lubię być czasem myślami gdzie indziej i mam ochotę właśnie na to w tej chwili, jednak założę się, że Liam wyrwie mnie z zamyślenia. Ta chwila w końcu będzie musiała nadejść, to nieuniknione. Stanie się to o wiele szybciej, gdyż jesteśmy w "Vanille", niedużej kawiarence z niepowtarzalną atmosferą. To lokal, który bardzo lubię i przychodzę tu dosyć często, ale ostatnimi czasy nie miałam, jak tu zajrzec niestety. Szkoda. To wszystko przez to poznanie z Louisem. Nie to żebym się skarżyła, czy coś. Cieszę się, że go poznałam, przynajmniej tak mi się wydaje. Nie jestem pewna co do tego. Chciałabym nad tym pomyśleć, ale jak na razie uniemożliwia mi to, ponieważ bardzo miesza mi w głowie. Poza tym pojawiła się ta irytująca sprawa z jego bratem, który uprowadził go z powodu wyścigu. A wiecie dlaczego nie chciał by się na nim pojawił?- właśnie teraz się śmieje. Josh porwał go, bo był dla niego zagrożeniem. Dobrze wie, że nie ma szans z Louisem. Dlatego wymyślił to chore rozwiązanie. Kurwa! Tak, włażnie tak, jestem zła. Nie, przepraszam, samokorekta. Jestem wściekła. Jebany gnojek i te jego cholerne pomysły. To mnie dobija. Może za bardzo przeżywam i nie powinnam się tym przejmować, bo co tak właściwie łączy mnie z Lou? Nic. Praktycznie cały czas sobie dogryzamy, kłócimy się i śmiejemy. Chociaż, prócz tego potrafimy mieć wspólny język i zgadzać się ze sobą, ale to naprawdę bardzo rzadko. To może ten powód jest odpowiedni, by stwierdzić, że jest szansa na...przyjaźń? Sama nie wiem. Jak na razie nie jestem w stanie mysleć. Czuje się przeciążona i to bardzo. Wszystko mnie zaczęło teraz irytoważ. Jestem pewna, że powodem jest ten idiota, Josh. Cóż...mowią, że nic nie dzieje się bez powodu. Ale nie rozumiem, co takiego miałoby się stać. Miałabym niby wziąć udział w tym dzisiejszym wyścigu, w którym pojawi sie brat Lou? Chwila... czy to nie jest dobry pomysł? Może powinnam pokazać temu gościowi, gdzie są granice i co potrafię? To nie bedzie aż takie trudne...chyba. Raz wygrałam z Lou, więc jeżeli jego brat się go obawiał, to może wręcz powinnam spróbować swoich sił w tych zawodach? Hm...dobra, raz kozie śmierć...niewykluczone, że to będzie dosyć zabawne.
-Victoria...Victoria wróć dziewczyno do rzeczywistości- zaśmiał się Liam, siadając naprzeciw mojej osoby z dwoma talerzykami, na których znajduje się po kawałku szarlotki. Jeden z nich polożył przede mną, wciąż nie spuszczając z mojej zdezorientowanej twarzy wzroku.
-Że co?- zmarszczyłam brwi- Nie sluchałam cie, przepraszam.
-Wróć do rzeczywistości- powtórzył rozbawiony moim zachowaniem- Dzisiaj praktycznie cały czas jesteś nieobecna, a mi smutno bez ciebie- zrobił minę zbitego psa, na co się zaśmiałam. Liam jest naprawdę zabawnym i miłym chłopakiem. Wcześniej jakoś tego nie zauważyłam. Zawsze wydawał mi sie dziwny. Wystarczyło tylko trochę więcej czasu na poznanie go, by zmienić zdanie.
-Postaram sie z tobą zostać- uśmiechnęłam się- Przecież nie chce żebyś popadł w depresje- stwierdziłam podśmiewując się.
Spojrzałam na talerz z szarlotką i znów sie zamyśliłam. Mam jakiś taki dzień, że po prostu nad tym nie panuje. W tym momencie wole odpłynąć niż z kimkolwiek rozmawiać. Poza tym i tak bym znów znalazła się w swoim świecie. Muszę pomyśleć skąd mam wytrzasnąć samochód, którym pojadę w wyścigu. Wzięłabym jeden ze swoich, jednak zanim bym dojechała do garażu, to zawody by się już dawno zaczęły, wiec muszę wziąć jakiś inny. Tylko jaki? Hmm...
Przeniosłam wzrok, gdzie nim błądziłam po ulicy. Tak jakbym, tam miała znaleźć podpowiedź. W końcu zawiesiłam spojrzenie na aucie Liam’a, Nie mogłam powstrzymać przebiegłego uśmieszku. Właśnie znalazłam auto. Jak widać nie tylko Louis ma tak wielkie szczęście, ja też mam ten zaszczyt. Tylko jak niepostrzeżenie wziąć ten samochód?
-Zaraz wrócę, Vic- chłopak wstał z miejsca.
-Co? Możesz powtórzyć?- spojrzałam na niego.
- Jak zawsze odpływasz w nieznane– wywrócił oczami- Mowie, że zaraz przyjdę.
-Dobrze. Nigdzie się nie wybieram- sztucznie się uśmiechnęłam.
Kiedy dwudziestolatek opuścił chwilowo moje towarzystwo, odruchowo wróciłam myślami do dzisiejszego wyścigu. Potrzebuje kluczyków do auta, które niestety są poza moim zasięgiem, cholera. Co ja mam zrobić w takiej sytuacji? Przecież nie włamię się. Chociaż jest to dobry pomysł, ale nie. Nie jestem przestępcą, o nie, nie, nie. Kurwa, muszę wziąć udział w tym wyścigu!
Roztargniona przeniosłam wzrok na talerzyk z ciastem Liam'a. Uniosłam brwi, gdy zawiesiłam spojrzenie na kluczykach, niewątpliwie od auta chłopaka.
-Mam dzisiaj zajebiste szczęście- moją twarz zdobił niewyobrażalnie szeroki uśmieszek.
Szybkim i zdecydowanym ruchem chwyciłam metal, po czym wybiegłam, jak oparzona z kawiarni, by znaleźć się przy odpicowanej furze. Włożyłam srebrny kluczyk w zamek, przekręciłam go, tym samym otwierając drzwi. Czując niewielką adrenalinę, wsiadłam do pojazdu. Gdy odpaliłam silnik, charakterystyczne warkoty przerastające moje najśmielsze oczekiwania, rozeszły się po okolicy, zwracając uwagę przechodniów.
-Jesteś lepszy, niż myślałam- poklepałam kierownicę. Nagle zorientowałam się, że zapomniałam, dlaczego siedzę w tym dobrym aucie. Spojrzałam z uniesionymi brwiami na zegarek w I phonie, który niedługo będzie mi służył za GPS. Wyścig zaczyna się już za 20 minut.
-Czas na mnie- włożyłam telefon w specjalny uchwyt, po czym mocno trzymając kierownicę, nacisnęłam pedał gazu i ruszyłam z piskiem opon przed siebie.


Stopniowo zwalniałam, gdy byłam prawie na miejscu, gdzie został wyznaczony start. Cztery auta jadące przede mną, znalazły sobie miejsca, gdzie zaparkowały. Ja nadal ich szukam. Jest to dość trudne, bo wszędzie pełno ludzi i mało widoczności.
-Więcej was matka nie miała?- mruknęłam zirytowana, patrząc we wszystkie kierunki, by tylko nikogo nie trzepnąć autem. Jadąc 10 km/h przez około 5 minut napotkałam wzrokiem wolne miejsce. Dzięki ci Panie. Niestety właśnie się zorientowałam, że jest ono praktycznie przy samym starcie. Kurwa, no. Niechętnie tam zaparkowałam. Po wyjściu z pojazdu, odetchnęłam świeżym powietrzem. W ułamku sekundy poczułam na sobie sporo wypalających spojrzeń, więc zaczęłam się rozglądać. Ta, faktycznie sporo osób się na mnie lampi, och. Wzrok zatrzymuje na grupie chłopaków starszych co najmniej o 4 lata. Zbliżają się do mnie z głupawymi uśmieszkami. Po napatrzeniu się na te ich ryjki, przewróciło mi się w żołądku. Mmm fajnie, cieszę się niezmiernie, ugh.
-Co tam masz, skarbie?- czarnowłosy obchodzi "moje" auto, by znaleźć się przy masce, którą następnie otwiera. Pozostali wpatrują się we mnie jak w jakiś najpiękniejszy obraz na świecie. Miło mi hihi- sarkazm. Tak naprawdę czuję się dziwnie nieswojo, jednak tego nie okazuję. Robię dobrą minę do złej gry.
-Mmmm, dobry towar- odzywa się gość przy aucie- Ciekaw jestem skąd...- na chwilę przestaję, lustrując moją sylwetkę od góry do dołu, aby następnie wrócić wzrokiem na moją twarz.-...ślicznotko masz takie auto? Nie wyglądasz na taką, która zna się na wyścigach- Auć.
Na ten komentarz pozostali zaczynają się śmiać, na co wywracam oczami.
-Czekaj, czekaj- śmieje się chłopak z tej gównianej paczki- Czy ty nie jesteś tą dziewczyną, która prawie wlazła młodszemu Tomlinsonowi pod samochód, kiedy ścigał się ze mną?- kiedy usłyszałam to zdanie, zaczęłam uważnie lustrować jego twarz. Wydaje się znajomy- Biedny stracił panowanie nad swoim auteczkiem i wpadł w bilbord- Och to ten "widzimy się na mecie Tomlinson". Wszystko jasne.
-I co z tego?- uniosłam brwi i oblizałam usta.
-O wow, to jednak ty- zakpił- Dziwie się, że nic ci nie zrobił- prychnął.
Że co? Louis mógłby mi zrobić krzywdę? Cóż co prawda w dniu rozbicia jego "najlepszego" auta, spytał skąd wiem, że nikomu nic nie zrobił. Ale nie brałam tego na serio. Czyli co? Zadaje się w chuj niebezpiecznym gościem? To może być prawda lub wręcz przeciwnie. Jakoś tak nie chce mi się wierzyć w słowa tego chłoptasia. Wolę sama spytać Louis'a. Tak będzie najrozsądniej.
-Czyli co mała? Chcesz się ścigać?- jeden z nich obszedł mnie wokół.
-Taa...
-Och, nie radziłbym...Jest tu brat młodego Tommo...Nie masz z nim szans.
-I tak nie mogłaby się ścigać- podszedł na około czterdziestoletni czarnoskóry mężczyzna- Te zawody akurat były na zapisy...tak, chujowy pomysł, ale na to nikt nic na to nie poradzi. Przykro mi kochanie...
-Ścigam się za Louis'a Tomlinsona- oznajmiłam- A on się na pewno zapisywał.
Wokół rozeszły się głośne szepty. Poczułam się znów dziwnie, ale w takich okolicznościach to chyba normalne.
-Louis'a Tomlinsona- powtórzył czarny- A ktoś to potwierdzi?- uniósł brwi.
-Ja!
Odwróciłam się, a na mojej twarzy od razu został namalowany przebiegły uśmieszek. Moje szczęście nie zna granic...

Siemaaa kochani! To za nami rozdział 12 hihi. Jak wam się podobał, hm? Siedziałam przy nim z moją kochaną Jolantą dosyć długo i starałyśmy się z całych sił, żeby był fajny.

Chciałam Wam powiedzieć, że możecie zadawać pytania bokateroooom na asku :D

Kocham Was, Karo x

~Przeczytałeś/aś, skomentuj ^^