Mocno zamknęłam powieki, gdy schylona odłożyłam buty gdzieś na bok. Nie pomyślałam o planie powrotu do domu. Louis zamącił mi w głowie, dając mi watę cukrową. Nie wiem jak mogłam mu się namówić. Nie znam odpowiedzi. To szczerze mówiąc dziwne, nawet aż za bardzo. Nieważne. Wpadłam jak śliwka w kompot.
Wyprostowałam się i spojrzałam na 40-latka, opierającego się o framugę drzwi.
-Już wszystko tłumaczę- wymusiłam uśmiech,co było nie lada wyzwaniem, gdyż wcale nie miałam nastroju- Otóż uczyłam się z Alison na kartkówkę z biologii.
-Czemu nie zadzwoniłaś?- Henry skrzyżował ręce na piersi .
-Ponieważ rozładował mi się telefon- wyjęłam urządzenie z kieszeni spodni i pokazałam je tacie-Widzisz?
-Mogłaś zadzwonić od Alison, Victoria- westchnął- Idź już na górę-machnął ręką.
Tata poszedł do salonu, gdzie usiadł na narożniku. Zrobiłam skrzywioną minę. Normalnie dostałbym teraz szlaban na co najmniej trzy tygodnie. Coś tu nie gra i mam zamiar dowiedzieć się co.
Cicho podeszłam do starszego mężczyzny, po czym zajęłam miejsce tuż przy nim. Mocno go przytuliłam i spojrzałam na niego.
-To coś z pracą? Nie możesz kogoś złapać?
-Skąd wiesz?- zdziwiony uniósł brwi, kiedy wzrok przeniósł na moją twarz.
-Tato, nie znam cię od pięciu minut- cicho się zaśmiałam- Spokojnie uda ci się prędzej, czy później-poklepałam go po ramieniu.
-Wątpię córciu- westchnął.
-Nie możesz tak mówić, bo wtedy nigdy ci się to nie uda. Trzeba być pozytywnie nastawionym- posłałam słaby uśmiech, by dać tacie trochę otuchy-A mogę wiedzieć kto jest takim dupkiem, żeby zadzierać z moim tatą?...Może go znam.- ponownie się zaśmiałam.
-Louis Tomlinson.
Kiedy usłyszałam to imię i nazwisko całkowicie zesztywniałam. Chciałam pomóc i powiedzieć, że znam Louis'a, jednak nie mogłam. To by wszystkim zaszkodziło, nic innego. Ale coś jeszcze nie pozwalało mi na powiedzenie prawdy, nie wiem co. Nigdy czegoś takiego nie doświadczyłam.Następna nielogiczna rzecz.
40-latek patrzyła na moją bladą twarz jakby zobaczył ducha.
-Victoria, co się dzieje?- na twarzy bruneta było dokładnie widoczne zdezorientowanie.
-Wiesz-na chwilę przerwałam, kaszląc- Nie znam nikogo takiego- pokiwałam przecząco głową- A co zrobił?
-O dużo rzeczy- w końcu jego wyraz twarzy zmienił się na normalny- Narkotyki, bójki, przekręty, pobicie i wyścigi.
-No to rzeczywiście sporo tego jest. A był karany?
-Dwa lata w Doncaster. Czemu tak o niego pytasz?-zmarszczył brwi.
-A tak z ciekawości- uśmiechnęłam się sztucznie- I tylko jego szukasz, tak?
-Tak, na razie.
-Mhm. To szczerze życzę powodzenia w jego złapaniu. Przepraszam, ale muszę iść jeszcze się pouczyć tej biologii, bo pani jest strasznie wymagająca-westchnęłam.
Nie lubię kłamać, zwłaszcza swojego ojca. Wyjątkiem jest siostra.
Opuściłam salon i zwinnie weszłam po schodach na piętro. Idąc wzdłuż korytarza przyglądałam się fotografią powieszonych na bordowych ścianach. Dawno nie patrzyłam na nie. Na chwilę stanęłam, kiedy zaczęłam przyglądać się zdjęciu, na którym byłam z Alison. Pamiętam jak tata nam je zrobił. Wtedy zapisałam się do gimnazjum razem z przyjaciółką. Przyglądając się bliżej zdjęciu zauważyłam coś dosyć dziwnego w tle.
-To niemożliwe- pomyślałam głośno.
Koło drzew stał Louis z jakimiś kolesiami. Wszyscy coś palili.
Jak to możliwe? On chodził ze mną do szkoły?! Jak ja mogłam go nie zauważyć? Jestem bynajmniej ślepa.
Potrząsając głową odeszłam od tego nieszczęsnego zdjęcia.
Czy on musi mi cały czas robić na złość? Zniszczył mi chyba najładniejsze zdjęcie jakie kiedykolwiek miałam z Alison.
Weszłam do swojego pokoju i rzuciłam się zmęczona na łóżko. To był wykańczający dzień.
Po chwili odpoczynku postanowiłam zadzwonić do przyjaciółki, bo w końcu wypadałoby się odezwać po zniknięciu w szkole. Wstałam i podeszłam do biurka. Z szuflady wyciągnęłam ładowarkę od telefonu, po czym wsadziłam ją do kontaktu. Przypięłam urządzenie do zasilania i trzymając je usiadłam na krawędzi łózka. Po włączeniu i odblokowaniu I phone, wybrałam numer Al.
-Victoria, gdzie ty się podziewałaś?!-głos szatynki był podniesiony.
-Mi ciebie też miło słyszeć- na mojej twarzy pojawił się sztuczny uśmiech.
-Sorry. Po prostu się denerwowałam.
-Rozumiem i przepraszam, że nie dawałam żadnego znaku życia.
-Mogę wiedzieć co robiłaś?
-Jasne. Byłam z...-przerwałam.Jeszcze sekunda i bym wszystko jej wypaplała o Louis'ie. Ugh, to przez tego idiotę nie myślę. Kobieto zastanów się co ty mówisz!
-...Byłam z tatą w galerii po kurtkę- zamknęłam oczy modląc się, by w to uwierzyła.
-Mhm, okej. Nieważne.
-Co chcesz mi powiedzieć,hm?- spytałam wiedząc,że coś kombinuje i najprawdopodobniej spróbuje mnie wyciągnąć na jakąś imprezę, na którą nie dam się namówić. Ostatnio nie mam ochoty na balowanie.
-Może tak by...wybrać się do...
-Nie.
-Ej daj mi dokończyć.
-Alison nie mam ochoty na imprezy. Możesz przyjechać do mnie.
-Nie chodzi mi o to, Vic.- westchnęła.
-To dokończ
-Lucas i Matt zaprosili nas do casyna- jej głos był co najmniej podekscytowany.
-Po co?-zmarszczyłam brwi.
-Mają dla nas jakąś niespodziankę- zaczęła piszczeć.
-Nie krzycz mi do ucha- zaśmiałam się kręcąc głową znacznie rozbawiona reakcją przyjaciółki.-No dobra, pisze się na to. Tylko kiedy?
-Jutro, dwudziesta- nieco się opanowała- Zastanów się co ubierzesz.
-Hmm, ja już nawet chyba wiem co.
-Konkretniej.
-Zobaczysz.
-Ej...
-Do jutra- zaśmiałam się i rozłączyłam.
Z uśmiechem na twarzy wstałam i wybrałam się do szafy z ubraniami. Chciałam się upewnić, czy będę dobrze wyglądać w wybranych ciuchach. Wyjęłam białą koszulę na grubych ramiączkach, po czym ją nałożyłam zapinając pod samą szyję. Następnie wyjęłam miętową spódnicę, dłuższą z tyłu, krótszą z przodu.
Ubrałam ją wsuwając na talie. Po chwili znalazłam się przy dużym lustrze i zaczęłam się przyglądać kompletowi.
Tak, tak będzie dobrze.
Weszłyśmy do olbrzymiego budynku, zwanego casynem. Od razu zaczęłam się rozglądać za Matt'em i Lucas'em razem z Alison.
-Mówili gdzie mamy się spotkać?-spojrzałam na przyjaciółkę.
-Tak, przy barze.
-Mhm, to chodź.
Ruszyłyśmy w stronę wybranego przez chłopaków miejsca. Przeciskając się przez parę osób w końcu tu dotarłyśmy.
-Gdzie oni mieli być?
-Tutaj- wskazała dłońmi na zatłoczony bar.
Próbowałam odszukać ich wzrokiem, jednak to zdało się na nic. Nie było ich.
-To wykiwali nas-westchnęłam wkurzona na tych gamoni.
-Poczekaj, zadzwonię do nich- mruknęła sfrustrowana pod nosem, kiedy wybrała numer jednego z chłopaków-Matt nie odbiera- westchnęła- Spróbuje do Lucasa.
Wywróciłam oczami następnie odwracając się plecami do szatynki. Mój wzrok zawisł na dużym stole do pokera, po czym na ludziach grających w to gówno. Przy stole zobaczyłam Tomlinson'a, a przy jego boku na oko 20-letniego, kędzierzawego chłopaka. W moim żołądku coś się przekręciło, co nie było miłym uczuciem. Moje ciało całkiem zesztywniało, a wzrok zastygł na dwójce chłopaków. Nagle zielonooki popatrzył prosto na moją twarz, na co przestałam oddychać. Uśmiechnął się, potem szepnął coś do swojego towarzysza. Louis natychmiast się odwrócił i spojrzał na mnie z łobuzerskim uśmiechem.
-Też, nie odbiera. Ugh, palanty- Alison podeszła do mnie zdenerwowana. Kiedy zobaczyła moją reakcję od razu zaczęła szukać miejsca, na które się tak intensywnie patrze.
-Co się dzieje?- spytała zdziwiona.
Ciągle się rozglądała. Zaczęła patrzeć raz na mnie, raz na Louis'a.
-Znasz Louis'a Tomlinson'a?- jej głos stał się szorstki niczym papier ścierny.
Przełknęłam ślinę i spojrzałam na przyjaciółkę.
-Osobiście nie. Jedynie z opowiadaćń Lucas'a.
-To dobrze. To nie jest typ dobrego i troskliwego chłopaka.
-Wiem, Brown mi wszystko powiedział.
Ponownie spojrzałam w stronę niebieskookiego, jednak tak już go nie było.
Uff, co za ulga.
-Chodź, poszukamy jeszcze tych tuków- złapałam nadgarstek szatynki i zaczęłam prowadzić ją w przeciwną stronę niż stół do tej idiotycznej gry.
Po 30 minutach szukania przyjaciół, spojrzałam na Al ostro wkurzona.
-Ja ich zabiję...i to gołymi rękoma. To oficjalne- warknęłam idąc i nie patrząc przed siebie a na przyjaciółkę.
-Ja też.
Nagle na kogoś wpadłam. Popatrzyłam na czarne Vansy i obcisłe spodnie, następnie na białą koszulę z podwiniętymi rękawami, i nietypowy krawat. Po ubiorze stwierdziłam, że wiem kim jest ten człowiek. Louis Tomlinson, we własnej osobie.
-Przepraszam- szepnęłam.
-Niezdara- zaśmiał się.
Wywróciłam oczami mijając go. Alison szła tuż za mną.
-Wpadłaś na...
-Wiem, nic nie mów- bąknęłam pod nosem- Chodź, spadamy stąd.
Poszłyśmy do drzwi wyjściowych, po chwili przez nie przechodząc. Zimny wiatr uderzył w moją twarz. Szybko nałożyłam na ramiona czarną marynarkę.
-Chyba tędy, prawda?- spytała moja towarzyszka, pokazując na ulicę po lewej stronie.
-Tak mi się wydaje- wzruszyłam ramionami nie do końca pewna swojej wypowiedzi.
Ruszyłyśmy w wybranym kierunku.Idąc tak przez najbliższe 10 minut zaczynałam się niepokoić o nasze bezpieczeństwo. Przyznaję, nieciekawa ulica. Cicha, ciemna i opustoszałą, nigdy nie byłam w tej części miasta.
Nagle usłyszałam jakieś głośne rozmowy przed nami. Trójka młodych chłopaków stała i na kogoś czekała.
-Chodź, przejdziemy przez ulicę- szepnęłam, by nas nie usłyszeli.
Jedak jeden z nich popatrzył na nas.
-Hej, lalunie gdzie tak pędzicie?!
Wtedy reszta także się nami zainteresowała. Wspaniale. Mam złe przeczucia co do tego spotkania.
Nic nie mówiąc szłyśmy dalej. W przeciągu kilku sekund zostałam złapana za nadgarstek i przyciągnięta najprawdopodobniej do jednego z moich rówieśników.
-Zostaw mnie!- krzyknęłam.
-Puśćcie nas do cholery!- Alison zaczęła się wyrywać, jak i ja.
-Nic nie kombinujcie, bo to się i tak nie uda- zaśmiał się tuż przy moim uchu blondyn- Teraz się z wami zabawimy.
-Myślisz, że lubią na ostro?
Stanęłam w bezruchu nie mogąc zrobić nic a nic, gdy usłyszałam te słowa. Cholera, czemu wybrałyśmy tę drogę?!
Zaczęli nas prowadzić na drugą stronę ulicy, gdzie znajdował się las, jednakże w mgnieniu oka zatrzymali się. Wszyscy spojrzeliśmy na szybko jadące samochody. Jeden z nich poznałam niemal od razu. Louis.
Sama nie wierzę w to co myślę, ale jestem mu bardzo wdzięczna za uratowanie naszych tyłków.
Auta zaczęły ostro hamować i zataczać ogromne koła, uniemożliwiając nam jakikolwiek ruch. W końcu pojazdy się zatrzymały, a z nich wyszli Louis i ten szatyn z casyna.
-Zostawcie je!- Tomlinson wysyczał z jadem w głosie, zbliżając się do trzymającego mnie gościa. Zostałam puszczona, kiedy przeciwnik szatyna próbował się z nim zmierzyć. Spojrzałam na Alison, uwolnioną przez zielonookiego, po czym wzrok ponownie przeniosłam na poprzednią osobę.
-Myślisz, że się boje Tomlinson?- zaśmiał się blondyn.
-Wracaj lepiej skąd cię przywiało chuju!- warknął popychając przeciwnika.
-Najpierw bzyknę tą dziwkę- parsknął
Louis nie wahając się zadał cios pięścią w twarz blondyna,który jedynie się zachwiał. Następne uderzenie zadał kolanem w brzuch. Jego przeciwnik został powalony na ziemię. Tomlinson zaczął go kopać w żebra,okolice brzucha i w twarz.
Musiałam coś zrobić, cokolwiek. Podbiegłam do wyprowadzonego do granic możliwości chłopaka.
Trudno, Alison dowie się prawdy. Znam go i nic na to nie poradzę.Teraz ważne jest, by nikt nie zginął.
-Louis, przestań! Zabijesz go!- złapałam jego ramię, jednak to nic nie dało.
-Louis, proszę cię, przestań!
-Victoria, odejdź do cholery!- zostałam odepchnięta, a Louis wrócił do poprzednich czynności.
-Zrób coś!- krzyknęłam do zielonookiego, kiedy po moich policzkach zaczęły spływać kolejne krople wody.
Po chwili kędzierzawy podbiegł do szatyna i zaczął go odciągać. Miał z tym duży problem,ale po krótszym czasie udało mu się to.
-Kurwa, louis! Opanuj się! Przez ciebie ona jest przerażona- wskazał na mnie.
Niebieskooki spojrzał na mnie i się uspokoił . Znalazł się tuż przy mnie. Zostałam przez niego mocno przytulona.
-Csii. Nie bój się. Już jesteś bezpieczna- szepnął w moje włosy.
-Dziękuję-nieco się uspokoiłam.
-Chodź jedziemy do mnie- puścił mnie i zaczął iść w stronę auta. Patrząc na niego, nie ruszyłam się ze swojego miejsca.
-L...Louis ja wracam do domu- po moich policzkach nadal leciały łzy.
Tomlinson stanął, ciągle będąc plecami do mnie i włożył dłonie do kieszeni spodni.
-Nie możesz wrócić w takim stanie- powiedział lekko zdenerwowany sprzeciwem.
Spojrzałam na kompletnie oszołomioną Alison. Jej usta uformowały się w literę "o", gdy przyglądała się Tomlinson'owi i mi. Cała prawda wyszła na jaw. Teraz już nic nie będzie jak przedtem.
Westchnęłam, nie wiedząc co robić. Musiałam wybrać, czy wrócić z przyjaciółką do swoich domów. Wtedy mój ojciec nie dałby mi spokoju. Strasznie by się martwił, przez co miałabym wyrzuty sumienia. Czy jednak pojechać z Alison do Louis'a i być bezpieczna, mając spokój.
-Wiesz...-westchnęłam- Dobrze.
-Styles zabierz...
-Alison- podpowiedziałam
-Alison, ja biorę Victorię.
Styles zabrał szatynkę do swojego auta i odjechał. Po chwili weszłam razem z Tomlinson'em do jego samochodu i odjechaliśmy. Nic się nie odzywając przeniosłam wzrok na boczną szybę, by patrzeć na widoki za oknem.
-Wszystko w porządku?
Nie odzywając się, skinęłam głową. Nie byłam w stanie się odezwać. Nie miałam do tego głowy. Moje myśli nachodziły jedna na drugą. Mam tyle pytań, na które nie znam odpowiedzi.
Zamknęłam oczy, by spróbować wszystko uporządkować.
Co jest ze mną nie tak?
Nie wiem.
Czy to wszystko powinno się wydarzyć...przypadkowe spotkanie? Zawiezienie mnie do domu?Pójście do wesołego miasteczka? pocałunek? uratowanie mi życia?
Nie mam najmniejszego pojęcia.
Czy czuję coś do Tomlinson'a?
Coś na pewno, ale jeszcze nie jestem pewna co.
*Louis*
Przez ostatnie minuty panowała cisza, którą chciałem przerwać. Na chwilę odwróciłem głowę w stronę dziewczyny. Miałem zamiar coś powiedzieć,jednak zorientowałem się, że usnęła. Wywróciłem oczami, kiedy stwierdziłem, że pomimo pochłonięcia snem, nadal jest wkurzająca.
Jak mogłem o niej myśleć? Odkąd ją poznałem, wiedziałem iż jest inna, ale żeby aż tak? To jest nietypowe.
Nigdy nie spotkałem takiej dziewczyny i nie wiem, czy to dobrze, czy źle. Nie zam odpowiedzi.
Zatrzymałem auto na czerwonych światłach,czekając na zmianę koloru. Spojrzałem na bok, kiedy koło mnie stanął Payne. Posłałem mu zabójcze spojrzenie, na co się zaśmiał. Miał zamiar się ścigać. Wiedział, że nigdy nie przepuszczam takiej okazji.Jednak musiałem zdecydować.Spojrzałem na śpiącą szatynkę, po czym na światła. Naszykowałem się na ruszenie ze ślizgiem opon.
3...
2...
1...
GO!
Gwałtownie ruszyłem, przyciskając pedał gazu i zmieniając biegi. W mgnieniu sekundy znalazłem się przed Payne'm, miałem zamiar jechać prosto i pokazać mu, że ze mną się nie zadziera...jednak w ostatniej chwili skręciłem w stronę swojego domu. Przypomniałem sobie,że nie jestem sam. Nie chciałem się ścigać przy Williams.
Kiedy zmieniłem zdanie,Liam cholernie się zdziwił. Uśmiechnąłem się łobuzersko. Lubię zaskakiwać.
W przeciągu kilku minut znaleźliśmy się przed domem. Nacisnąłem guzik przy kluczykach, by otworzyć garaż. Styles'a auto już stało w środku. Musiał wybrać szybszą drogę.Wjechałem do środka, gdzie zaparkowałem. Wyszedłem z pojazdu i ruszyłem do drzwi od strony pasażera. Otworzyłem je i patrząc na pochłoniętą w śnie dziewczynę, delikatnie wyciągnąłem ją i wziąłem na ręce w stylu ślubnym. Drzwi zamknęły się pod wpływem mojego kopnięcia. Przekroczyłem framugę drzwi, wchodząc do holu. Szybko udałem się na górę po schodach, by wejść do swojej sypialni. Położyłem 17-latke na łóżku i zdjąłem jej buty. Przykryłem szatynkę kocem, po czym opuściłem to pomieszczenie, schodząc z powrotem na dół. W kuchni zastałem Harr'ego bodajże z Alison. Nie pamiętam.
Styles podał jej gorącą herbatę, następnie posyłając jej szczery uśmiech.
-Dziękuję- szepnęła.
Wywróciłem oczami. Nie chciało mi się na to patrzeć.
Odchrząknąłem, na co oboje na mnie spojrzeli.
-Co?- wzruszyłem ramionami i uniosłem brwi.
-Gdzie Victoria?- szatynka spytała,upijając łyk napoju.
-Śpi
-Gdzie?
-U mnie w sypialni- powiedziałem poirytowany tymi pytaniami.
Dziewczyna zakrztusiła się piciem,a Styles zrobił zdziwiony wyraz twarzy.
-Co wam jest?
-Jesteś z moją przyjaciółką?
-Nie?- warknąłem.
Nie wyobrażam siebie z Victorią. Jesteśmy jak ogień i woda. Bycie razem nigdy by się nam nie udało.
-A ty Tomlinson, gdzie masz zamiar spać?
Zmarszczyłem brwi przez to pytanie. To było oczywiste.
-Na sofie- odpowiedziałem bez jakichkolwiek emocji.
-Co się z tobą dzieje stary?- zaśmiał się- Czyżby dziewczyna namieszała ci w głowie?
-Stary co ty pierdolisz?! Wiesz co o niej myślę. Jest bezużyteczną szmatą!- wysyczałem z jadem w głosie.
Styles spojrzał za mnie i stanął w bezruchu z kamienną twarzą. Zamknąłem oczy wiedząc, że Victoria jest za mną.
-Cóż, przynajmniej wiem kim jestem- westchnęła i natychmiast wyszła z pomieszczenia, kiedy spojrzałem za siebie.
-Ty Tomlinson zawsze wszystko spierdolisz.
-Zamknij się!
-Idź do niej-kiwnął głową w stronę drzwi.
-Nie.
-Louis, idź do niej!- Alison warknęła, wstając ze swojego miejsca.
Uniosłem brwi zdziwiony gwałtowną reakcją tej dziewczyny. Podszedłem do niej tak blisko, że nasze nosy były centymetr od siebie. Chciała się odsunąć, jednak przeszkodziły jej w tym blaty.
-Słuchaj mnie uważnie...nigdy,ale to nigdy nie podnoś głosu w tym domu. Po chwili zostawiłem przerażoną szatynkę i wyszedłem z pomieszczenia. Idąc przez nieoświetlony korytarz wszedłem na schody. Miałem wejść na górę, ale zauważyłam Williams siedzącą w rogu przy oknie na końcu salonu.
Spojrzała na mnie z nietypowym wyrazem twarzy, którego nigdy u niej nie widziałem. Niechętnie zszedłem na dół. Nie lubię przepraszać, ale chyba nie mam innego wyboru.
Wolno idąc w stronę Victorii, patrzyłem wszędzie byle nie na nią.
-Czego chcesz Tomlinson
Wzrok skierowałem prosto w oczy dziewczyny.
-Ja...ym...-podrapałem się po karku.
-Nie wysilaj się- przeniosła wzrok na krajobrazy za oknem.
-Wcale tak nie myślałem, okej?
-Mhm, oczywiście- wstała i podeszła do mnie- Jak masz coś do mnie,to powiedz mi to prosto w twarz-warknęła- A nie za moimi plecami.
Westchnąłem nie wiedząc co powiedzieć zatkało mnie. Nie byłem wstanie nic z siebie wydusić. Jedynie patrzyłem na Victorię z kamienną twarzą, wstrzymując oddech.
-Teraz nie masz nic mi do powiedzenia, Tomlinson?Huh?
-Yyy...
-Nie rozumiem cię- wyrzuciła ręce w powietrze- Najpierw mnie przytulasz, pocieszasz. Potem mówisz, że jestem nic nie warta- zbliżyła twarz do mojej, patrząc prosto w oczy- Po co mnie ratowałeś,co? Mogłeś mnie i Alison zostawić wtedy tym debilom, by mieć nas z głowy. Nie zrobiłeś tego,dlaczego?
Jej twarz była cholernie poważna. Nie płakała i nie miała zamiaru tego robić. Ona jest kompletnie inna.
-Nie wiem. Ja jestem...
-Debile? Kretynem? Chujem?...tak, ale ja tego nie mówię za twoimi plecami, tylko wprost do ciebie- wysyczała z jadem w głosie.
-Słuchaj mnie Williams...nigdy mnie nie pojmiesz. Ja się ścigam,co wierz cholernie mienia człowieka. Nie wiesz jaka to gra!
-Czyżby?- odsunęła się i poszła, by stanąć plecami do mnie, gdy się odwróciłem- Pytałeś mnie, kiedy byliśmy w wesołym miasteczku, gdzie nauczyłam się tak jeździć. Pamiętasz? Otóż ja się ścigałam. I uwierz, że mam ogromne pojęcie co to znaczy się zmienić i mieć przejebane w tej grze Tomlinson. Zapamiętaj to sobie.- mówiła szorstkim tonem, wciąż będąc plecami do mnie.
W przeciągu sekund wybiegła z domu, zabierając wszystkie swoje rzeczy. Patrząc na zamykające się z hukiem drzwi, stałem w bezruchu jak jakaś rzeźba, nie dowierzając w to co przed chwilą od niej usłyszałem.
Nie zastanawiając się dłużej pobiegłem za nią, nie biorąc niczego, prócz telefonu. Ruszyłem za dziewczyną, sam nie wiem czemu. Ona przyciąga jak magnez, co mnie wkurwia. Chciałem dać sobie spokój, zostawić ją, ale nie potrafiłem.
Idąc wzdłuż uliczki, nie spuszczałem szatynki z oczu. Utrzymywałem bezpieczną odległość, żeby mnie nie zobaczyła. Chciałem się dowiedzieć, gdzie ma zamiar iść, bo ewidentnie wybrała jakieś miejsce.
Skręciłem w prawo, wchodząc na ulicę, przy której mieściło się pełno nowoczesnych garaży. Zatrzymałem się, kiedy Williams otworzyła największy. Weszła do środka, znikając z pola widzenia.
Nie wahając się ruszyłem do przodu i po chwili wszedłem, gdzie dziewczyna. Moim oczom ukazały się dwa, ulepszone auta wyścigowe. Mazda 2 x 8 i Toyota supra to naprawdę cholernie dobre modele.
-Wygrałaś je?- spytałem unosząc brwi
-Jeden- odparła bez jakichkolwiek emocji- Biały jest mój.
-Serio?
-Wybierz jeden. Obiecałam, że oddam inne. A ty dotrzymaj słowa i daj mi spokój.
Zmierzwiłem włosy, oblizując usta.
-Odpuściłem ci. Nie chce żadnego auta.
-Co?
-To co słyszałaś. Po prostu się ze mną ścigaj.
-Nie. Wybieraj i zostaw nie- warknęła.
-Kiedy się to zrobisz, nie zobaczysz mnie już nigdy na oczy.
Spojrzała na mnie chwilowo zastanawiając się nad swoją odpowiedzią.
-Dobra- wywróciła oczami.
-Biorę biały.
Dziewczyna rzuciła mi kluczyki od wybranego auta, po czym weszła do drugiego.
Usatysfakcjonowany nowym wyzwanie uśmiechnąłem się łobuzersko.
_________________________________________________________________________
Co ten Tomlinson robi? xd
No to za nami 5 rozdział. Jak wrażenia?
*_______*
OdpowiedzUsuńZapraszam
Bender-fanfiction.blogspot.com
I
Killer-harry-styles-fanfiction.blogspot.com
*O* wow
OdpowiedzUsuńO Boziu... jakie cudne <3
OdpowiedzUsuńsdvkjakvvkev omg
OdpowiedzUsuńa kiedy dalej?? Tak mi się podoba ze msdfkdfjghg.
OdpowiedzUsuńkiedy kolejny rozdział ?.. <3
OdpowiedzUsuńWow !! Piszesz wspaniale naprawde. :) nie moge doczekac sie nn i iby tak dalej x
OdpowiedzUsuńkdjakjdljs o jejujejujeju *.* dawaj next :P
OdpowiedzUsuńWow to jest takie afgdrxdffgv
OdpowiedzUsuńFajnie by bylo gdyby wygrala Victoria ;P
Kiedy bedzie next??
Zostałaś nominowana do Liebster Award :D Szczegóły : http://ty-ja-onedirection-imaginy.blogspot.com/2013/12/liebster-award_15.html
OdpowiedzUsuńNaprawdę dobrze ci idzie pisanie. To jest serio ajklajkajlakjlalkj, miałam się uczyć, wybrałam twój rozdział, ale nie żałuję. Tylko tak dalej.
OdpowiedzUsuń@ilyhoranek
DAWAJ NN !;***
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńUmca umca zajebisty rozdział czekam na nexta!!!! @.@
OdpowiedzUsuń@OopsHiBooBear
rozdział boski jak każdy poprzedni. ją rozumiem że oni będą razem prawda?? Monia
OdpowiedzUsuńO maaatkooo ! To jest takie fjdidbksbdigfiskodbeubdkfjcnkcg ze normalnie kocham to !! czekam nn. ily ;)
OdpowiedzUsuńWTF?! Co za idiota!!! Ja Go nie rozumiem i chyba nie chcę tego robić! Co za tępy chuj! Po co tak mówił skoro wiadomo, że tak nie uważa?! Debil! W ogóle to CAŁKIEM MIODNY rozdział!!! a mówiąc CAŁKIEM MIODNY Mam na myśli ZAJEEEEEE...EEBISTY :D Przypominam o mom blogu ;) : weranda55.blogspot.com
OdpowiedzUsuń