...

/inne/czarna_rozaa.cur

sobota, 28 grudnia 2013

Rozdział Szósty

Zwlekłam się niechętnie z łóżka, gdy w pokoju rozbrzmiał dźwięk budzika w telefonie.  Podeszłam do komody i podnosząc I phone, włączyłam dzwonek. Zawsze kładłam telefon daleko od siebie, żeby wstać do szkoły na odpowiednią godzinę.
Patrząc na zegarek stwierdziłam, że pora zadzwonić do Alison. Szybko wybrałam numer i nacisnęłam głośnik, bym mogła prócz rozmowy naszykować się do szkoły.
-Halo?-w słuchawce zabrzmiał cichy głos zaspanej dziewczyny.
-Bądź u mnie za dwadzieścia ósma-wzięłam do rąk czarną torbę z convers'a i schowałam do niej potrzebne książki,razem z piórnikiem i pozostałymi niezbędnościami.
-Okej-bez dłuższego namysłu odpowiedziała.
Po spakowaniu się do szkoły, ruszyłam do czarnej szafy z dużą ilością ubrań.  Otworzyłam drzwiczki, a moim oczom ukazały się kolorowe rzeczy.
-Al, nadal jesteś zła, że zostawiłam cię sama w domu Tomlinsona?
Wyciągnęłam koszulkę, była bardziej elegancka niż większość, jednak naprawdę lubię w niej chodzić.
-Kto?-zmarszczyłam brwi nie mogąc sobie przypomnieć tej osoby.
-Harry Styles, przyjaciel Louis'a. Wiesz, ten kędzierzawy o zielonych oczach.
-Tylko się tak nie podniecaj, bo się jeszcze nim zauroczysz- zaśmiałam się złośliwe.
-Nawet sobie nie żartuj- bąknęła pod nosem.
-Oh, no tak, zapomniałam- zachichotałam- Przecież twój jest Lucas Brown.
-Cicho.
Zdecydowanie się zarumieniła, byłam tego pewna. Alison już tak miała, nigdy nie potrafiła zapanować nad tego typu rzeczami.
Na samą myśl, że Lucas i ona mogliby być parą, uśmiechnęłam się.
-O jak słodko-specjalnie zmieniłam swój głos.
-Proszę cię, Victoria. Przestań.-powiedziała błagalnym tonem.
-No już dobrze, dobrze-wywróciłam oczami rozbawiona.
Chwyciłam za dekolt koszulki, żeby przeciągnąć ją przez głowę.  W tym samym czasie coś spadło Alison z półki.
-Niezdara - zaśmiałam się.
-To zabawne...właśnie tak samo do ciebie powiedział Louis, kiedy byliśmy w casynie.
- Dziękuję za przypomnienie o tym dupku-ponownie wywróciłam oczami.
-Oops, zapomniałam o waszej kłótni.  Masz zamiar zerwać kontakt z...
-Tomlinsonem? O tak i to bez wahania-stanowczo odparłam, przerywając przyjaciółce.
-Nie to, że go lubię i popieram, ale jesteś pewna?
Odpowiedź brzmi: Nie do końca.  Jednak większa część mnie chce, żeby odszedł...chyba.
- Alison ja zawsze wiem czego chcę-w moim głosie było słychać minimalną niepewność.
- Coś mi się nie wydaje.
-To właśnie źle-zapewniłam ją.
- Ugh...niech ci będzie, bo i tak bym z tobą nie wygrała.
Po usłyszeniu tego zdania, przypomniałam sobie wyścig z Tomlinsonem. Uśmiechnęłam się do siebie. Po chwili potrząsnęłam głową starając się za wszelką cenę pozbyć z myśli niebieskookiego, co jest dość trudne...wręcz niemożliwe.Dam sobie rękę uciąć, że zostaje w pamięci u wszystkich lasek, które go poznały, a zwłaszcza które wskoczyły mu po prostu do łóżka.
-Halo,Victoria-Alison wyrwała mnie z zamyślenia.
-Co? Kto? Jedziesz już? -w tej chwili powiedzenie, że byłam zdezorientowana, byłoby całkowitym niedomówieniem.
Cholera, co Louis ze mną robi?
-Myślisz o nim, Vic.
-Ale o kim?  Nie rozumiem cię.
-Nie jest ci obojętny dziewczyno i nic na to nie zdziałasz-zachichotała.
-W Tommo? Chyba śnisz-prychnęłam
-Nagle już wiesz o kim mowa? Victoria nie oszukuj się, bo to właśnie robisz. A tak w ogóle to fajne go nazywasz-zaśmiała się.
Wywróciłam oczami na jej komentarz.
-Znam go jedenaście dni!
-Już nawet liczysz.
-Ugh...on jest strasznie wkurzający i...
Przerwała mi.
- Pociągający?  To właśnie chciałaś powiedzieć?
- Nie? Miałam na myśli, że chamski-westchnęłam poirytowana.
- Lubisz go-zaśmiała się.
-No i co z tego? Skończ-powiedziałam niemal błagalnym tonem.
W przeciągu sekundy zorientowałam się, że przyznałam coś Alison .
Nie powstrzymując swoich ruchów uderzyłam się dłonią w czoło i to porządnie.
-Awww.
-Eh...jedziesz?-odezwałam się bez jakiegokolwiek entuzjazmu.
Podeszłam do komody, gdzie leżał telefon, kiedy już byłam całkowicie ubrana.
Podniosłam go, biorąc do ręki i ruszyłam do łazienki,  by umyć zęby.
- Już właśnie wychodzę.
Zmoczyłam szczoteczkę i nałożyłam na nią trochę pasty. Myjąc zęby wolną ręką sięgnęłam po szczotkę do włosów aby je uczesać.
- Okej, to ja czekam. Pa-powiedziałam mając w buzi miętową pastę.
- Pa-rozłączyła się.
Po skończonych czynnościach wyszłam z łazienki, zarzuciłam torbę na ramię i w mgnieniu oka znalazłam się na parterze, żeby zjeść śniadanie, zaczekać ma Alison, i wreszcie pójść do szkoły.



Szybkim krokiem weszłyśmy na plac szkolny, na którym roiło się od uczniów. Przechodząc przez grupki, stworzone przez dziewczyny i chłopaków zauważyłam, że każdy na mnie patrzy. Wypalali  wzrokiem moją twarz i plecy, przez co niekomfortowo się czułam. Praktycznie wszyscy zgromadzeni pokazywali na mnie i mówili coś do swoich towarzyszy.
"Ej, to ona?,"Victoria się z nim zna" , "Patrzcie. To ona była z Tomlinsonem", te zdania były doskonale słyszalne.
Zdezorientowana i wściekła spojrzałam na Alison, która również  jak ja nie wiedziała za bardzo co się dzieje.
-Powiedziałaś komuś o Tomlinsonie?
-Oczywiście, że nie. Przecież obiecałam, iż nikomu nic nie powiem- szepnęła patrząc na twarze zainteresowanych nami osób.
-Kto do cholery mógł coś wypalić- również przyglądałam się wszystkim zgromadzonym.
W końcu dodarłyśmy przed drzwi wejściowe do dużego budynku. Weszłyśmy do szkoły, gdzie także każdy na mnie patrzył. Szybkim krokiem zeszłam po schodach do szatni, by mieć jak najszybciej wszystko z głowy. Rozpięłam kurtkę, wcześniej zdejmując szalik i rękawiczki. Powiesiłam ją na haczyku obok płaszcza
Alison. Nagle do szatni weszli Matt i Lucas. Spojrzałam na nich blada na twarzy, jak ściana.
-O co chodzi z Tomlinsonem? Wytłumaczysz nam?- Lucas skrzyżował ręce na piersi.
Popatrzyłam na przyjaciółkę  w wielkimi oczami, po czym ponownie wzrokiem wróciłam na dwójkę chłopaków.
-A co mam wam powiedzieć?- uniosłam brwi i uczesałam dłonią włosy.
-Znasz go?- w końcu odezwał się Matt.
-No i?
-On jest do cholery niebezpieczny- syknął.
-Wiem co robię! Nie jestem głupia!
-A jednak z nim byłaś- westchnął Lucas.
Wytrącona do granic możliwości, wyparowałam z szatani zabierając torbę. Udałam się do sali od biologii, kiedy zadzwonił dzwonek na lekcje. Weszłam do klasy. Wszyscy przenieśli wzrok na mnie, wywróciłam oczami. Zajęłam miejsce na końcu, przy ścianie. Pani nie czekając na spóźnionych uczniów, zaczęła rozdawać testy. Kompletnie zapomniałam o następnym teście, cholera. Poza tym i tak nie miałam głowy do uczenia się.
Westchnęłam. W przeciągu 3 minut do sali weszli Lucas, Matt, Nicole i Alison. Spojrzeli na mnie, na co odwróciłam głowę. Do ręki wzięłam długopis i zajęłam się rozwiązywaniem testu. Jednak po upływie 35 minut, poddałam się. Próbowałam myśleć, ale bez jakichkolwiek rezultatów. Ciągle zastanawiałam się nad ostatnimi wydarzeniami. Myślałam o Louis'ie i dzisiejszym dniu. Kto wygadał o mnie i Tomlinsonie.
Gwałtownie odsunęłam krzesło, kiedy z niego wstałam. Ruszyłam z torbą na ramieniu i testem  do naszej nauczycielki. Wszyscy zgromadzeni w tej klasie spojrzeli na mnie, jednak starałam na do nie zwracać uwagi. Mimo to, zaczynam się naprawdę irytować.Położyłam kartkę na biurku, po czym wyszłam z sali. Nogi zaprowadziły mnie do łazienki. Kładąc torbę na płytkach, oparłam się dłonią o umywalkę i spojrzałam w lustro. W tym momencie wyglądałam jeszcze jaśniej niż duch.
Jak mogło się tak wszystko skomplikować, w ułamku sekundy? Teraz każdy wie, że znam Louis'a Tomlinsona, chłopaka mającego problemy z prawem. Po prostu doskonale. Kiedy już się wszystko układało, miałam spokój, prawie zapomniałam o Tomlinsonie. Jednak musiał nadejść taki dzień, jak dzisiejszy, który przewrócił moje życie do góry nogami. Już nigdy nic nie będzie normalne.
Bezwładnie wylądowałam na kremowej podłodze. Patrzyłam na jeden punkt, jakim jest sufit. W przeciągu 10 minut zadzwonił dzwonek na przerwę. Jęknęłam niezadowolona z tego powodu. Znowu będą się na mnie lampić i to wszystko przez tego dupka.
Po jakimś czasie drzwi łazienkowe zostały otwarte. Moim oczom ukazała się przerażona Alison. Cała drżała.
-Co jest?- zmarszczyłam brwi zaniepokojona.
-O...oni się zaraz zabiją!
-Co?! Kto!
-M...Matt i...- nie musiała kończyć. Już wiedziałam.
Złapała mnie za rękę i następnie wybiegłyśmy z łazienki. Po minucie biegu, opuściłyśmy budynek szkoły. Przed nami było pełno ludzi, tworzących niezgrabne koło. Podbiegłyśmy do tłumu i zaczęłyśmy się przez niego przeciskać. Zobaczyłam Matt'a, praktycznie leżącego na masce samochodu i Louisa, dającego cios w twarz mojego przyjaciela. O mój Boże!
-Zabiję go!- warknęłam sama do siebie.
Ruszyłam w stronę dwóch niemyślących tuków, jednak zatrzymałam się w połowie drogi, gdyż usłyszałam dość dziwne zdanie.
-Komu do cholery wygadałeś palancie?!- wysyczał z jadem w głosie.
-Odpierdol się Tomlinson- warknął.
Nagle niebieskooki zadał cios w brzuch swojego przeciwnika. Zareagowałam od razu.
-Zostaw go!
Olał mnie, co jeszcze bardziej zadziałało mi na nerwy. Louis ponownie uderzył Matt'a, na co chłopak syknął.
W tej chwili nasza trójka była głównym punktem zainteresowania.
-Do cholery odpieprz się od niego!- mocno popchnęłam szatyna, na co odskoczył do tyłu, dając chwilowy  spokój Matt'owi.
Spojrzał na mnie unosząc brwi, po czym przeczesał ręką włosy.
-Co ci odpierdoliło Tomlisnon?!
-Nie twoja sprawa- warknął.
-Miałeś zniknąć, nigdy się nie pojawiać w moim pobliżu. Idź stąd, Louis- wyszeptałam.
Jego wyraz twarzy od razu się zmienił, kiedy to powiedziałam. Był...zraniony?
-Naprawdę tego chcesz?
Przez chwilę zastanawiałam, jednak nie zmieniłam zdania.
-Tak- westchnęłam.
-Oczywiście- syknął. Minął mnie, po czym wsiadł do auta. Matt szybko zlazł z maski. Louis odpalił samochód i odjechał ze ślizgiem opon.
-No proszę, tylko ty go umiesz ujarzmić- ktoś z tyłu odezwał się za mną. Odwróciłam się i skrzywiłam. Lena. Nie odezwałam się ani słowem. Podeszła i nachyliła się nad moim uchem.
-Próbowałam go uspokoić, kiedy wleciał mi do łóżka. Tak ap ropo...jest dobry- oblizała wargi, po czym uformowała je w uśmiech.
-Próbujesz mnie wkurzyć?- zaśmiałam się sztucznie. Zirytowała mnie.
-Przyznaj, że nie jest ci obojętny, Vic- szepnęła.
-Nie mam takiego zamiaru, bo tak nie jest.
-Sama się oszukujesz. Myślisz, że nie widzę jak na niego patrzysz?-ponownie się zaśmiała. Spojrzała na mnie, po czym uśmiechnęła się wrogo.
-Mam nadzieję, że przyjdziesz dzisiaj do mnie na imprezę. Louis tam będzie. Radziłabym ci go pilnować. Taki towar nie pozostanie długo bez towarzystwa jakieś napalonej laski-wysłała mi całusa w powietrzu- Do zobaczenia, skarbie.
W tej chwili wszystko się we mnie zagotowało. Suka. Miałam do niej podejść i nie wiem co zrobić, ale Alison mnie zatrzymała.
-Nie warto.
-Al, ma rację- odezwał się Lucas.
Skąd on się tu wziął?
-Idziecie ze mną do domu Leny?- spytałam unikając wzroku przyjaciół. Jestem zdeterminowana, by dzisiaj się tam znaleźć.
-Chyba nie chcesz tam iść na serio- Nicole odezwała się piskliwym głosem.
-Nie dam jej tej satysfakcji- warknęłam.

~Przeczytałeś/ aś, skomentuj :D




niedziela, 8 grudnia 2013

Rozdział Piąty

-Victorio Williams, gdzie ty byłaś?
Mocno zamknęłam powieki, gdy schylona odłożyłam buty gdzieś na bok. Nie pomyślałam o planie powrotu do domu. Louis zamącił mi w głowie, dając mi watę cukrową. Nie wiem jak mogłam mu się namówić. Nie znam odpowiedzi. To szczerze mówiąc dziwne, nawet aż za bardzo. Nieważne. Wpadłam jak śliwka w kompot.
Wyprostowałam się i spojrzałam na 40-latka, opierającego się o framugę drzwi.
-Już wszystko tłumaczę- wymusiłam uśmiech,co było nie lada wyzwaniem, gdyż wcale nie miałam nastroju- Otóż uczyłam się z Alison na kartkówkę z biologii.
-Czemu nie zadzwoniłaś?- Henry skrzyżował ręce na piersi .
-Ponieważ rozładował mi się telefon- wyjęłam urządzenie z kieszeni spodni i pokazałam je tacie-Widzisz?
-Mogłaś zadzwonić od Alison, Victoria- westchnął- Idź już na górę-machnął ręką.
Tata poszedł do salonu, gdzie usiadł na narożniku. Zrobiłam skrzywioną minę. Normalnie dostałbym teraz szlaban na co najmniej trzy tygodnie. Coś tu nie gra i mam zamiar dowiedzieć się co.
Cicho podeszłam do starszego mężczyzny, po czym zajęłam miejsce tuż przy nim. Mocno go przytuliłam i spojrzałam na niego.
-To coś z pracą? Nie możesz kogoś złapać?
-Skąd wiesz?- zdziwiony uniósł brwi, kiedy wzrok przeniósł na moją twarz.
-Tato, nie znam cię od pięciu minut- cicho się zaśmiałam- Spokojnie uda ci się prędzej, czy później-poklepałam go po ramieniu.
-Wątpię córciu- westchnął.
-Nie możesz tak mówić, bo wtedy nigdy ci się to nie uda. Trzeba być pozytywnie nastawionym- posłałam słaby uśmiech, by dać tacie trochę otuchy-A mogę wiedzieć kto jest takim dupkiem, żeby zadzierać z moim tatą?...Może go znam.- ponownie się zaśmiałam.
-Louis Tomlinson.
Kiedy usłyszałam to imię i nazwisko całkowicie zesztywniałam. Chciałam pomóc i powiedzieć, że znam Louis'a, jednak nie mogłam. To by wszystkim zaszkodziło, nic innego. Ale coś jeszcze nie pozwalało mi na powiedzenie prawdy, nie wiem co. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam.Następna nielogiczna rzecz.
40-latek patrzyła na moją bladą twarz jakby zobaczył ducha.
-Victoria, co się dzieje?- na twarzy bruneta było dokładnie widoczne zdezorientowanie.
-Wiesz-na chwilę przerwałam, kaszląc- Nie znam nikogo takiego- pokiwałam przecząco głową- A co zrobił?
-O dużo rzeczy- w końcu jego wyraz twarzy zmienił się na normalny- Narkotyki, bójki, przekręty, pobicie i wyścigi.
-No to rzeczywiście sporo tego jest. A był karany?
-Dwa lata w Doncaster. Czemu tak o niego pytasz?-zmarszczył brwi.
-A tak z ciekawości- uśmiechnęłam się sztucznie- I tylko jego szukasz, tak?
-Tak, na razie.
-Mhm. To szczerze życzę powodzenia w jego złapaniu. Przepraszam, ale muszę iść jeszcze się pouczyć tej biologii, bo pani jest strasznie wymagająca-westchnęłam.
Nie lubię kłamać, zwłaszcza swojego ojca. Wyjątkiem jest siostra.
Opuściłam salon i zwinnie weszłam po schodach na piętro. Idąc wzdłuż korytarza przyglądałam się fotografią powieszonych na bordowych ścianach. Dawno nie patrzyłam na nie. Na chwilę stanęłam, kiedy zaczęłam przyglądać się zdjęciu, na którym byłam z Alison. Pamiętam jak tata nam je zrobił. Wtedy zapisałam się do gimnazjum razem z przyjaciółką. Przyglądając się bliżej zdjęciu zauważyłam coś dosyć dziwnego w tle.
-To niemożliwe- pomyślałam głośno.
Koło drzew stał Louis z jakimiś kolesiami. Wszyscy coś palili.
Jak to możliwe? On chodził ze mną do szkoły?! Jak ja mogłam go nie zauważyć? Jestem bynajmniej ślepa.
Potrząsając głową odeszłam od tego nieszczęsnego zdjęcia.
Czy on musi mi cały czas robić na złość? Zniszczył mi chyba najładniejsze zdjęcie jakie kiedykolwiek miałam z Alison.
Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam się zmęczona na łóżko. To był wykańczający dzień.
Po chwili odpoczynku postanowiłam zadzwonić do przyjaciółki, bo w końcu wypadałoby się odezwać po zniknięciu w szkole. Wstałam i podeszłam do biurka. Z szuflady wyciągnęłam ładowarkę od telefonu, po czym wsadziłam ją do kontaktu. Przypięłam urządzenie do zasilania i trzymając je usiadłam na krawędzi łózka. Po włączeniu i odblokowaniu I phone, wybrałam numer Al.
-Victoria, gdzie ty się podziewałaś?!-głos szatynki był podniesiony.
-Mi ciebie też miło słyszeć- na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech.
-Sorry. Po prostu się denerwowałam.
-Rozumiem i przepraszam, że nie dawałam żadnego znaku życia.
-Mogę wiedzieć co robiłaś?
-Jasne. Byłam z...-przerwałam.Jeszcze sekunda i bym wszystko jej wypaplała o Louis'ie. Ugh, to przez tego idiotę nie myślę. Kobieto zastanów się co ty mówisz!
-...Byłam z tatą w galerii po kurtkę- zamknęłam oczy modląc się, by w to uwierzyła.
-Mhm, okej. Nieważne.
-Co chcesz mi powiedzieć,hm?- spytałam wiedząc,że coś kombinuje i najprawdopodobniej  spróbuje mnie wyciągnąć na jakąś imprezę, na którą nie dam się namówić. Ostatnio nie mam ochoty na balowanie.
-Może tak by...wybrać się do...
-Nie.
-Ej daj mi dokończyć.
-Alison nie mam ochoty na imprezy. Możesz przyjechać do mnie.
-Nie chodzi mi o to, Vic.- westchnęła.
-To dokończ
-Lucas i Matt zaprosili nas do casyna- jej głos był co najmniej podekscytowany.
-Po co?-zmarszczyłam brwi.
-Mają dla nas jakąś niespodziankę- zaczęła piszczeć.
-Nie krzycz mi do ucha- zaśmiałam się kręcąc głową znacznie rozbawiona reakcją przyjaciółki.-No dobra, pisze się na to. Tylko kiedy?
-Jutro, dwudziesta- nieco się opanowała- Zastanów się co ubierzesz.
-Hmm, ja już nawet chyba wiem co.
-Konkretniej.
-Zobaczysz.
-Ej...
-Do jutra- zaśmiałam się i rozłączyłam.
Z uśmiechem na twarzy wstałam i wybrałam się do szafy z ubraniami. Chciałam się upewnić, czy będę dobrze wyglądać w wybranych ciuchach. Wyjęłam białą koszulę na grubych ramiączkach, po czym ją nałożyłam zapinając pod samą szyję. Następnie wyjęłam miętową spódnicę, dłuższą z tyłu, krótszą z przodu.
Ubrałam ją wsuwając na talie. Po chwili znalazłam się przy dużym lustrze i zaczęłam się przyglądać kompletowi.
Tak, tak będzie dobrze.



Weszłyśmy do olbrzymiego budynku, zwanego casynem. Od razu zaczęłam się rozglądać za Matt'em i Lucas'em razem z Alison.
-Mówili gdzie mamy się spotkać?-spojrzałam na przyjaciółkę.
-Tak, przy barze.
-Mhm, to chodź.
Ruszyłyśmy w stronę wybranego przez chłopaków miejsca. Przeciskając się przez parę osób w końcu tu dotarłyśmy.
-Gdzie oni mieli być?
-Tutaj- wskazała dłońmi na zatłoczony bar.
Próbowałam odszukać ich wzrokiem, jednak to zdało się na nic. Nie było ich.
-To wykiwali nas-westchnęłam wkurzona na tych gamoni.
-Poczekaj, zadzwonię do nich- mruknęła sfrustrowana pod nosem, kiedy wybrała numer jednego z chłopaków-Matt nie odbiera- westchnęła- Spróbuje do Lucasa.
Wywróciłam oczami następnie odwracając się plecami do szatynki. Mój wzrok zawisł na dużym stole do pokera, po czym na ludziach grających w to gówno. Przy stole zobaczyłam Tomlinson'a, a przy jego boku na oko 20-letniego, kędzierzawego chłopaka. W moim żołądku coś się przekręciło, co nie było miłym uczuciem. Moje ciało całkiem zesztywniało, a wzrok zastygł na dwójce chłopaków. Nagle zielonooki popatrzył prosto na moją twarz, na co przestałam oddychać. Uśmiechnął się, potem szepnął coś do swojego towarzysza. Louis natychmiast się odwrócił i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
-Też, nie odbiera. Ugh, palanty- Alison podeszła do mnie zdenerwowana. Kiedy zobaczyła moją reakcję od razu zaczęła szukać miejsca, na które się tak intensywnie patrze.
-Co się dzieje?- spytała zdziwiona.
Ciągle się rozglądała. Zaczęła patrzeć raz na mnie, raz na Louis'a.
-Znasz Louis'a Tomlinson'a?- jej głos stał się szorstki niczym papier ścierny.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na przyjaciółkę.
-Osobiście nie. Jedynie z opowiadaćń Lucas'a.
-To dobrze. To nie jest typ dobrego i troskliwego chłopaka.
-Wiem, Brown mi wszystko powiedział.
Ponownie spojrzałam w stronę niebieskookiego, jednak tak już go nie było.
Uff, co za ulga.
-Chodź, poszukamy jeszcze tych tuków- złapałam nadgarstek szatynki i zaczęłam prowadzić ją w przeciwną stronę niż stół do tej idiotycznej gry.
Po 30 minutach szukania przyjaciół, spojrzałam na Al ostro wkurzona.
-Ja ich zabiję...i to gołymi rękoma. To oficjalne- warknęłam idąc i nie patrząc przed siebie a na przyjaciółkę.
-Ja też.
Nagle na kogoś wpadłam. Popatrzyłam na czarne Vansy i obcisłe spodnie, następnie na białą koszulę z podwiniętymi rękawami, i nietypowy krawat. Po ubiorze stwierdziłam, że wiem kim jest ten człowiek. Louis Tomlinson, we własnej osobie.
-Przepraszam- szepnęłam.
-Niezdara- zaśmiał się.
Wywróciłam oczami mijając go. Alison szła tuż za mną.
-Wpadłaś na...
-Wiem, nic nie mów- bąknęłam pod nosem- Chodź, spadamy stąd.
Poszłyśmy do drzwi wyjściowych, po chwili przez nie przechodząc. Zimny wiatr uderzył w moją twarz. Szybko nałożyłam na ramiona czarną marynarkę.
-Chyba tędy, prawda?- spytała moja towarzyszka, pokazując na ulicę po lewej stronie.
-Tak mi się wydaje- wzruszyłam ramionami nie do końca pewna swojej wypowiedzi.
Ruszyłyśmy w wybranym kierunku.Idąc tak przez najbliższe 10 minut zaczynałam się niepokoić o nasze bezpieczeństwo. Przyznaję, nieciekawa ulica. Cicha, ciemna i opustoszałą, nigdy nie byłam w tej części miasta.
Nagle usłyszałam jakieś głośne rozmowy przed nami. Trójka młodych chłopaków stała i na kogoś czekała.
-Chodź, przejdziemy przez ulicę- szepnęłam, by nas nie usłyszeli.
Jedak jeden z nich popatrzył na nas.
-Hej, lalunie gdzie tak pędzicie?!
Wtedy reszta także się nami zainteresowała. Wspaniale. Mam złe przeczucia co do tego spotkania.
Nic nie mówiąc szłyśmy dalej. W przeciągu kilku sekund zostałam złapana za nadgarstek i przyciągnięta najprawdopodobniej do jednego z moich rówieśników.
-Zostaw mnie!- krzyknęłam.
-Puśćcie nas do cholery!- Alison zaczęła się wyrywać, jak i ja.
-Nic nie kombinujcie, bo to się i tak nie uda- zaśmiał się tuż przy moim uchu blondyn- Teraz się z wami zabawimy.
-Myślisz, że lubią na ostro?
Stanęłam w bezruchu nie mogąc zrobić nic a nic, gdy usłyszałam te słowa. Cholera, czemu wybrałyśmy tę drogę?!
Zaczęli  nas prowadzić na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się las, jednakże w mgnieniu oka zatrzymali się. Wszyscy spojrzeliśmy na szybko jadące samochody. Jeden z nich poznałam niemal od razu. Louis.
Sama nie wierzę w to co myślę, ale jestem mu bardzo wdzięczna za uratowanie naszych tyłków.
Auta zaczęły ostro hamować i zataczać ogromne koła, uniemożliwiając nam jakikolwiek ruch. W końcu pojazdy się zatrzymały, a z nich wyszli Louis i ten szatyn z casyna.
-Zostawcie je!- Tomlinson wysyczał z jadem w głosie, zbliżając się do trzymającego mnie gościa. Zostałam puszczona, kiedy przeciwnik szatyna próbował się z nim zmierzyć. Spojrzałam na Alison, uwolnioną przez zielonookiego, po czym wzrok ponownie przeniosłam na poprzednią osobę.
-Myślisz, że się boje Tomlinson?- zaśmiał się blondyn.
-Wracaj lepiej skąd cię przywiało chuju!- warknął popychając przeciwnika.
-Najpierw bzyknę tą dziwkę- parsknął
Louis nie wahając się zadał cios pięścią w twarz blondyna,który jedynie się zachwiał. Następne uderzenie zadał kolanem w brzuch. Jego przeciwnik został powalony na ziemię. Tomlinson zaczął go kopać w żebra,okolice brzucha i w twarz.
Musiałam coś zrobić, cokolwiek. Podbiegłam do wyprowadzonego do granic możliwości chłopaka.
Trudno, Alison dowie się prawdy. Znam go i nic na to nie poradzę.Teraz ważne jest, by nikt nie zginął.
-Louis, przestań! Zabijesz go!- złapałam jego ramię, jednak to nic nie dało.
-Louis, proszę cię, przestań!
-Victoria, odejdź do cholery!- zostałam odepchnięta, a Louis wrócił do poprzednich czynności.
-Zrób coś!- krzyknęłam do zielonookiego, kiedy po moich policzkach zaczęły spływać kolejne krople wody.
Po chwili kędzierzawy podbiegł do szatyna i zaczął go odciągać. Miał z tym duży problem,ale po krótszym czasie udało mu się to.
-Kurwa, louis! Opanuj się! Przez ciebie ona jest przerażona- wskazał na mnie.
Niebieskooki spojrzał na mnie i się uspokoił . Znalazł się tuż przy mnie. Zostałam przez niego mocno przytulona.
-Csii. Nie bój się. Już jesteś bezpieczna- szepnął w moje włosy.
-Dziękuję-nieco się uspokoiłam.
-Chodź jedziemy do mnie- puścił mnie i zaczął iść w stronę auta. Patrząc na niego, nie ruszyłam się ze swojego miejsca.
-L...Louis ja wracam do domu- po moich policzkach nadal leciały łzy.
Tomlinson stanął, ciągle będąc plecami do mnie i włożył dłonie do kieszeni spodni.
-Nie możesz wrócić w takim stanie- powiedział lekko zdenerwowany sprzeciwem.
Spojrzałam  na kompletnie oszołomioną Alison. Jej usta uformowały się w literę "o", gdy przyglądała się Tomlinson'owi i mi. Cała prawda wyszła na jaw. Teraz już nic nie będzie jak przedtem.
Westchnęłam, nie wiedząc co robić. Musiałam wybrać, czy wrócić z przyjaciółką do swoich domów. Wtedy mój ojciec nie dałby mi spokoju. Strasznie by się martwił, przez co miałabym wyrzuty sumienia. Czy jednak pojechać z Alison do Louis'a i być bezpieczna, mając spokój.
-Wiesz...-westchnęłam- Dobrze.
-Styles zabierz...
-Alison- podpowiedziałam
-Alison, ja biorę Victorię.
Styles zabrał szatynkę do swojego auta i odjechał. Po chwili weszłam razem z Tomlinson'em do jego samochodu i odjechaliśmy. Nic się nie odzywając przeniosłam wzrok  na boczną szybę, by patrzeć na widoki za oknem.
-Wszystko w porządku?
Nie odzywając się, skinęłam głową. Nie byłam w stanie się odezwać. Nie miałam do tego głowy. Moje myśli nachodziły jedna na drugą. Mam tyle pytań, na które nie znam odpowiedzi.
Zamknęłam oczy, by spróbować wszystko uporządkować.
Co jest ze mną nie tak?
Nie wiem.
Czy to wszystko powinno się wydarzyć...przypadkowe spotkanie? Zawiezienie mnie do domu?Pójście do wesołego miasteczka? pocałunek? uratowanie mi życia?
Nie mam najmniejszego pojęcia.
Czy czuję coś do Tomlinson'a?
Coś na pewno, ale jeszcze nie jestem pewna co.

*Louis*

Przez ostatnie minuty panowała cisza, którą chciałem przerwać. Na chwilę odwróciłem głowę w stronę dziewczyny. Miałem zamiar coś powiedzieć,jednak zorientowałem się, że usnęła. Wywróciłem oczami, kiedy stwierdziłem, że pomimo pochłonięcia snem, nadal jest wkurzająca.
Jak mogłem o niej myśleć? Odkąd ją poznałem, wiedziałem iż jest inna, ale żeby aż tak? To jest nietypowe.
Nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny i nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Nie zam odpowiedzi.
Zatrzymałem auto  na czerwonych światłach,czekając na zmianę koloru. Spojrzałem na bok, kiedy koło mnie stanął Payne. Posłałem mu zabójcze spojrzenie, na co się zaśmiał. Miał zamiar się ścigać. Wiedział, że nigdy nie przepuszczam takiej okazji.Jednak musiałem zdecydować.Spojrzałem na śpiącą szatynkę, po czym na światła. Naszykowałem się na ruszenie ze ślizgiem opon.

3...

2...

1...

GO!

Gwałtownie ruszyłem, przyciskając pedał gazu i zmieniając biegi. W mgnieniu sekundy znalazłem się przed Payne'm, miałem zamiar jechać prosto i pokazać mu, że ze mną się nie zadziera...jednak w ostatniej chwili skręciłem w stronę swojego domu. Przypomniałem sobie,że nie jestem sam. Nie chciałem się ścigać przy Williams.
Kiedy zmieniłem zdanie,Liam cholernie się zdziwił. Uśmiechnąłem się łobuzersko. Lubię zaskakiwać.
W przeciągu kilku minut znaleźliśmy się przed domem. Nacisnąłem guzik przy kluczykach, by otworzyć garaż. Styles'a auto już stało w środku. Musiał wybrać szybszą drogę.Wjechałem do środka, gdzie zaparkowałem. Wyszedłem z pojazdu i ruszyłem do drzwi od strony pasażera. Otworzyłem je i patrząc na pochłoniętą w śnie dziewczynę, delikatnie wyciągnąłem ją i wziąłem na ręce w stylu ślubnym. Drzwi zamknęły się pod wpływem mojego kopnięcia. Przekroczyłem framugę drzwi, wchodząc do holu. Szybko udałem się na górę po schodach, by wejść do swojej sypialni. Położyłem 17-latke na łóżku i zdjąłem jej buty. Przykryłem szatynkę kocem, po czym opuściłem to pomieszczenie, schodząc z powrotem na dół. W kuchni zastałem Harr'ego bodajże z Alison. Nie pamiętam.
Styles podał jej gorącą herbatę, następnie posyłając jej szczery uśmiech.
-Dziękuję- szepnęła.
Wywróciłem oczami. Nie chciało mi się na to patrzeć.
Odchrząknąłem, na co oboje  na mnie spojrzeli.
-Co?- wzruszyłem ramionami i uniosłem brwi.
-Gdzie Victoria?- szatynka spytała,upijając łyk napoju.
-Śpi
-Gdzie?
-U mnie w sypialni- powiedziałem  poirytowany tymi pytaniami.
Dziewczyna zakrztusiła się piciem,a Styles zrobił zdziwiony wyraz twarzy.
-Co wam jest?
-Jesteś z moją przyjaciółką?
-Nie?- warknąłem.
Nie wyobrażam siebie z Victorią. Jesteśmy jak ogień i woda. Bycie razem nigdy by się nam nie udało.
-A ty Tomlinson, gdzie masz zamiar spać?
Zmarszczyłem brwi przez to pytanie. To było oczywiste.
-Na sofie- odpowiedziałem bez jakichkolwiek emocji.
-Co się z tobą dzieje stary?- zaśmiał się- Czyżby dziewczyna namieszała ci w głowie?
-Stary co ty pierdolisz?! Wiesz co o niej myślę. Jest bezużyteczną szmatą!- wysyczałem z jadem w głosie.
Styles spojrzał za mnie i stanął w bezruchu z kamienną twarzą. Zamknąłem oczy wiedząc, że Victoria jest za mną.
-Cóż, przynajmniej wiem kim jestem- westchnęła i natychmiast wyszła z pomieszczenia, kiedy spojrzałem za siebie.
-Ty Tomlinson zawsze wszystko spierdolisz.
-Zamknij się!
-Idź do niej-kiwnął głową w stronę drzwi.
-Nie.
-Louis, idź do niej!- Alison warknęła, wstając ze swojego miejsca.
Uniosłem brwi zdziwiony gwałtowną reakcją tej dziewczyny. Podszedłem do niej tak blisko, że nasze nosy były centymetr od siebie. Chciała się odsunąć, jednak przeszkodziły jej w tym blaty.
-Słuchaj mnie uważnie...nigdy,ale to nigdy nie podnoś głosu w tym domu. Po chwili zostawiłem przerażoną szatynkę i wyszedłem z pomieszczenia. Idąc przez nieoświetlony korytarz wszedłem na schody. Miałem wejść na górę, ale zauważyłam Williams siedzącą w rogu przy oknie na końcu salonu.
Spojrzała na mnie z nietypowym wyrazem twarzy, którego nigdy u niej nie widziałem. Niechętnie zszedłem na dół. Nie lubię przepraszać, ale chyba nie mam innego wyboru.
Wolno idąc w stronę Victorii, patrzyłem wszędzie byle nie na nią.
-Czego chcesz Tomlinson
Wzrok skierowałem prosto w oczy dziewczyny.
-Ja...ym...-podrapałem się po karku.
-Nie wysilaj się- przeniosła wzrok na krajobrazy za oknem.
-Wcale tak nie myślałem, okej?
-Mhm, oczywiście- wstała i podeszła do mnie- Jak masz coś do mnie,to powiedz mi to prosto w twarz-warknęła- A nie za moimi plecami.
Westchnąłem nie wiedząc co powiedzieć zatkało mnie. Nie byłem wstanie nic z siebie wydusić. Jedynie patrzyłem na Victorię z kamienną twarzą, wstrzymując oddech.
-Teraz nie masz nic mi do powiedzenia, Tomlinson?Huh?
-Yyy...
-Nie rozumiem cię- wyrzuciła ręce w powietrze- Najpierw mnie przytulasz, pocieszasz. Potem mówisz, że jestem nic nie warta- zbliżyła twarz do mojej, patrząc prosto w oczy- Po co mnie ratowałeś,co? Mogłeś mnie i Alison zostawić wtedy tym debilom, by mieć nas z głowy. Nie zrobiłeś tego,dlaczego?
Jej twarz była cholernie poważna. Nie płakała i nie miała zamiaru tego robić. Ona jest kompletnie inna.
-Nie wiem. Ja jestem...
-Debile? Kretynem? Chujem?...tak, ale ja tego nie mówię za twoimi plecami, tylko wprost do ciebie- wysyczała z jadem w głosie.
-Słuchaj mnie Williams...nigdy mnie nie pojmiesz. Ja się ścigam,co wierz cholernie mienia człowieka. Nie wiesz jaka to gra!
-Czyżby?- odsunęła się i poszła, by stanąć plecami do mnie, gdy się odwróciłem- Pytałeś mnie, kiedy byliśmy w wesołym miasteczku, gdzie nauczyłam się tak jeździć. Pamiętasz? Otóż ja się ścigałam. I uwierz, że mam ogromne pojęcie co to znaczy się zmienić i mieć przejebane w tej grze Tomlinson. Zapamiętaj to sobie.- mówiła szorstkim tonem, wciąż będąc plecami do mnie.
W przeciągu sekund wybiegła z domu, zabierając wszystkie swoje rzeczy. Patrząc na zamykające się z hukiem drzwi, stałem w bezruchu jak jakaś rzeźba, nie dowierzając w to co przed chwilą od niej usłyszałem.
Nie zastanawiając się dłużej pobiegłem za nią, nie biorąc niczego, prócz telefonu. Ruszyłem za dziewczyną, sam nie wiem czemu. Ona przyciąga jak magnez, co mnie wkurwia. Chciałem dać sobie spokój, zostawić ją, ale nie potrafiłem.
Idąc wzdłuż uliczki, nie spuszczałem  szatynki z oczu. Utrzymywałem bezpieczną odległość, żeby mnie nie zobaczyła. Chciałem się dowiedzieć, gdzie ma zamiar iść, bo ewidentnie wybrała jakieś miejsce.
Skręciłem w prawo, wchodząc na ulicę, przy której mieściło się pełno nowoczesnych garaży. Zatrzymałem się, kiedy Williams otworzyła największy. Weszła do środka, znikając z pola widzenia.
Nie wahając się ruszyłem do przodu i po chwili wszedłem, gdzie dziewczyna. Moim oczom ukazały się dwa, ulepszone auta wyścigowe. Mazda 2 x 8 i Toyota supra to naprawdę cholernie dobre modele.
-Wygrałaś je?- spytałem unosząc brwi
-Jeden- odparła bez jakichkolwiek emocji- Biały jest mój.
-Serio?
-Wybierz jeden. Obiecałam, że oddam inne. A ty dotrzymaj słowa i daj mi spokój.
Zmierzwiłem włosy, oblizując usta.
-Odpuściłem ci. Nie chce żadnego auta.
-Co?
-To co słyszałaś. Po prostu się ze mną ścigaj.
-Nie. Wybieraj i zostaw nie- warknęła.
-Kiedy się to zrobisz, nie zobaczysz mnie już nigdy na oczy.
Spojrzała na mnie chwilowo zastanawiając się nad swoją odpowiedzią.
-Dobra- wywróciła oczami.
-Biorę biały.
Dziewczyna rzuciła mi kluczyki od wybranego auta, po czym weszła do drugiego.
Usatysfakcjonowany nowym wyzwanie uśmiechnąłem się łobuzersko.






_________________________________________________________________________
Co ten Tomlinson robi? xd
No to za nami 5 rozdział. Jak wrażenia?