...

/inne/czarna_rozaa.cur

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział Czwarty

Tęskniłaś?
Po usłyszeniu tego słowa moje ciało całkiem zesztywniało. Nie chciałam przepuścić do głowy wiadomości, że pomimo moich niechęci przyjechał tu i w dodatku wszedł do szkoły. Myślałam, że słynny Louis Tomlinson zabłyśnie większą inteligencją, niż w rzeczywistości pokazał. Czemu to ja właśnie muszę się z nim użerać? Czy Bóg nie mógł być dla mnie łaskawszy? Naprawdę nie mam ochoty na tłumaczenie się przyjaciołom, a zwłaszcza na towarzystwo Louisa. Wszystko byle nie to. Błagam! Oszczędź mnie Boże. Nie zniosę w tej chwili tego czopa. Nie dziś do cholery!
W mojej głowie roiło się od błagań, próśb, wszystkiego byle by odszedł.
-Odebrało ci mowę?
Zacisnęłam mocno powieki, gdy ponownie się odezwał. W tym momencie wyglądałam na taką, jakby te słowa mnie raniły. Jakbym miała przez nie zaraz spłonąć, czy obrócić się w proch. Właściwie to byłoby wtedy i lepiej. Przynajmniej nie musiałabym znosić Louis'a i jego gadania.
-Halo! Ziemia do Victorii.-zaczął machać ręką przed moimi oczami, na co zrobiłam zeza.
Szybko wyswobodziłam się z jego uścisku i odwróciłam w stronę szatyna, by spojrzeć na jego twarz. Ta...nie wiem czego się spodziewałam. Jak zawsze ten idiotyczny uśmieszek.
-Skąd wiesz jak mam na imię Tomlinson? huh?Nie mówiłam ci nic o sobie.
-Mam swoje sposoby kochanie.- zaśmiał się. Tak ohydnie się zaśmiał.- Co słychać?
-Po co tu przyjechałeś hm?- skrzyżowałam ręce na piersi, gdy uniosłam brwi.
-Najpierw odpowiedz na moje pytanie.- złośliwie zrobił ten gest co ja.
-Radio!- warknęłam- No dawaj. Teraz twoja kolej. Gadaj.
-Nie mogę już przyjechać do laski, przez którą wczoraj rozjebałem auto?
-Louis przecież powiedziałam, że dam ci jakieś inne- wyrzuciłam zrezygnowana ręce w powietrze.
-I to jest pewne- oblizał usta- Tak w ogóle twoje imię w moich ustach brzmi bosko.
Nie panując nad swoimi ruchami, wywróciłam oczami.
-Słuchaj coś mi się nie wydaje żebyś tylko po to tu przyjechał. Więc kontynuuj swoją wypowiedź.
Nagle usłyszałam zbliżające się do nas głosy przyjaciół, na co szybko zareagowałam. Pociągnęłam klamkę od drewnianych drzwi, prowadzących nie wiadomo gdzie i złapałam Louis'a za kurtkę, by szybko wszedł do jakiegoś schowka razem ze mną. Obrót akcji zmienił się na taki jakiego bym nie chciała. Mianowicie: Tomlinson przylegał ciałem do mojego. Miał dłonie pomiędzy moją głową, a usta milimetr od moich. Czułam jego oddech, zniewalający oddech. Spojrzałam na jego wargi, które uformowały się w łobuzerski uśmiech.
-Co ty robisz?-spytał z dziwnym spokojem w głosie.
-Nie mogłam ryzykować. Nie chcę żeby moi przyjaciele,  czy reszta uczniów cię zobaczyła.
-Uważasz, że jestem...
-Tak- ponownie spojrzałam na jego usta, które przypominały linijkę.
-Aułć?
-Miałeś kontynuować swoją wypowiedź, więc proszę...mam dużo czasu- odepchnęłam go od siebie. Dotykał kolanem mojego miejsca, intymnego miejsca więc...
-Jedziesz ze mną skarbie. Nie chce żebyś pisnęła policji czym się zajmuje.
-A co mnie obchodzą twoje wyścigi. Po co miałabym cokolwiek im mówić?
-Nie wierzę ci- syknął- Jedziesz do mnie/
-Nie...wszędzie tylko nie do ciebie- powiedziałam błagalnym tonem.
-A gdzie byś chciała, co?- uniósł brwi
-Nie wiem. Gdziekolwiek.
-Zastanów się.
-Um...jest jedno miejsce, gdzie dawno nie byłam.
-Konkrety.
-Konkretnie wesołe miasteczko- szeroko się uśmiechnęłam.
-Serio? Nie żartuj sobie, proszę- jęknął
-No weź, będzie fajnieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee...
-Dobra. Tylko przestań to robić- wyrzucił ręce w powietrze, po czym minął mnie, wychodząc z pomieszczenia. Uśmiechnęłam się triumfalnie.
"Wygrałam. Jeeeeej."



Ruszyliśmy w kierunku labiryntu stoisk, które najwidoczniej rozłożono niedawno. Ludzie tłoczyli się wokół. Rodziny i pary bawiły się. Wielu zgromadzonych trzymało słodko pachnące napoje-jakieś gęste koktaile o złotym kolorze.
-Na co chcesz iść?- spojrzał na mnie z lekkim zmieszaniem- Może być ta kolejka górska?
Skinęłam głową, jakbym zgadzała się z tym co mówi. Ale tak nie było.
"To śmieszne"
-Wiesz...-w końcu postanowiłam się odezwać- Nie wiem czy to jest dobry pomysł Louis.
-A co boisz się?- spojrzał na mnie rozbawiony.
- Nie o to chodzi...mogę puścić pawia na ciebie podczas jazdy, czego byś nie chciał.
-Masz rację- spojrzał gdzieś na jakąś atrakcje- Mam pomysł. Chodź.
-Okej?
Zaczęłam się rozglądać. Obok mnie grupa dziewczyn wrzucała plastikowe kuleczki do szklanych półmisków. Lśniły światła diabelskiego młynu. Ludzie śmiali się i przytulali.
Nagle Louis chwycił moją dłoń.
-Zamknij oczy. Poprowadzę cię.
-Dobrze- zamknęłam oczy.
Mimo, że nie ufam mu to nie miałam zamiaru podglądać. Weszliśmy na jakiś stopień, po czym słyszałam nasze kroki na blaszanym podeście.
-Uwaga, posadzę cię.
Zrobił to o czym mówił. Uniósł mnie i na czymś posadził. Chwilę później usiadł tuż za mną.
-Możesz już spojrzeć
Otworzyłam oczy i spojrzałam przed siebie. Zorientowałam się, że weszliśmy na karuzelę dla małych dzieci.
-Konik Louis? Czemu akurat konik?- zaśmiałam się cicho.
-Lubię te zwierzęta.
-Oh, tak? Jeździsz na nich?
-Czasem. To mnie odpręża. Wtedy mogę zapomnieć o świecie jaki mnie otacza, o wszystkich problemach, zmartwieniach-westchnął
-Wiem jak to jest- uśmiechnęłam się sama do siebie- To uczucie kiedy...wiatr rozwiewa twoje włosy. Ta prędkość jazdy, przez którą ci się wydaje, że możesz prześcignąć wszystko. Te rzeczy są naprawdę wspaniałe.
-Jeździłaś kiedykolwiek na koniach?
-Bardzo dawno.
-Kiedyś cię zabiorę do stadniny to mi udowodnisz- zaśmiał się.
Odwróciłam się do szatyna, by spojrzeć na jego twarz.
-Serio Louis myślisz, że "kiedyś" nadejdzie?- zrobiłam posmutniałą minę, nie wiedząc nawet dlaczego.
"To dziwne"
-Myślę, że tak- szepnął spokojny.
Odwróciłam się plecami do niego i uśmiechnęłam pod nosem.
"Może nie jest taki zły, na jakiego wygląda?"
Zorientowałam się, że ludzie przechodzący obok patrzeli  na nas z uśmiechami.
"Aww","Oni są słodcy","Pasują do siebie". Kiedy słyszałam te słowa moje policzki przykrył rumieniec, co rzadko się zdarza. Wzięłam głęboki wdech, wracając tym samym do rzeczywistości.
-Powinniśmy zwolnić miejsce dzieciom Tomlinson.
Louis zszedł z zabawki, po czym stanął przede mną, czekając aż też to zrobię. W mgnieniu oka opuściliśmy karuzelę i udaliśmy się dalej wzdłuż stoisk.
Garstka świetnie bawiących się osób grała na automatach, jadła różnorodne słodycze i jeździła na samochodzikach, to właśnie tu Louis zatrzymał się, patrząc na mnie z szerokim uśmiechem.
-Cóż...zgaduję, że chcesz tu iść- zaśmiałam się.
Szatyn złapał moją dłoń i splutł nasze palce na co się wzdrygnęłam i wytrzeszczyłam oczy. Co on robi?
Przenosiłam wzrok raz na niebieskookiego, raz na nasze dłonie.
-Idziesz?
Przełknęłam ślinę z dużą trudnością i przemogłam się, by iść z nim na samochodziki.
Louis przyjął od starego mężczyzny 6 żetonów, po czym mi je pokazał.
-Jeździsz ze mną, czy sama?- uniósł brwi, oblizując usta.
"Jak to mnie wkurza".
-Oczywiście,że sama durniu- wywróciłam oczami, wyrywając mu 3 plastikowe kółeczka i minęłam go.
Wsiadłam do małego, czarnego pojazdu i zapięłam pas bezpieczeństwa. Po skończonych czynnościach spojrzałam na Tomlinsona. Także siedział już w jednym z samochodzików.
Nagle zadzwonił dzwonek oznajmiający, że zabawę czas zacząć. Ruszyłam do przodu chcąc ominąć Louisa, który przez cały czas starał się na mnie wjechać. Po jakimś czasie udało mu się to, dlatego chciałam się odwdzięczyć tym samym. Wjechałam prosto w jego samochód, na co oboje podskoczyliśmy. Zaczęłam się śmiać.
-Gdzie się nauczyłaś taj jeździć, co?- zaśmiał się.
-Mam swoje sposoby- poruszałam dziwnie brwiami.
-Mhm z pewnością.
Włożyłam kolejny żeton do pojazdu. Mój pojazd ruszył i pojechałam przed siebie, mijając resztę ludzi także jeżdżących na tym co my.
Louis nie dawał za wygraną i wciąż podążał za mną. Po pewnym czasie stało się to dość uciążliwe.
"Teraz pokaże mu co potrafię"
Zaczęłam wymijać ludzi bardzo zwinnie,nie wpadając na nikogo. Chłopak cholernie się zdziwił. Gdy zobaczyłam jego reakcję, uniosłam jedną brew i przygryzłam dolną wargę. W mgnieniu oka niebieskooki wjechał na mnie z dużą prędkością.
-Co to miało być?!- wyrzuciłam ręce w powietrze, kiedy uformowałam usta w literę "o".
-Nauczka
-Co?!
-Nigdy nie próbuj być ode mnie lepsza, bo to zawsze się źle kończy- odjechał, śmiejąc się.
No jaki debil. On jest cholernie wkurzający. Taki wrzód na dupie. Ugh...
Nasza trzecia kolejka dobiegła końca. Wściekła jak i zarazem rozbawiona czekałam na niego przy jakimś słupku. W końcu zobaczyłam jak idzie w moją stronę, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
-Dupek- zmierzyłam go zabójczym wzrokiem.
-Życie skarbie-wzruszył ramionami.
Wywróciłam oczami już tysięczny raz tego dnia. Co on ze mną robi?
-Masz ochotę na watę cukrową hm?- zmniejszył odległość pomiędzy naszymi ciałami, przez co włączyło mi się czerwone światełko.
-Mhm-szybko odpowiedziałam, nie zważając na konsekwencje.
Poszliśmy do stoiska z różnymi słodyczami. Wszędzie było mnóstwo jabłek w karmelu, żelek różnych rodzajów, cukierków i przede wszystkim waty cukrowej. Louis zamówił dwie różowe jak ja mówię "pierzynki" i podał mi jedną z nich.
-Dzięki- oderwałam kawałek waty i włożyłam do ust.
-Chodź przejdziemy się- oznajmił.
-Okej- uśmiechnęłam się.



Mijaliśmy kolejne kolorowe stoiska ze słodyczami. Kiedy patrzyłam na te rzeczy robiło mi się cieplej w żołądku. Cukier rozprzestrzeniał się po moim ciele, co nie wróżyło nic dobrego.
Zjadłam ostatni kawałek waty, patrząc z boku na usta Tomlinsona. Są takie różowe, dosłownie jak ta "pierzynka". Nie mogłam przestać na nie patrzeć. Po chwili stanęliśmy przy jakieś małej fontannie i po chwili usiedliśmy na jednej z kilku ławek. Spojrzałam na ciemne niebo, na którym było mnóstwo gwiazd i okrągły księżyc.
-Powinniśmy już iść Tommo, bo mój tata na pewno się martwi.
-Tommo?- spojrzał na mnie.
Pomimo wieczoru jego niebieskie oczy błyszczały.
-Tak, od teraz będę cię tak nazywać- uśmiechnęłam się, nie kontrolując swoich ruchów i słów.
"Za dużo cukru".
Louis wstał i stanął tuż przede mną. Uniosłam głowę spotykając jego zaniepokojone spojrzenie.
-Wszystko dobrze?- uniósł brwi
Nie, oczywiście, że nie. Zaraz zrobię coś głupiego i to bardzo, jak zawsze kiedy zjem za dużo cukru. Zacznie mi odbijać. Będę żałować, że dałam się namówić na tą debilną watę cukrową.
-Tak, jest dobrze.
Podał mi rękę, dzięki czemu wstałam. Moje nogi lekko się ugięły, gdy spojrzałam na usta Tomlinsona.
Nie kontrolując swoich ruchów przylgnęłam do niego ustami. Zaczęłam go całować.
"Uspokój się. Wróć do świata realnego do cholery".
Tomlinson od razu zaczął odwzajemniać pocałunek.
"Idiota".
W końcu udało mi się opanować i odkleiłam się od niego.
-J...ja przepraszam. To przez cukier.
Szatyn oblizał usta, patrząc na mnie.
-Tak myślałem- szepnął z uśmieszkiem na twarzy- Tak ap ropo, dobrze całujesz.
Moje policzki przykrył rumieniec. Już drugi raz, niedobrze. Pomimo speszenia wywróciłam oczami.
-Tomlinson...
-Już nie Tommo?-ponownie się zaśmiał.
Uderzyłam do pięścią w ramię. Pogładził dłonią miejsce, gdzie został zadany cios udając, że cokolwiek poczuł.
-Bolało- nie przestawał się śmiać
-Mhm z pewnością. Cipa.
-Co ty powiedziałaś?
-Nie nic- zmrużyłam oczy, sztucznie się uśmiechając.
-Powtórz Williams.
-O moje nazwisko też już znasz.
-Powtórz.
-Moje nazw...
-Nie to-warknął- Nie irytuj mnie.
-Powiedziałam cipa. Zadowolony?- skrzyżowałam ręce na piersi.
-Ja cipa?- zaśmiał się ironicznie.
-Tak.
-Bo?
-Gówno- warknęłam
-Nie zachowuj się jak dziwka- wysyczał z jadem w głosie- Nie wiesz w co się pakujesz- przyparł mnie do jakiegoś słupa, co zabolało.
-Możesz mnie odwieźć?- powiedziałam niemal błagalnym głosem.
Tomlinson oderwał się ode mnie i ruszył w stronę samochodu. Ja cały czas byłam za nim. Nie chciałam, by znowu zrobił jakąś scenkę. Wystarczy ta. To było żenujące. Wszyscy się na nas patrzyli.
W przeciągu kilku minut znaleźliśmy się na miejscu. Szatyn odblokował drzwi. Weszłam do środka pojazdu, wygodnie siadając na fotelu. Po chwili ten idiota także usiadł na swoim miejscu. Skoncentrowany włożył kluczyk do stacyjki, po czym go przekręcił.
-Tylko się nie zesraj.
-Bądź cicho Williams-warknął.
Nic już nie mówiąc, przeniosłam wzrok na widoki za szybą. Nie mogłam znieść patrzenia na niego, a fakt, że byłam sam na sam z Louis'em wykańczał mnie. Czemu on taki musi być?
Szatyn odpali auto i ruszyliśmy w drogę. Westchnęłam patrząc na oddalające się wesołe miasteczko. Kiedy znikało z zasięgu wzroku spojrzałam na szybko przemijające, przerywane paski na aswalcie. To głupie, ale dzięki nim się uspokoiłam.
-Co jest z tobą nie tak, co?!.
Niechętni popatrzyłam na niego i uniosłam brwi.
-Ze mną?
-Tak, z tobą!
-Może po prostu nie odpowiada ci laska, która nie chce ci wskoczyć do łóżka od tak, co?!
-Uwierz, mogę mieć każdą.
Nie odezwałam się ani słowem. Nie miałam nic do powiedzenia. Cholernie mnie wkurzył. Nikt mnie tak nie irytuje jak on.
Nagle Louis znacznie przyspieszył, co przykuło moją uwagę. Spojrzałam na jego twarz, po czym na samochód jadący obok nas. Od razu wiedziałam o co chodzi. Wyścig.
"Faceci"
Ciało szatyna znacznie się spięło, co było dość widoczne. Przycisnął pedał gazu i gwałtownie zmienił biegi. Mijaliśmy z ogromną prędkością samochody, stojące na drodze. Szybkość auta wciąż się zwiększała.
-Louis...
-Cicho mała- warknął skupiony.
-Nie zabij nas- szepnęłam.
-Nie mam takiego zamiaru.
Wyprzedził czarnego Lange Rovera, po czym tego samego koloru Mercedesa. Przed nami był znak, pokazujący ostry zakręt, a Tomlinson nie zwalniał.
90m
-Louis
20m
-Louis!- krzyknęłam kiedy zobaczyłam zakręt.
Szatyn lekko zahamował, po czym przyspieszył. Zniosło trochę samochód na bok, jednak potem wróciło wszystko do normy.
"Skubaniec".
Auto, z którym szatyn się ścigał znalazło się dużo, dużo z tyłu.
Louis spojrzał na mnie triumfalnie, na co wywróciłam oczami...znowu. Przy nim ten ruch jest nieunikniony.
-Wygrałeś.
-Jak zawsze skarbie.
-Mhm...jasne- sztucznie się uśmiechnęłam, mrużąc oczy.
W końcu znaleźliśmy się przed ...moim domem.
Wytrzeszczyłam oczy, patrząc na niego.
"Nie wierzę"
-Znasz też mój adres?!
-Tak- obojętnie wzruszył ramionami.
-Po co ci mój adres do choler?!
-A to jest już moja sprawa.
-Ty chyba sobie ze mnie żartujesz Tomlinson.
-Wyjdź lepiej, bo jeszcze twój ojciec zauważy mój samochód.
Warknęłam wkurzona.
-Cześć!
Wyszłam z auta, trzepiąc drzwiami. Nie odwracając się usłyszałam ślizg opon.
Szybko weszłam do domu i zdjęłam Vansy.
-Victorio Williams, gdzie ty byłaś?


______________________________________________________________________
No to dodałam długi rozdział,żeby wam wynagrodzić długie czekanie. 
Jak wam się podobał?


niedziela, 10 listopada 2013

Rozdział Trzeci

 
   Siedziałam zamyślona patrząc na zegarek, bo oczywiście nie mogę wytrzymać do końca lekcji, z resztą jak pewnie każdy. Już za parę minut koniec "więzienia", akurat w sama porę mój mózg się wyłączył. Dzisiaj mam naprawdę duży problem z myśleniem, a tym bardziej jak odpływam gdzieś do swojego świata. Przez cały czas zastanawiam się nad dzisiejszym sms-em, którego dostałam od pana Tomlinsona. O co temu gościowi chodzi? Czemu nie zostawi mnie w spokoju? Psychol urwał się z choinki. Mam tylko nadzieję, że przyjaciele wraz z ojcem nie dowiedzą się o tym spotkaniu, bo nie lubię jak ktoś zamęcza mnie różnorodnymi pytaniami lub obdarza mnie jakże wspaniałymi szlabanami.
   -Co ty jesteś taka dziwna?
Spojrzałam na Alison (przyjaciółkę), po czym obojętnie wzruszyłam ramionami.
   -Victoria?
-Nie, czemu?
   -Pewna jesteś, że wszystko w porządku?
-Al wiesz, że gdyby nie było to dowiedziałabyś się o tym jako pierwsza.- nie panując nad swoimi ruchami przewróciłam oczami.
   -Panno Williams, czy jest coś o czym chciałabyś podzielić się z klasą?
-Nie pani profesor.
   -Przesiadaj się do Lucasa, Victoria. Następnym razem pomyśl zanim będziesz chciała rozmawiać na mojej lekcji. Rozumiemy się?
   -Tak, przepraszam.
Wstałam z krzesła, zabierając swoje rzeczy, by zająć miejsce w rzędzie przy oknie obok przyjaciela. Usiadłam na miejscu, gdzie miałam widok na parking i samochody, znajdujące się na nim. Jaki ciekawy widok.
   Znudzona tą końcówką lekcji, bezczynnie przyglądałam się granitowemu asfaltowi. Po chwili miejsce, któremu się przyglądałam zajął czarny,sportowy pojazd. Mając złe przeczucia spojrzałam na auto, by przekonać się kto z niego wyjdzie. Moje czekanie przerwała wibracja telefonu, co oznaczało, że dostałam sms-a. Natychmiastowo zerwałam się do sprawdzenia wiadomości. Wyjęłam z kieszeni I phone'a, przejechałam palcem po wyświetlaczu, by go odblokować. Szeroko otworzyłam oczy, nie wierząc w to co widzę.

__________________________________________________________________________________
Od: Nr.nieznany
Do: Victorii
Wysłano: 18 listopada 2013, 14:30

Przyjechałem kochanie x
__________________________________________________________________________________
Wkurzona faktem, że jednak tu przyjechał szybko mu odpisałam.

__________________________________________________________________________________
Do: Nr.nieznany
Od:Victorii
Wysłano: 18 listopada 2013, 14:31

Po coś tu przylazł?! Radziłabym ci odjechać tym swoim auteczkiem zanim przykujesz wszystkich uwagę!
__________________________________________________________________________________
   Sfrustrowana przez jego przyjazd gapiłam się w to samo auto co wcześniej. Nagle drzwi od samochodu zostały otwarte, a moim oczom ukazał się nie kto inny jak pan idealny Tomlinson. On naprawdę testuje moją cierpliwość.
   Lekko poddenerwowana zaistniałą sytuacją, zaczęłam wiercić się na krześle,
-Vic,wszystko dobrze?
   -Ym,nie wiem -ponownie odwróciłam głowę w stronę samochodu i przygryzłam dolną wargę.
Ten dupek siedzi na masce i czeka...na mnie. Pomimo, że nie patrzyłam na Lucasa wiedziałam, iż próbuje odnaleźć punkt, na który się tak intensywnie patrze.
   -To Louis Tomlinson
-Co?
   -Nie wiesz kto to?- nie wierząc, że nie wiem o co mu chodzi, zrobił wielkie oczy.
-Nie- musiałam skłamać, bo nie chciałam żadnych pytań na jego temat- ale zapewne mi to zaraz wytłumaczysz.
   -To numer jeden w wyścigach. Prawie nigdy nie przegrywa.
-Prawie?- ciekawa uniosłam brwi.
   -Ta...bo wczoraj, znaczy dzisiaj nie dojechał na metę. Po prostu wyparował.
-Oh, czyli przegrał ten wyścig?
-Tak,ale jego kumpel próbuje coś wykombinować, żeby nie został zaliczony. Hmm, przegrał przeze mnie. To ma kretyn problem.
   Wiem, że jest na mnie...wściekły? Nie,to słowo byłoby niedomówieniem. Jest na bank wkurwiony. Ciekawe jak zareaguje, gdy mnie zobaczy.
   -Podziwiam gościa, ale ma spore wady.
Spojrzałam w jego oczy, zastanawiając się o co mu chodzi.
   -Co masz na myśli?
-To, że ten gość bawi się dziewczynami. Nigdy nie był z żadną na serio. Dla niego liczą się tak jakby jednorazowe przygody.
   -A skąd tyle o nim wiesz? Hmm?
Nic nie odpowiedział. W tej chwili stać go było na gapienie się, nic więcej.
   -Nieważne.
-Panna Williams dostaje uwagę.
   -Ale...-wyrzuciłam ręce w powietrze
-Trzeba było myśleć wcześniej.
   Wytrącona z równowagi, mocno pociągnęłam za włosy, dając upust  złości. Po chwili zorientowałam się, że dokładnie wczoraj taką samą reakcje miał Louis, więc nie omieszkałam dać sobie ręką w czoło. Czekaj...czy ja właśnie wypowiedziałam w myślach jego imię? Tak, stanowczo tak. Fuj.
Co on ze mną robi? Przez Louis'a tracę zdrowy rozsądek. To nielogiczne. Znowu to powiedziałam? Co jest ze mną nie tak? Hm, może powinnam spytać, czy z nim wszystko gra? Ugh...zaczynam być dziwna. Ogarnij się kobieto!
   Moją rozterkę przerwał dzwonek. W samą porę, bo myślałam, że nie wytrzymam.
Wstałam z miejsca, biorąc do rąk swoje rzeczy, po czym postanowiłam zerknąć jeszcze raz przez okno.
Ten kretyn nie ruszył się chodź by na chwilę. Cały czas siedzi na masce samochodu.
Pokiwałam głową w tym samym momencie, co uniósł swoją, po chwili spotykając moją twarz. Na jego ustach pojawił się uśmiech, przez co wszystkie moje mięśnie się spięły. Szatyn zwinnie wstał i ruszył w stronę wejścia do szkoły.
   O nie,nie,nie, jeszcze tego brakowało. Teraz wszyscy będą gadać, że wielki Louis Tomlinson przyjechał odwiedzić zwykłą dziewczynę, Victorię Williams. Wole nie myśleć co teraz będzie.
   -Idziesz?
Z zamyślenia wyrwał mnie głos Alison. Spojrzałam zdezorientowana na czwórkę przyjaciół.
   -Co? Gdzie?
-Victoria co jest dzisiaj z tobą?- Matt skrzyżował ręce i uniósł brwi.
   -Wiesz....trochę mnie boli brzuch- starałam się wymyślić coś w co by można uwierzyć.
-Masz okres?- wypalił Matt.
   -Jesteś głupi. Nawet jeśli tak to co z tego?
-Nie nic.
   -Dokładnie. Teraz może chodźmy do...- przysunęłam się do Nicole, by powiedziała mi gdzie mają zamiar iść.-szatnia-do szatni-wszyscy się zaśmiali, na co ja także.
     W przeciągu kilku sekund znaleźliśmy się w szatni. Zwinnie ściągnęłam z wieszaka swój czarny płaszcz po czym nałożyłam go na siebie, przedtem odwijając szyję szalikiem w czarno-białe wzory.
   -Przychodzisz dzisiaj do mnie z Alison?
Uśmiechnęłam się do Nicole, śmiesznie poruszając przy tym brwiami- Mrrr...pewnie.
   Po chwili wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-No wreszcie wróciłaś-Lucas poklepał mnie po plecach.
   -Bardzo śmieszne- spojrzałam na rozbawionego Matt'a. Już setny raz dzisiejszego dnia przewróciłam oczami- chodźcie- wskazałam ręką na wyjście z szatni, za którym sekundę potem zniknęłam.
Nagle poczułam jak ktoś obejmuje mnie w pasie i kładzie brodę na ramieniu.
   -Tęskniłaś?

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Siemka kochani ;D No to rozdział 3...jak wrażenia?
Mam do was sprawę, a mianowicie, ten kto oficjalnie czyta tg bloga niech doda się do witryny czytelników ;D
Następny rozdział pojawi się z soboty na niedziele :)