Przewróciło mi się w żołądku jak pomyślałam co może się ze mną stać. Obraz w głowie nie był za ciekawy, gdy szatyn wsadził mnie w worek i wrzucił do jeziora lub jak zrzucił z 20 piętra.
Ta...za dużo oglądam filmów z tego typu scen.
-Dziewczyno, czy do reszty cię popierdoliło?! Przez ciebie mam rozjebane pół auta!
-To nie moja wina.
-Kurwa, a czyja? To nie ja wlazłem prawie pod samochód!- cały czerwony machał rękoma .
Postanowiłam nic się nie odzywać...no bo co niby miałabym mu powiedzieć? Że jakiś psychopata chciał mnie najprawdopodobniej zgwałcić, zabić, a potem wrzucić do krzaków? Może i tak, jednak myślę, że to by go teraz najmniej obchodziło, jest zajęty opierdalaniem mnie.
-Jesteś winna auto i nie obchodzi mnie skąd je weźmiesz.
-Przepraszam? Ja winna?! Trzeba było się nie ścigać w takich miejscach jak to!
Złapał mnie za nadgarstek po czym szedł w stronę trochę wygniecionego Nissana Skyline GTR... Tak znam się na samochodach, bo w końcu ścigałam się...kiedyś, ale jednak.
-Gdzie mnie ciągniesz?- zadałam pytanie jakby to nie było oczywiste.
-Chcę mieć pewność, że nie zwiejesz- stanął przy drzwiach pasażera i je otworzył- wsiadaj- wepchnął mnie do środka pojazdu po czym go zamknął, naciskając czarny guzik przy kluczykach. Od razu w oko rzuciły się kolorowe przyciski i przede wszystkim srebrna butelka jak od gaśnicy, zwana nitrem.
Rozdrażniona i zirytowana faktem zamknięcia mnie w samochodzie "Tomlinsona", bezsilnie wrzasnęłam, wypuszczając na zewnątrz całą frustrację. Dlaczego nie przystałam na propozycję podwiezienia mnie pod dom przez ojca Alison? Hmmm...to pewnie dlatego, że zostałam tak wychowana. Ojciec zawsze powtarzał, by nigdy nie prosić o pomoc, jedynie dać sobie radę sama. On wszystko robił żebym wyrosła na dziewczynę, która nie da sobą pomiatać i większość rzeczy potrafi robić samodzielnie. Cóż, a teraz jestem tutaj i nie mam pojęcia co robić. To niesprawiedliwe.
Siedząc bezczynnie, zerknęłam na niebieskookiego chłopaka, który właśnie gadał przez telefon. Rozśmieszył mnie, gdy złapał się za grzywkę, ciągnąc ją i dając upust złości. Nieświadoma mojej reakcji, po raz pierwszy tej nocy się szczerze uśmiechnęłam. Kiedy zobaczył moją reakcję, posłał mi zabójcze spojrzenie, dlatego też się uspokoiłam, bo wiedziałam, że jest niebezpieczny i nie wiadomo co ze mną teraz zrobi. Przełknęłam z wielką trudnością ślinę, jakby była ciałem stałym, gdy niebieskooki szatyn skończył rozmowę i po chwili zdecydował się na wejście do lekko poturbowanego auta.
-Módl się, żeby odpalił.
Rzeczywiście zrobiłam o co kazał, choć wcale nie miałam zamiaru tego robić. Po 17 latach życia nadal potrafię sama siebie zaskoczyć. Na moje szczęście lub przeciwnie, samochód odpalił.
-Masz szczęście.
-Zawsze je mam.
-Jesteś taka tego pewna?
-Czemu miałabym nie mieć?
-No nie wiem...np,że spotkałaś mnie?
Kiedy uświadomiłam sobie co powiedział, moje serce dosłownie na co najmniej 3 sekundy przestało bić. Gdy postanowiłam zagłuszyć cieszę, rozchyliłam usta, aby coś powiedzieć, jednak zostały zamknięte jeszcze szybciej. Nie chciałam wypalić czegoś, co by zaważyło na moim bezpieczeństwie, czy chodź by życiu.
Spojrzałam na szczerzącego się szatyna i wywróciłam oczami. Jak można być taki jak on? Jest w nim coś...tajemniczego? Intrygującego? Seksownego? Jezus, Maria! Kobieto o czym ty myślisz?! Ocknij się, bo znasz gościa jedynie kilka minut i poza tym nie lubisz takich jak on!
-Odebrano ci mowę?
-Nie?- to zabrzmiało bardziej jak pytanie, ale to już trudno, dam sobie radę, tak samo jak oto ten okaz co siedzi obok mnie.
-Mhm- jego spojrzenie wróciło na kierownicę po czym upewnił się, że z autem wszystko dobrze...Znaczy w przenośni, bo nie nadaje się praktycznie do jazdy. Odwrócił się, by móc wyjechać z bilbordu i mnie gdzieś zawieźć. Właśnie co on zamierza ze mną zrobić?
-Gdzie mnie masz zamiar zawieźć?
-Podaj mi swój adres.
-Co? Nie!
-Cóż...widocznie chcesz odwiedzić moje mieszkanie.
-Co to to nie.
-To zepnij dupę i gadaj.
-Ten Street 69.
-Serio 69?
-Jesteś obrzydliwy!...typowy kutas.
-Słuchaj mnie mała dziwko! Nigdy więcej tak do mnie nie mów, jeżeli chcesz żyć!
Zamurowało mnie. Jak ten dupek może mi grozić?! Nigdy więcej.
-To lepiej ty mnie posłuchaj nabrzmiały fiucie...nic mi nie zrobisz...
-Jesteś taka pewna? Myślisz, że nikomu nic nie zrobiłem?
-Po pierwsze, nie masz się czym chwalić, a po drugie to nic mi nie zrobisz...po trzecie, wcale się ciebie nie boję.
-Może powinnaś zacząć?- uniósł brew do góry, czekając na moją odpowiedź, na którą się nie doczeka. Po prostu go olałam, przenosząc wzrok na teren za szybą.
-Możemy już jechać?- to moje ostatnie wypowiedziane zdanie tej nocy...przynajmniej w jego towarzystwie.
Bez jakiegokolwiek słowa, gwałtownie wyjechał, opuszczając połamany bilbord. Jego auto osiągnęło 200km/h w zaledwie minutę, co oznaczało, że to naprawdę dobre auto. Droga do niekoniecznie mojego domu dopiero się zaczyna, a mi już niedobrze. Głupia choroba lokomocyjna.
Prędkość auta wzrastała, na co moje ciało mocniej się spinało, wbijając w siedzenie. Popatrzyłam kontem oka na rozluźnionego chłopaka, który w przeciwieństwie ode mnie jest naprawdę zadziwiająco spokojny.Chociaż gdyby tak dłużej się zastanowić to też kiedyś mnie odprężało...i po co ja wracam do przeszłości? Nie ubolewaj tylko zapomnij.
-Zapnij pasy.
-Hmm...nie.
-Zapnij te jebane pasy, bo nie mam ochoty sprzątać po tobie mokrej plamy!
-Ugh...dobra.
Zafascynowany moją wypowiedzią, łobuzersko się uśmiechnął, poruszając brwiami.
-Jak ty mnie irytujesz "Tomlinson"- specjalnie zrobiłam cudzysłów w powietrzu i pokręciłam oczami- Jak można być tak wkurwiającym?
Zaśmiał się z mojej wypowiedzi, raz zerkając na mnie, a raz na przemierzaną drogę.
-Lepiej zajmij się prowadzeniem, bo chyba nie chcesz nas zabić.
Nagle przypomniałam sobie, że nie miałam się odezwać ani słowem...eh, przy nim to nie do wykonania.
-Nie pouczaj mnie...
-Weź się zamknij!
Spojrzał na mnie wściekły przez co dotarło do mnie, że powiedziałam to na głos, czego nie chciałam.
-Sorry?
-I ty mówisz, że ja jestem wkurwiający? Lepiej popatrz na siebie.
-Cokolwiek.
Zniechęcona pobytem sam na sam z "panem idealnym", starałam się zbytnio nie zwracać na niego uwagi, więc patrzyłam na krajobrazy za oknem. W przeciągu kilku minut zaczął coraz bardziej zwalniać, w końcu zatrzymując auto przed domem. Zerwałam się do odpięcia pasów, jednak zostałam zatrzymana.
-Co?- niezadowolona z spowalniania mojej drogi do ciepłego i miłego miejsca, warknęłam.
-Nie tak ostro kochanie...
-Nie mów tak do mnie, bo nim nie jestem!
Cicho się zaśmiał przez co uświadomiłam sobie, że kocha mnie wkurwiać.
-Pamiętaj, jeszcze się spotkamy.
-Cudownie, już nie mogę się doczekać.-w każdym słowie doskonale słyszalny był sarkazm.
Na mojej twarzy został namalowany sztuczny uśmiech, kiedy patrzyłam na jego wymądrzałą buźkę.
Wreszcie udało mi się odpiąć pasy i wreszcie opuścić tego idiotę. Mocno trzasnęłam drzwiami, wiedziałam, że to go wkurzy. Jego reakcja była taka sama jak przypuszczałam ...szarpnięcie za grzywkę. Przyznam szczerze...lubię się z nim drażnić.
Gdy upewniłam się, że odjechał, udałam się dwie ulice dalej, do mojego domu. Podałam mu zły adres, oops. Oczywiście zrobiłam to dla bezpieczeństwa rodziny, która jest najważniejsza w moim życiu.
Już po paru minutach znalazłam się przed niedużym domu o barwie waniliowego budyniu.
Od razu pomyślałam o jedzeniu...hmm, jestem głodna.
Szybkim krokiem podeszłam do ładnych, drewnianych drzwi po czym włożyłam klucze w zamek i ostrożnie go przekręciłam. Mam nadzieję, że uda mi się przekraść do swojego pokoju niepostrzeżenie, gdyż już był kwadrans po pierwszej, a miałam przyjść do domu punktualnie na pierwszą. Jak ojciec mnie zobaczy to mogę szykować się na miesięczny szlaban.
Po cichutku zdjęłam buty i powędrowałam wzdłuż ciemnego holu. Nagle w tym pomieszczeniu zostało zapalone światło, przez co podskoczyłam.
-Gdzie ty byłaś?
-Emily, nie strasz!- spojrzałam z wytrzeszczonymi oczami na swoją młodszą siostrę- gdzie tata?
-Pojechał do pracy.
-O tej godzinie?
-Ta, bo jakiś debil zdewastował bilbord i trochę ściany magazynu.
-Oh...a czy ty nie powinnaś spać?
-Mogę się tego zapytać i ciebie.
-Nieważne. Idę wziąć prysznic.
Zwinnie weszłam po schodach na pierwsze piętro po czym udałam się do swojego pokoju, by zabrać piżamę. Po zrobieniu tej czynności wreszcie znalazłam się w łazience. Zdjęłam z siebie nieświeże ciuchy oraz bieliznę i weszłam do kabiny prysznicowej. Na swoje ciało nałożyłam truskawkowy płyn, a na głowę miętowy szampon. Wszystko porządnie z siebie zmyłam po czym wyszłam z kabiny na zimne kafelki i obwinęłam się ręcznikiem. Podeszłam do umywalki, wzięłam do ręki szczoteczkę, którą zmoczyłam i wycisnęłam na nią pastę. W czasie mycia zębów przyszedł mi sms. Zdziwiona porą wysłania jakiejkolwiek wiadomości do mnie, odczytałam ją.
__________________________________________________________________________________
Od: nr. nieznany
Do: Victorii
Wysłano: 18 listopada 2013, 1:45
Widzimy się w szkole. T x
__________________________________________________________________________________
Pomimo, że numer nieznany doskonale wiedziałam kto wysłał mi tę wiadomość. Tomlinson.
To nie może wróżyć nic dobrego.
W co ja się wpakowałam?
Chciałam was przeprosić, że tak długo musieliście czekać na rozdział 2 i przepraszam za to.
Jeżeli was zawiodłam to nie chciałam tego zrobić.
Dziękuję za wszystkie wasze komentarze to dzięki nim mam wenę :D