...

/inne/czarna_rozaa.cur

piątek, 31 stycznia 2014

Rozdział Dziewiąty



-Proszę-szepnął
Westchnęłam kładąc się z powrotem na klatkę piersiową chłopaka. Objął mnie mocno swoimi rękami, jakby bał się, że mogłabym gdzieś zniknąć. Oboje nie zamieniliśmy przez jakiś czas żadnego słowa, co było nieco krępujące, ale nie aż tak bardzo, jak sobie to wyobrażałam. Cisze zagłuszały nasze spokojne oddechy. Nie sądziłam, że kiedyś nadejdzie taka sytuacja, jak ta. Nie mogę uwierzyć, że teraz leże na Tomlinsonie i się do niego przytulam. Kiedy po raz pierwszy spotkałam Louis’a, a dokładniej na niego wpadłam, wydał mi się cholernie irytujący, wkurwiający itd. A teraz? Jest mi bliższy niż mogłam to sobie wyobrazić. Zastygłam w bezruchu, jak usłyszałam głos szatyna.
-Myślałem, że się znowu ostro pokłócimy- odgarnął moje włosy za ucho. Pod jego dotykiem nie mogę nie zamknąć oczu. Tak na mnie działa.
-Ja też- przyznałam, schodząc z ciała 20-latka, by zacząć się szykować do powrotu, do domu.
-Gdzie ty się wybierasz?- na jego twarzy wyrysował się niemały grymas, kiedy przewrócił się na bok.
-Muszę się zbierać- przeczesałam dłonią włosy. Ten nawyk zdecydowanie odziedziczyłam po Louis’ie.
-Nigdzie nie idziesz.
-W tej sprawie akurat nie masz nic do powiedzenia- przejechałam dłońmi po bluzce, starając się ją wygładzić.
-Zostań- przyglądał się dokładnie moim ruchom, na co się lekko zarumieniłam. Co on ze mną robi?
-Naprawdę nie mogę, nawet jeślibym chciała- westchnęłam, stojąc w miejscu.
-Chciałabyś?- uniósł brwi, a na jego ustach pojawił się uśmiech… ten piękny uśmiech.
-J… ja… nie wiem… chyba tak- podrapałam się po karku. Po co ja się w ogóle odzywałam?
-Proszę zostań na noc, ten jeden jedyny raz.
Schowałam twarz w dłonie, kiedy wydobyłam z siebie dziwny dźwięk, co oczywiście wywołało u pana „Zawsze dostaje czego chce” śmiech. Nie wierze, że to zrobię.
-Ryzykuje szlaban dla takiego idioty, jak ty- nic na to nie poradzę, że się zaśmiałam, kiedy Louis to zrobił ponownie.
Usta chłopaka zdobił jeszcze większy uśmiech niż przed chwilą. Poklepał dłonią sofę, a ja wywracając oczami udałam się dokładnie w miejsce, które wskazał. Położyłam się obok, tak, że teraz leżeliśmy patrząc sobie w oczy.
-Co chcesz robić- spytałam, przewracając się na plecy.
-Nie wiem… co chcesz.
-Może zagramy w dwadzieścia pytań, hm?- wzrok wlepiłam w twarz Louis’a.
Spojrzał na mnie badawczo. Przez chwilę myślałam, że mi odmówi, ale później westchnął.                     -Niech ci będzie. Zacznij- mruknął nieco niezadowolony z tej idiotycznej gierki.
-Cóż…- na chwilę przerwałam, by zastanowić się jakie pytanie mogę zadać, żeby nie wywołać kłótni
- Hmm… Masz rodzinę?
Po wypowiedzeniu tego zdania Louis całkowicie spochmurniał; jego oczy zalała „mgła”, przez co stały się mocno szare, a klatka piersiowa zaczęła się szybko unosić i opadać.  O nie.
-Nie musisz odpowiadać…
-Mam- zamknął oczy po wypowiedzeniu dla niego tak trudnego zdania- Teraz ja… Musisz do cholery wymyślać takie chujowe pytania?- warknął
-Ej! One wcale takie nie są!- walnęłam go w ramię, wywrócił oczami- Wiesz może jednak źle zrobiłam zostając tutaj- westchnęłam, siadając bez jakiegokolwiek humoru.
-Nie!- złapał mnie za ramię, co mi uniemożliwiło wstanie- Przepraszam, okej?- spojrzałam na niego, unosząc jedną brew.
-Nie twoja kolej na zadanie pytania dupku!- wyrwałam się z uścisku. Usiadłam po turecku na panelach, na co Louis westchnął z ulgą. Co mu jest?
- Przeleciałeś Lene?
-Co kurwa? Żartujesz, tak?- usiadł, spuszczając nogi na podłogę.
-Po prostu odpowiedz na to pytanie- nie miałam zamiaru odpuścić, nie tym razem. Wiem, że nie powinno mnie to obchodzić, ale musiałam wiedzieć.
-To nie twój pierdolony interes z kim się pieprze, a z kim nie- powiedział szorstko, wywołując tym sposobem ciarki na moim ciele.                                                  
-Rozumiem, że tak- mruknęłam, kładąc się na podłodze- Chcę iść spać Louis.
-A czy ci tego zabraniam?- usłyszałam w jego głosie zirytowanie. ON jest niemożliwy!- Idź do mojej sypialni, wyciągnij sobie jakieś rzeczy do spania i po prostu odpłyń- wskazał na jasne drzwi po jego prawej stronie.
-Nie będę ci grzebać w rzeczach Tomlinson. Rusz dupę i mi coś daj.
-Oczywiście..co zechcesz- uśmiechnął się fałszywie, nigdy nie widziałam bardziej nienaturalnego uśmiechu. Naprawdę, pierwszy raz na oczy taki widzę. A myślałam, że w życiu już bardziej mnie nie zaskoczy. A jednak.
Bez żadnego słowa wstałam i udałam się do pomieszczenia za szatynem, gdzie przez resztę nocy będę mieć cisze i spokój, ale przed tym pięknym momentem muszę jeszcze przez chwilę znieść towarzystwo Tomlinsona i  przede wszystkim wziąć prysznic.
-Masz- rzucił na pościelone łóżko czerwone dresy w kratę, szarą koszulkę i tego samego koloru parę bokserek. Cudownie- Czysty ręcznik jest w szafce przy umywalce- rzucił na mnie krótkie spojrzenie, po czym opuścił pomieszczenie z głośnym zamknięciem drzwi. Westchnęłam, chwytając dresy i koszulkę. Wyszłam z sypialni i udałam się do łazienki. Zamknęłam drzwi, kilka razy upewniając się, czy są na pewno zablokowane. Szybko pozbyłam z siebie bluzki i jeansów, a następnie bielizny. Cholernie dziwnie, jak też  krępująco się czuje w tym miejscu. Mam wrażenie, że Louis tu wejdzie.
Niepewnie weszłam do wanny, przedtem napełniając ją troszeczkę wodą, bo chcę tylko prysznic. Nałożyłam na ciało jakiś płyn do mycia, który niebiańsko pachnie i rozprowadziłam go. Po porządnym wyszorowaniu się spłukałam pianę, po czym opuściłam wannę. Wyciągnęłam z wysokiej szafki duży, miętowy ręcznik i się nim obwinęłam. Spojrzałam na ciuchy, w których miałam spać i nie zobaczyłam tam bokserek. O Boże, tylko nie to.
Przełknęłam ślinę z wielkim trudem, podczas  otwierania drzwi. Będąc w samym ręczniku, wychyliłam głowę zza drewnianej powłoki.
-Louis?- sunęłam wzrokiem za szatynem dopóki nie zobaczyłam go w kuchni pijącego jakiś przeźroczysty płyn. Domyślam się co to może być.
-Co?- zaczął lustrować moje ciało od stóp do głowy, po czym biorąc łyk napoju, zakrztusił się, gdy zobaczył mnie w samym ręczniku.
-Nie pacz tak na mnie, zboczeńcu- jęknęłam z grymasem na twarzy- Przyniósłbyś mi bokserki z sypialni, bo zapomniałam ich wziąć?
-Nie chce mi się. Idź po nie sama- starał się ukryć przebiegły uśmieszek, niestety mu to nie wyszło za dobrze.
-Ty dupku!- złapałam ręcznik, by nie spadł na podłogę- Proszę cię Lou- powiedziałam błagalnym tonem.
Wywrócił oczami , ruszając się z miejsca, by pójść po rzecz, którą poprosiłam. Odetchnęłam z ogromną  ulgą. Gdyby tego nie zrobił , zostałabym na całą noc albo dłużej w tej łazience.
Po chwili szatyn stanął przede mną, trzymając w ręku szary materiał. Chciałam go przechwycić, jednak niebieskooki uniósł rękę.
-Co zrobisz, jeśli ich nie dam?- przygryzł usta, unosząc brwi.
-Utopie się- oznajmiłam, podczas gdy podskoczyłam kilka razy trzymając ręcznik, by nie spadł.
-Kusząca propozycja- poruszał brwiami. Zaśmiałam się razem z nim ku mojemu zdziwieniu. Nie rozumiem, jak mogłam to zrobić w takiej sytuacji!
-Dupek- skrzyżowałam ręce na piersi, tym samym przytrzymując miętowy materiał. Wiem, że to dziecinne udawać obrażoną, ale nie wiem, co jeszcze mogłam sensownego zrobić.
-Powtarzasz się- zacmokał, kiwając głową- Nie ładnie tak.
-Jezu, daj mi te cholerne bokserki! Rozkazuje ci!- ponownie zamiast krzyknięcia, czy tego typu podobne… zaśmiałam się.
-Dobra, przekonałaś mnie- wręczył mi szare bokserki. No wreszcie!
-Dziękuję- westchnęłam uradowana.
-Jesteś zabawna… punktujesz- zachichotał przed zamknięciem drzwi na zamek.
Nie wiem, jak miałam odebrać jego słowa, zdezorientowały mnie totalnie.
Zrzuciłam z siebie wilgotny ręcznik i wrzuciłam go do kosza na pranie. Nałożyłam bokserki i mój stanik, w którym nienawidzę spać w nocy. Następnie szybko ubrałam dresy i koszulkę, gdyż zrobiło mi się potwornie zimno. Swoje brudne ubrania położyłam na koszu, na pranie, bo w końcu muszę w nich wrócić jutro do domu. Spojrzałam na odbicie w lustrze i zobaczyłam okropne wory pod oczami. Zdecydowanie potrzebuje snu. Wzrok przeniosłam na szczoteczkę i pastę. Hura, nie mam, jak umyć zębów.
Ponownie odblokowałam drzwi i wychyliłam się zza nich. Miałam zamiar zapytać Louis’a, czy może nie ma nowej szczoteczki, jednak już spał, a nie chciałam go budzić. Westchnęłam, opuszczając całkowicie łazienkę. Wolnym krokiem udałam się do sypialni. Usiadłam na łóżku, zapalając wcześniej lampkę.
-Zostaw mnie!- krzyk szatyna wyrwał mnie z zamyślenia.
__________________________________________________


Hej! Dodałam taki urodzinowy rozdział haha ^^ Mam nadzieję, że się spodobał!
Chciałam Wam podziękować za aż 27 komentarzy pod rozdziałem 8... wow! Jesteście wspaniali!
 Kocham Was za to, że czytacie moje ff i jesteście ♥
Wasza Karo x 
~Przeczytałeś/aś, skomentuj :D


niedziela, 26 stycznia 2014

Rozdział Ósmy


Louis spojrzał na zakrwawiony materiał, wciąż trzymając się za brzuch.
-Cholera-mruknął pod nosem, po czym nacisnął guzik, by widna ruszyła. Oparł się o metalową ścianę, mając zamknięte oczy. Jego twarz nie ukazywała jakichkolwiek emocji, co utrudniało stwierdzenie, czy jest bardzo źle. Nie mogę zrozumieć, dlaczego ON pakuje się w takie bagno. Powinien być odpowiedzialny, a to co się stało nie jest odpowiednim przykładem. Co ja wygaduję? To nie jest w ogóle przykład! Gdybym tylko miała na niego wpływ…
-Postrzelili cię?- mój głos świadczył o tym, jak cholernie się denerwuję. Nie chcę żeby mu się coś stało. Ma straszne huśtawki nastroju, często się denerwuje, ale jest dobrym człowiekiem. Nie zasługuje na straszny los. Choć to co się wydarzyło, jest zasługą tylko i wyłącznie jego głupoty oraz niemyślenia.
Louis skinął głową, nie mogąc w tym momencie nic z siebie wydusić. Kiedy dotarło do mnie, co tak naprawdę było przyczyną krwawienia stanęłam w bezruchu, patrząc wytrzeszczonymi oczami na bladą twarz szatyna. Nie byłam w stanie myśleć, czy komentować tego zdarzenia. Liczyło się to, aby opatrzyć ranę postrzałową i nie spowolnić na większą utratę krwi. Jednak zanim to się stanie muszę poznać więcej szczegółów.
-Pozbyłeś się naboju?
-Wyjąłem ile byłem w stanie. Ta pierdolona kula rozwaliła się na kilka części.
Nagle zaczął ostro kaszleć krwią, przez co serce podskoczyło mi do gardła. Szybko wyjęłam opakowanie chusteczek z torebki, by wyciągnąć jedną i dać ją Louis’owi. Szatyn przyłożył papier do ust, nie dając rady powstrzymać kaszlu. Moje serce zaczynało z każdą sekundą bić coraz szybciej, niemal chciało mi wyskoczyć z piersi, gdy cała chusteczka została pokryta krwią. Starając się coś wykombinować, zaczęłam klepać go po plecach. Ku mojej uldze stara, niezawodząca metoda zadziałała. Odetchnęłam spokojniejsza niż przed sekundą. Tomlinson oparł czoło o metal , po czym spuścił ręce wzdłuż ciała. Jego klatka piersiowa unosiła się i opadała ze znaczną szybkością, łapiąc nie równe oddechy.
-Wyjmę ci je- westchnęłam, zaczesując dłonią włosy, które opadły na moją twarz.
Louis powolnie zrobił obrót o 180 stopni, by spojrzeć na mnie niepewnie.
-Jesteś pewna?
Skinęłam głową, kiedy na moich ustach rysował się ledwo widoczny pocieszający uśmiech. Mam fobię do krwi, mimo to pomogę mu. Uratował mi tyłek, więc pora się odwdzięczyć tym samym.
Drzwi widny zostały otwarte, a moim oczom ukazał się długi korytarz, oświetlony jedynie paroma lampkami. Louis ruszył do przodu, dlatego też zrobiłam to samo. Nogi zwinnie sunęły po kremowych płytach dopóki nie zatrzymały się przed niebieskookim, który stanął przy ciemnych drzwiach. Otworzył drewnianą powłokę z numerem 319 i zostawiając ją dla mnie otwartą, wszedł do środka. Niepewna co zobaczę, weszłam do środka. Gdy szatyn zapalił światło, zaparło mi dech w piesi. Miejsce, w którym chwilowo mieszka jest ogromne i przede wszystkim wspaniale urządzone. Pomieszczenie, do którego wlicza się przedpokój, salon i kuchnia zostało pokryte białymi tapetami, a panele o tym samym kolorze idealnie pasują do ciemnych mebli. Nigdy nie widziałam czegoś, tak ładnego… nie licząc oczywiście poprzedniego domu Tomlinsona.
-Wow!- zrobiłam obrót wokół własnej osi, przyglądając się poszczególnym obiektom. Na ścianach powieszone są różnorodne obrazy w tonacjach czerni i bieli. Nie sądziłam, że pomieszczenie urządzone w taki sposób przypadnie mi do gustu, a jednak.
Louis słysząc mój komentarz na temat apartamentu cicho się zaśmiał. Brakowało mi jego śmiechu, bez niego moje życie nie miałoby tylu barw, co teraz. Uświadomiłam sobie, że tęskniłam za tym irytującym chłopaczkiem. Przyzwyczaiłam się do niego. Czułam dziwną pustkę spowodowaną jego barkiem towarzystwa.
-Idziesz?!- głos 21-latka dobiegający z łazienki, wyrwał mnie z zamyślenia. Pochłonięta swoimi myślami nawet nie kapnęłam się, że Louis poszedł do innego pomieszczania, niż to , w którym się znajduję. Westchnęłam, po czym uderzyłam dłonią swoje czoło. Znowu przez jego sobą odpłynęłam do innego świata. Nie kontroluje tego.
-Tak, idę!- zerwałam się do biegu, żeby chłopak nie musiał dłużej czekać i przy okazji nie zastanawiał się, co robiłam tyle czasu. Po krótkim czasie stanęłam we framudze drzwi i oparłam się o nią, lekko zdyszana. Sprint bez wcześniejszego truchtu tak na mnie działa.
-Przepraszam, zamyśliłam się trochę- odparłam, nieregularnie oddychając. Po sekundzie dotarło do mnie, że przyznałam się do zamyślenia. Najchętniej kopnęłabym siebie teraz w twarz.
-O czym myślałaś?
Jego pytanie totalnie mnie zaskoczyło, jak i zdezorientowało. Byłam niemal pewna, że rzuci jedną z tych swoich ripost.
-Co?- spojrzałam na jego zaciekawioną twarz, po czym na jego goły tors. Och.
-O czym myślałaś?- powtórzył spokojny. Wiem, że nieco się zirytował, ale doskonale to ukrył.
Przeniosłam wzrok na zakrwawiony bandaż, leżący jakiś metr od Tomlinsona, po czym na jego ranę.
-Ja… Ym… O tobie- niepewnie odparłam, drapiąc się po karku. Nie wiem, czy dobrze zrobiłam, mówiąc mu prawdę, ale już nie zdołam cofnąć tych słów.
-Och- przeniósł spojrzenie na moje odpicie w lustrze- A dokładniej?
-J…ja- spuściłam głowę, kiedy moje policzki przykrył niemały rumieniec. Zaczęłam bawić się opuszkami palców, zażenowana.
Nawet się nie zorientowałam, kiedy Louis stanął przed moją osobą. Delikatnie chwycił mój podbródek, unosząc tym samym głowę, bym na niego spojrzała.
-Nie rozumiem, dlaczego się mnie wstydzisz- zaśmiał się pod nosem
-To nieprawda- szepnęłam, patrząc na ścianę i sufit, wszędzie byle nie na niego.
-To spójrz na mnie.
-Nie- powiedziałam stanowczo. Nie chciałam dawać mu satysfakcji poprzez przyznanie się, że działa na mnie w taki, a nie inny sposób, ale stało się tak, iż ją otrzymał.
Westchnął, puszczając mój podbródek. Odwrócił się i ruszył przed siebie
-To co, pomożesz?
Uniosłam głowę, tym samym spoglądając w stronę Louis’a siedzącego na obramowaniu wanny. Trzymał się za brzuch, by powstrzymać w miarę możliwości krwawienie. Skinęłam twierdząco głową, po czym ruszyłam do przodu. Szatyn lustrował każdy mój ruch, przez co poczułam ciepło.
-Ładnie wyglądasz- odezwał się, kiedy kucnęłam, będąc pomiędzy jego nogami. Starałam się zignorować fakt, że wygląda to bardzo dziwnie.
-Dziękuję- szepnęłam nieśmiało, podczas gdy moje usta zdobił słaby uśmiech.
-I znów to robisz.
-Co takiego?- Zerknęłam na jego błyszczące oczy.
-Jesteś nieśmiała- wytarł brudne we krwi dłonie .
-Nieprawda-chwyciłam do ręki odkażoną pęsetę- Uwaga, jeżeli się ruszysz, zaboli- wolną rękę położyłam na jego talię, bym utrzymała równowagę.
-Ta , jasne- wywrócił oczami.
-Mówię poważnie, Tomlinson- posłałam mu piorunujące spojrzenie.
-Okej, zacznij już- obie dłonie umiejscowił na moich ramionach, co mi nie przeszkadzało, było to dość wygodne. Wzięłam głęboki wdech, gdy zobaczyłam, jak duża jest rana. Będąc skupiona na swoim zadaniu szybko uporałam się z wyciągnięciem kawałków naboju. Odłożyłam pęsetę na bok i chwyciłam duży gazik, by przyłożyć go do rany. Louis nieprzygotowany na odkażanie, syknął mając zamknięte oczy. Ruszył się, przez co się skrzywił.
-Mówiłam, że jeżeli się ruszysz, zaboli- oznajmiłam, mocno przyciskając biały materiał do jego brzucha. Gdy jedynie centymetry dzieliły mnie od torsu chłopaka, dostrzegła, jak jest urzeźbiony.
-Nie myślałem, że też chodzi ci o odkażanie- warknął.
-To się pomyliłeś- obwinęłam tors szatyna świeżym bandażem i wstałam, kończąc swoje zadanie- Gotowe.
-Zajebiście- gwałtowni stanął na nogi, czego pożałował.
-To cały ty- wyrzuciłam ręce w powietrze.
-O co ci chodzi?- zmarszczył brwi, zirytowany.
-Nie, nic- mruknęłam
-Jak wolisz. Nie chcesz mówić, to tego nie rób- warknął, opuszczając pomieszczenie z trzaskiem drzwi.
Dawny Louis powrócił. Zbyt często wpada w złość. Nie jestem przygotowana na kolejną kłótnie, która właśnie się rozpoczyna.
Po sprzątnięciu łazienki, także ją opuściłam. Szatyn stał przy sofie, starając się opanować. Ruszyłam przed siebie. Kiedy byłam kawałek przed niebieskookim potknęłam się o własne nogi, co spowodowało wpadnięcie na jego ciało. Tomlinson upadł na miękką sofę, a ja na niego. Głowę miałam opartą na jego piersi, słyszałam szybkie bicie serca, co uspokajało. Chciałam wstać, lecz niebieskooki mnie powstrzymał.
-Zostań- szepnął, niemal błagalnie.

________________________________________________________________
Hej, kochani! Tak jak obiecywałam, rozdział został dodany jeszcze w tym tygodniu ^^
Mam nadzieję, że się podobał. 
Do następnego.
Karo x

~Przeczytałeś/aś, skomentuj ^^ 

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Rozdział Siódmy

Chodząc po ogromnym domu, chciałam odnaleźć przyjaciół, którzy zniknęli po tym, jak poszłam do kuchni na zaledwie trzy minuty, aby wziąć coś do picia. Mimo mojego wysiłku nie mogłam ich nigdzie wypatrzeć, rozpłynęli się. Teraz jestem skazana na samą siebie, która będzie mieć teraz lekcje przetrwania w domu Leny. Ta myśl jest niezbyt za dobra, jednak jeśli jestem wstanie zrobić jej na złość, to nie żałuję przyjścia tutaj. Założę się, że ta jędza będzie coś kombinować przy Louis’ie i go sprowokuję do swoich celów. Dlatego pojawiam się i ja, by zapobiec jej głupotą. Dziś oficjalnie będę niańką Tomlinsona, mniej więcej. Tego dupka też nie widzę, a wiem, że tu jest.  Jego auto stoi przed domem.
Przeciskam się przez tłum tańczących nastolatków. Właściwie to nie jestem wstanie stwierdzić czy to w ogóle jest tanieć. Ocieranie się o siebie nie można nim nazwać. W powietrzu ulatuje ostry zapach alkoholu, bijący od prawie wszystkich zgromadzonych, a muzyka jest na tyle głośna, że w obecnym momencie chce rozwalić mi bębenki. Po wypiciu dwóch szklanek wódki, wiruje mi w głowie, a puszczona nuta jeszcze to polepsza. Na szczęście nie jest ze mną na tyle źle, bym zrobiła cokolwiek głupiego. Czuję jak alkohol buzuje w moich żyłach, ale jestem świadoma tego co robię, jak dotąd.
Wreszcie wydostałam się z tłumu, na co odetchnęłam z ulgą. Nie jest miłym uczuciem dotykania kogoś spoconego, to jest wręcz ohydne. Ignorując w miarę możliwości muzykę staram się myśleć rozsądnie, choć czuję, jak powoli zaczyna mi odwalać. Może uda mi się wytrzymać do końca tej imprezy.
Patrzę przed siebie, moim oczom ukazuję się Lena wraz ze swoimi przyjaciółkami. Jak je widzę od razu mi się cofa, jednak tym razem staram się opanować. Ruszyłam w zupełnie innym kierunku, chcąc zostać przez nie niezauważoną. Po chwili zostałam złapana za ramię. Niechętnie odwróciłam głowę. Coś w moim żołądku się przewróciło, gdy zobaczyłam uśmiechniętą Lenę. Wywróciłam oczami, jak  jedna z jej psiapsiółek podeszła do nas.
-Co chcesz?- odezwałam się pierwsza, będąc cholernie zirytowana ich obecnością.
-Chciałam cię przywitać- sztucznie się uśmiechnęła.
-Mhm, jasne. Teraz daj mi już pokój- zaczęłam szukać w tłumie Louis’a. Nie chce żeby był w pobliżu tej idiotki.
-Nie znajdziesz go tu. Jest nieco zajęty- zachichotała.
-Zamknij się- warknęłam ostrzegając ją, że mogę ugryźć.
-Gdzie się podziała ta wrażliwa i słaba Victoria, jaką byłaś rok temu, co?
-Nie twój zasrany interes.
-Nie musisz udawać przy każdym takiej twardej. Wiem jaka jesteś naprawdę, Vic. Jeśli tylko będę chciała złamię cię.
-Jesteś śmieszna- zaśmiałam się ironicznie.
-Może mam powiedzieć wszystkim tu obecnym o twoim małym sekreciku, który powierzyłaś mi , jak się przyjaźniłyśmy, hmm? Co ty na to?
-Tylko spróbuj- podchodzę z zaciśniętymi pięściami- Piśniesz coś komuś, jesteś trupem.
-Ciekawe. Cóż, teraz przepraszam, ale mam coś do załatwienia- zaśmiała się.
-Dziwka- syknęłam, kiedy zaczęła odchodzić.
-Nara dziewico- prychnęła.
Wytrącona z równowagi odwróciłam się i wpadłam na kogoś.
-Harry?- na mojej twarzy maluje się zdziwienie i zażenowanie. Najprawdopodobniej usłyszał, co powiedziała ta suka.
-We własnej osobie-zaśmiał się cicho.
-Ym, sorry… niezdara ze mnie- westchnęłam.
-Nic się nie stało.  Ale Louis miał rację- powiedział rozbawiony moją zgrabnością.
-Mhm, fajnie. Widzę, że już każdy wie kim jestem dla Louis’a, łącznie z niezdarą.
-Victoria, on nie miał tego wtedy na myśli- obrał poważną minę- Jest idiotą, w dodatku niemyślącym. Najpierw mówi potem rusza głową.
-Nie jestem co do tego przekonana.
-Uwierz, Louis cholernie dziwnie się zachowywał, jak wrócił do domu. Był spięty, wkurzony i zmartwiony. To naprawdę, jak na niego dziwne połączenie.
-Och...on się ze mną ścigał- podrapałam się, przypominając sobie ostatnie spotkanie z Tomlinsonem.
W tej chwili stwierdzenie, iż jestem skrępowana mówieniem Harry'emu tego wszystkiego to zdecydowanie niedomówienie. Wiem, że będzie miał problemy z uwierzeniem, jeżeli mu powiem o wyniku wyścigu.
-Czekaj...ty się z nim ścigałaś? To ty umiesz?- na jego twarzy pojawiło się ogromne zdziwienie, co wyglądało dość zabawnie. Mimo to wciąż czuje się spięta rozmawiając na ten temat. Miałam dać sobie spokój z jakimikolwiek wyścigami 2 lata temu, ale jakimś cudem wczoraj ponownie wróciłam do tego. Widocznie nie byłam w stanie przestać jeździć. Cieszę się, że nadal pamiętam jak dobrze i szybko prowadzić. Gdy jestem za kierownicą czuję się zadziwiająco swobodnie.
-Tak, zdziwiony- moje usta zdobił przebiegły uśmiech.
-Zdecydowanie tak. To dlatego wrócił  taki wkurzony- zaśmiał się, kręcąc głową- Może powinnaś częściej z nim rywalizować. Kocham widok, jak jest cały czerwony na twarzy.
-Może...pomyśle nad tym- zachichotałam
-Kto wygrał?
-Ym...no ja- zaczęłam bawić się swoimi palcami
-Och- prychnął rozbawiony całą tą sytuacją- Wow, podziwiam cię dziewczyno. Tomlinson po raz pierwszy przegrał i to z tobą. Nie spodziewałem się tego po tobie. Nie wierzę.
-Widzę jak wszyscy wierzą w moje siły- wywróciłam oczami.
-Oj tam...Chcę żebyś wiedziała, że od tamtej pory coś w Lou się zmieniło. Odkąd się nie widywaliście, niemal cały czas gadało tobie.
Jak to możliwe?
-Jesteś pewien?- powiedziałam nie dowierzając w jego słowa
-Zawsze jestem. Chciał z tobą pogadać i wszystko wyjaśnić.
-Mhm...może powinnam go wysłuchać. Wierz, gdzie jest?
-Zaraz mam się z nim spotkać na zewnątrz. Jeśli chcesz chodź tam ze mną. Będziesz mogła z nim wszystko wyjaśnić- uśmiechnął się szczerze.
-Myślisz, że to odpowiedni moment?
-Tak, czemu by nie?
-Cóż, to chodźmy do tego palanta- westchnęłam czując dziwne ciepło w brzuchu na samą myśl, że się spotkam z Louis'em i będę mogła,o tym wszystkim porozmawiać. To głupie, ale moja dusza jest uradowana.
Ruszyliśmy przepychając się przez spocone ciała pijanych nastolatków. Dzięki Bogu, dotarliśmy po chwili na dwór. Od razu zaczęłam szukać niebieskookiego w niewielkim ogrodzie. Zadziwiająco szybko odnalazłam to, co chciałam. Louis jest ubrany inaczej niż zazwyczaj, co mnie kręciło. Czerwona bluza jest na niego za duża, a czarne spodnie obcisłe, jak zawsze. Teraz, kiedy jestem kilka kroków od niego, mam ochotę wycofać się lecz wiem, że to mi nie pomoże. Miałam zamiar się odwrócić i odejść z miejsca,więc zrobiłam dokładnie na odwrót. Harry znajdował się przede mną, przez co czułam się o wiele bezpieczniej za jego ciałem. Nie boje się Louis'a i wiem, że nie zdobiłby mi żadnej krzywdy, jednak wole zaoszczędzić sobie kolejnej kłótni.
Niebieskooki spojrzał na Stylesa, nie wiedząc, że jestem tuż za jego przyjacielem.
-Co chciałeś?- po wyrazie twarzy Tomlinsona wyraźnie można było stwierdzić beż dłuższego namysłu, iż nie ma ochoty na towarzystwo, nawet swojego kumpla. Świetnie!
-Rozumiem, że nie chcesz już rozmawiać z Victorią?
-Chcę, ale wciąż nie rozumiem, dlaczego tu jesteś.
Harry odsłonił moją osobę, na co zrobiłam wielkie oczy, nie wiedząc jak się zachować. Reakcja Louis'a była identyczna.
-Ym...ja...cześć Victoria- podrapał się po karku.
-Cześć, LouLou- nie mam pojęcia czemu go tak nazwałam. Powinnam teraz czuć do niego złość, jednak z nieznanych mi powodów tak nie jest.
Chłopak otworzył usta lecz nic nie powiedział. Odniosłam wrażenie, że czuje się nieswojo...ciekawe.
-Wiesz może powinniśmy pogadać następnym razem- westchnęłam, po czym zaczęłam odchodzić.
-Nie!- odwróciłam się, a Louis już stał z zamkniętymi oczami. Nagle złapał się za brzuch i ze skrzywioną miną powoli siadł. Kiedy wiedziałam już, że stało się coś cholernie złego poczułam z jednej strony złość zaś z drugiej niepokój. Podbiegłam do Lou i złapałam go za ramię.
-Co się stało?- zgarnęłam kosmyk włosów, gdy przykucnęłam.
-Nic- westchnął patrząc w moje oczy.
-Louis jes...
-Nawet nie kończ tego zdania- powiedział szorstkim tonem.
Westchnęłam odpuszczając, bo wiedziałam, że wybuchłaby z tego awantura.
-To o czym chcesz porozmawiać,hm?
-Chodź gdzie indziej- ostrożnie wstał z murku i ruszył w stronę furtki. Nic się nie odzywając podążałam za nim. Nie zdziwiłam się, jak zostawił Harry'ego samego. Ale z tego co wiedzę już ma towarzystwo jakieś ładnej dziewczyny. Opuściłam posesje i znalazłam na pustej ulicy. Louis szedł wzdłuż niej, więc nie miałam innego wyboru, jak też to zrobić.
-Gdzie idziemy?- odezwałam się po dłuższej ciszy.
-Do mojego samochodu.
-Oh.
Oboje znaleźliśmy się przy czerwonym aucie wyścigowym. On za każdym razem ma inny pojazd. Ile ona ma kasy?! Szatyn otworzył mi drzwi od strony pasażera, co mnie zaskoczyło. Nigdy tego nie robił.
-Dziękuję- wsiadłam do środka.
Zazwyczaj przeniosłabym wzrok na widoki za szybą, ale tym razem spojrzałam  w stronę Louis'a wchodzącego do auta.
-Jedziemy do mnie, okej?
-Dobrze?-to słowo zabrzmiało bardziej niż pytanie, lecz już mogłam nic na to poradzić. Ostatnio różne słowa wypływają z moich słów jak rzeka. Nie jestem w stanie stwierdzić czy są odpowiednie czy też nie.
Szatyn wywrócił oczami, po czym odpalił auto. Dziwnie się czuję, kiedy jest taki spokojny, niepokojąco spokojny. Może być to coś związane z tą akcją w ogrodzie? Niestety on nie chce o tym, a ja nie jestem skłonna go przekonać. Jest uparty, gorszy ode mnie w tej sprawie.
Po upływie paru minut dotarliśmy pod hotel "Rubin". Fakt, że tu jesteśmy zdziwił mnie.
-Louis dlaczego tu jesteśmy?
Szatyn wyszedł szybko z auta chcąc uniknąć odpowiedzi.
W mgnieniu oka znalazłam się przed nim- Czemu?- uniosłam brwi.
-Dlaczego zadajesz tyle pytań, co?
-A dlaczego nie dostaje na nie odpowiedzi?
-Irytujesz mnie- wywrócił oczami.
-No odpowiedz- powiedziałam błagalnym tonem.
-Chwilowo tu mieszkam.
-Co?-zmarszczyłam brwi.
-To co słyszałaś- zablokował auto, po czym  poszedł do frontowych drzwi hotelu.
Zerwałam się z miejsca żeby trzymać się przy Tomlinsonie.
-Louis, jeżeli chcesz ze mną rozmawiać musisz mi wyjaśnić dlaczego tu mieszkasz- skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
Wiem, że to nie moja sprawa, ale jestem ciekawska. Nic na to nie poradzę.
Louis westchnął i przeczesał dłonią włosy. W tej chwili wiedziałam, że go zmusiłam do mówienia.
Nagle złapał mnie za ramię i ruszył do windy. Weszliśmy do niej i Louis nacisnął guzik, by pojechać na odpowiednie piętro. Po chwili jednak zatrzymał windę.
-Nie mieszkam tu, ponieważ policja mnie do tego zmusiła- wysyczał z jadem w głosie- Szukali mnie i znaleźli. Po co ci to w ogóle mówię? To nie twój zasrany interes- warknął.
Spojrzałam na jego brzuch, gdzie trzymał rękę. Na jasnej, czerwonej bluzie widniała duża, ciemna plama.
-Louis, ty krwawisz!- pisnęłam przestraszona.

________________________________________________________________
 


Na początek chciałam przeprosić za tak długi brak rozdziału 7. Mam wytłumaczenie. Otóż musiałam pozbyć się zagrożenia z matematyki i fizyki. Na szczęście się udało, z czego jestem ogromnie szczęśliwa ! :D
Druga sprawa: Kolejny rozdział postaram dodać jak najszybciej, czyli jeszcze w tym tygodniu!


~Przeczytałeś/aś, skomentuj :)