Czerwona czcionka oznacza tylko jedno.
Istotna notka
_________________
A więc jest rozdział 20.
Przyznam szczerze, że ciężko się pisało przez problemy z weną, ale jakoś się udało.
Mamy do was ogromną prośbę- prosimy abyście zostawiali komentarz, ponieważ chcemy wiedzieć ile osób czyta to ff.. Zastanawiamy się czy jest sens dalszego pisania.
Mam nadzieję, że rozdział się podoba.
Do następnego! xx
Przeczytałeś/łaś zostaw komentarz! ^^
Za dnia w nocy. Powiedz to właściwie. Powiedz to wszystko. Masz to
coś, albo nie. Masz trwać lub upaść, kiedy twoja wola jest złamana. Kiedy
wyślizguje Ci się z rąk. Kiedy już nie ma czasu na żarty, jest dziura w planie.
Nie znaczysz dla mnie nic, a nic. Nie, ty nie znaczysz dla mnie nic, a nic...
Ale masz to co pozwala mi czuć się wolną.
Przepycham się przez tłum plotkujących ludzi, za sobą słyszę
niewyraźne wołanie Harry'ego i Niall'a, bym wróciła. Podążają za mną, ich głosy
są bardziej wyraźne. Serce podchodzi mi do gardła, a łzy cisną do oczu. Nie.
Nie, nie, nie. Wypuszczam drżący oddech, przyspieszając kroku, kiedy przed sobą
widzę auto, którym się ścigałam. Muszę jechać w miejsce, gdzie auto Louisa
zostało skasowane. To znów się dzieje, ponownie czuję się winna. A to moja
wina? Oczywiście, że tak. Cholera jasna byłam nieuważna. Gdybym nie straciła
chwilowej kontroli nad autem, nic by się nie stało. Louis byłby teraz cały i
zdrowy razem z nami. Wściekałby się, że wygrałam ten felerny wyścig. Darłby się
na swoją dziewczynę, że jest złą nawigatorką, oraz mówiłby jej, że już nigdy
nie pojadą razem w takim konkursie. Ja śmiałabym się z Tomlinsona i cieszyłabym
się, iż udało mi się kolejny raz utrzeć mu nosa. A teraz? Teraz nie mam bladego
pojęcia czy jest przytomny czy w ogóle żyje. Boje się o niego. Przyznaję to. Boje
się o tego dupka, myślącego jak wykonać najbliższy przekręt.
Wpadam na auto cała roztrzęsiona, nie mogę otworzyć drzwi. Nie!
Cholerny Niall! Rozglądam się, nie myśląc przytomnie. Szyba po drugiej stronie
jest rozsunięta. Zmieszczę się? Cholera, muszę spróbować. Obiegam auto i
wciskam się do środka, nie myśląc jak odpalić pojazd. Przesiadam się z miejsca
pasażera na kierowcy. Przenoszę wzrok na biegnących chłopaków, którzy próbują
mnie zatrzymać. Odgarniam szybko włosy do tyłu, by nie wpadły mi do oczu, kiedy
szybko otwieram schowek. Wyciągam z niego drut i skręcam go. Co tak właściwie
próbuję zrobić? Nie zdaje sobie sprawy ze swoich czynów. Mój umysł zakodował
sobie jedyną informację, iż Louis może być w poważnym stanie. Pragnę tylko tam
pojechać i odnaleźć go żywego. Łzy litrami spływają po moich policzkach, gdy
próbuję odpalić samochód blondyna drutem. Zaciągam się powietrzem i ponownie
przenoszę wzrok na przyjaciół Tomlinsona. Odpaliłam samochód. Harry zawraca i
biegnie do swojego Skyline'a, podczas gdy Niall próbuje mnie jeszcze zatrzymać.
Moje serce bije w niewyobrażalnie szybkim tempie, przez co oddech staje się
ciężki i nierówny. Bez żadnego namysłu naciskam pedał gazu i odjeżdżam z mety
ze ślizgiem opon. Przełykam ślinę z ogromną trudnością, wracając się na trasie.
Tak naprawdę, jestem przegrana, kiedy zdaje sobie sprawę z tego, że przeze mnie
Louis może być trupem czy prochem. Nie jestem w stanie znieść świadomości, że
mogłam go zabić. Wyrzuty sumienia, które obecnie ogarniają całe moje ciało, są nie
do opisania. Wciąż odczuwam siłę z jaką uderzyłam w coś, co na pewno jest albo
było samochodem Louisa. Nie mogę uwierzyć, że to wszystko dzieje się naprawdę,
że tak właśnie wygląda moje życie przy ich boku. Nie powinna mnie obchodzić
osoba Louisa ze względu na jego czyny i decyzje, które spowodowały, iż
najbliżsi dla mnie ludzie myślą, że leżę pogrzebana w ziemi. Do niego mam o to
największy żal, mimo wszystko mój tata powinien mieć świadomość, że jego
najstarsza córka wciąż jest pośród żywych istot. Jednak potoczyło się tak, a
nie inaczej. Darze Louisa silnym uczuciem, które powinno być przeznaczone dla
innej osoby, która na mnie zasługuje. Niestety nie jest jak powinno być i to ja
na tym najbardziej cierpię. Najgorsze jest to, że nie potrafiłabym teraz z tego
wszystkiego zrezygnować, nawet gdybym miała do wyboru o wiele korzystniejsze
warunki. Zdaje sobie sprawę z tego, że mam problem, którego nie potrafię się
pozbyć od tak. Nie dam sobie rady, gdy okaże się, że Louis Tomlinson odszedł z
tego świata. Nie, koniec. Nie mogę myśleć o tym wypadku w ten sposób, nie mogę
widzieć tego w czarnych barwach.
Złote płomienie ognia oświetliły moją bladą twarz. Wypuściłam
drżący oddech, opuszczając dłonie z kierownicy.
-N- nie- wymamrotałam przez szloch, naciskając hamulec. Samochód
robi kilka kółek zanim się zatrzymuje, uderzając w tabliczkę informacyjną.
Otwieram drzwi i wybiegam z płaczem ze środka. Pali się auto Louisa, a od niego
podpala się wszelka roślinność. Kręcę głową z niedowierzaniem.
-Louis!- wydarłam się, podbiegając do miejsca zdarzenia. Zero
odpowiedzi-Louis!- przeskakuję przez jakąś palącą się część auta. Moje
żyły chcą pęknąć od nadmiaru adrenaliny, a moja podświadomość krzyczy w głowie
"on zginął!", co zabija mnie powoli i boleśnie od środka. Mijam kolejne
części auta, które ozdobione są krwiście czerwonymi płomieniami.
Rozglądam się, poszukując ciała chłopaka, kiedy coś ponownie wybucha, a ja
ląduje na ziemi. Unoszę głowę, zatrzymując wzrok ma dwóch sylwetkach. O Boże.
Louis leży pod Leną, która siedzi na nim okrakiem, zaciskając dłonie na jego
szyi. Dusi go. Co?
-Hej, co ty wyprawiasz?!-krzyczę, podnosząc się z podłoża.
Dziewczyna odwraca głowę w moją stronę. Mówi coś pod nosem, najprawdopodobniej
klnie. Schodzi z ciała szatyna, siadając obok.
-Próbuję go obudzić!- klepie go po policzku.
Patrzę na nią z niedowierzaniem. Doskonale wiem, co widziałam.
Dusiła go ta podła, pusta lalka!
Podbiegam do nieruchomego ciała, klękając obok. Sprawdzam puls na
szyi, a łzy znów litrami spływają po moich policzkach. Odetchnęłam z ulgą. Żyje.
Patrzę na jego niewyrażającą nic twarz i jadę dłonią po jego
bladym policzku. Pociągam nosem i przenoszę wzrok na Lenę, która wpatruje się
we mnie odkąd klęknęłam przy ciele szatyna. Zaciskam szczękę, po tym jak mówię
jej, by odeszła stąd i wezwała chłopaków. Wykonuje polecenie od razu bez
żadnego gadania, co mnie zaskakuje. Patrzę znów na nieprzytomnego chłopaka i
przełykam głośno ślinę.
-Louis- nachyliłam się, odgarniając z jego spoconego czoła
włosy-Trzymaj się, Tommo- mówię drżącym głosem. Moja pojedyncza łza kapnęła na
jego dolną wargę. Wycieram kciukiem kropelkę, przyglądając się mu uważnie.
Louis wygląda tak spokojnie i nieskazitelnie pięknie, nawet z ranami na twarzy.
Nie myśląc trzeźwo, musnęłam lekko jego usta. Są takie ciepłe i
delikatne, co wywołuje u mnie przyjemny dreszcz i stado motyli w brzuchu. To
nie wiarygodne, że przez te wszystkie sytuacje, wciąż reaguje na niego tak
samo, a może nawet mocniej.
Odsuwam się nieco, kiedy Louis marszczy brwi. Trzepoczę rzęsami,
nie wiedząc, co tak naprawdę się teraz dzieje. Powieki chłopaka zostają lekko
rozchylone, ukazując jego błyszczące oczy. Patrzy na mnie w ciszy. Przygryzam
dolną wargę i chce się odsunąć, jednak Louis łapie mój nadgarstek od razu mocno
go ściskając.
Dopiero teraz dochodzi do mnie, że właśnie się wybudził z
"transu". Na mojej twarzy pojawia się uśmiech, ale ten nie dosięga
oczu. Powodem nie jest niezadowolenie, bo naprawdę się cieszę. Po prostu nie
wydaje mi się, aby mój szeroki uśmiech był potrzebny. Nie chciałam, by było
widać, że mi na nim zależy. Louis ma dziewczynę, która jest fałszywa. Czuję, że
coś knuje, coś co może być bardzo niebezpieczne i może jej się udać. To
niepocieszająca informacja. Muszę koniecznie powiadomić Lottie o tym, co na sto
procent nie przewidziało mi się. Lena dusiła Louisa i muszę to jak najszybciej
powiedzieć jego siostrze. Nie można dopuścić do tragedii.
Przełykam głośno ślinę, gdy dłoń szatyna wyrywa mnie z zamyślenia.
Kładzie ją na moim policzku. Walczę z samą sobą, by nie opuścić powiek na oczy
pod wpływem jego dotyku, który mimo wszystko zawsze przyprawia mnie o
palpitacje serca, jak również doszczętnie zawraca mi w głowie. Nie rozumiem
dlaczego dopiero teraz przyznaję się to tego wszystkiego, co czuję; do tego co
całkowicie przypada mi do gustu. Lubię, kiedy Louis dotyka mojej skóry, wtedy
przez moje ciało przechodzą przyjemne dreszcze lub pojawia się stado motyli w
brzuchu. Zadziwia mnie to, że nigdy nie przeszkadzało mi jego zachowanie i
dotyk. Próbowałam stłumić to w sobie i zastąpić czymś zupełnie odwrotnym. Wiele
razy mówiłam w myślach jak bardzo go nie znoszę, a tak naprawdę to było
kompletną bzdurą. Denerwował mnie fakt, że nie jestem w stanie pozbyć się z
głowy, pamięci tego człowieka. Nie sądziłam, że jakikolwiek chłopak tak
bardzo zawróci mi w głowie. Teraz jest mi z tym lżej, przyzwyczajam się.
Louis ponownie wyrywa mnie z zamyślenia, używając jakiegoś
chamskiego zdania, w którym słyszę wyraz "księżniczka". Trzepoczę
rzęsami, nie wiedząc, o co chodzi. Na usta Louisa wkracza głupi uśmieszek.
-Martwiłaś się-wychrypiał, oblizując usta. Marszczę brwi.
-Weź...Bo zrobię ci krzywdę-przywołuje na swoją twarz złośliwy a
zarazem słodki uśmiech.
Louis śmieje się cicho, i gdy próbuje usiąść, krzywi się
nieznacznie z bólu. Opada z powrotem na ziemie.
-Czuję każdą część ciała- jęknął- Kurwaa.
Wyrzuty sumienia znów powracają, na co również się krzywię.
Nienawidzę tego uczucia.
-L-Louis- mój głos załamie się przy końcówce jego imienia.- J- ja-
biorę głęboki wdech- Przepraszam. Uderzyłam w ciebie, przepraszam.
Marszczy brwi, przyglądając się mojej twarzy. Jest cicho. Przez
długi czas się nie odzywa, a później nie ma okazji, by to zmienić. Trzy
samochody przyjechały na miejsce zdarzenia. Zdaję sobie sprawę z tego, że Louis
jest zły. Wolał się nie odzywać, by uniknąć kłótni czy jakkolwiek by nazwać
rozmowę, która nie nadeszła.
Harry wraz z Niall'em podbiegają do poobijanego chłopaka, na ich
twarzach widzę ogromną ulgę. Po tym jak oboje pomagają wstać dwudziestolatkowi,
u którego okazuje się, że prawa noga jest prawdopodobnie skręcona lub co
gorzej, złamana-brunet przenosi na mnie wzrok, który jest piorunujący, jednak
później łagodnieje. Wiem, jest zły, bo naraziłam swoje życie, ale także
wdzięczny, że jednak pojechałam i byłam przy jego przyjacielu. Uśmiecham się
słabo. Odwzajemnia ten gest i podchodzi do mnie. Ramionami oplata moje ciało,
na co ja wtulam się w jego klatkę piersiową.
-Wszystko w porządku?- spytał cicho, patrząc przed siebie, gdzie
pozostałości po samochodzie wciąż ozdabia ogień.
-Nie-wymamrotałam.- Nie jest w porządku, Harry. Nic nie
jest-wypuszczam drżący oddech.
-Ruszajcie się-mówi Louis gdy przenoszę na niego wzrok. Jego oczy
nieznacznie pociemniały, skanując moją twarz. Usiłuję nie uśmiechnąć się pod
nosem, więc decyduję się przygryźć dolną wargę. Nie mogę uwierzyć w to, że
widzę w oczach samego Louisa Tomlinsona zazdrość. Zostaję przy tym, iż to tylko
zwykłe złudzenie.
Przenoszę wzrok na Harry'ego, który również zauważył zaborcze
zachowanie przyjaciela. W jego zielonych oczach tańczą iskierki rozbawienia, na
co się uśmiecham.
-Dziękuję za przytulasa- szepnęłam.
Uśmiecha się szeroko, ukazując dołeczki w policzkach. Odsuwam się
i patrze na ogień, który zaczyna pochłaniać coraz większą część roślinności.
-Musimy iść-Louis znów się odzywa. Wzdycham cicho i idę w stronę
samochodu Harry'ego. Wsiadam z przodu na miejscu pasażera, wbijam wzrok w
ciemność, która oplata swoimi mackami las. Przechodzą przez moje ciało lodowate
dreszcze na samą myśl wejścia w głąb boru, gdy panuje noc. Wzdrygam się,
przenosząc wzrok na Harry'ego, który właśnie otwiera drzwi po stronie kierowcy.
Wsiada i odpala auto. Wypalam wzrokiem dziurę w jego twarzy, zastanawiając się
czemu Louis z nami nie jedzie. Odkąd pamiętam on i Harry jeździli razem, gdy
coś ważnego miało miejsce. Zastanów się dlaczego nie powinno
cie to interesować.-mówi złośliwy głosik w mojej głowie, na co
wzdycham z irytacją.
-Coś się dzieje?- brunet zerka na mnie przez chwilę, by później
odjechać z miejsca wypadku.
-Um- odkasłuję, kiedy na moje policzki wkrada się rumieniec.-Czemu
Louis z nami nie jedzie?
Kędzierzawy uśmiecha się pod nosem, ponownie na mnie zerkając.
-Jest na mnie wkurzony-nacisnął pedał gazu zwiększając prędkość do
100...130...150...200 km/h.
-Wkurzony-powtórzyłam, by dobrze zrozumieć. Louis jest zły na
Harry'ego, że ten mnie przytulił?- Wkurzony...a może...
-Zazdrosny?
Skinęłam głową, na co się zaśmiał.
-To bardzo trafne spostrzeżenie.
* * *
Stoję w ciemności; nie w pastelowej szarości zmierzchu, nie w
miękkiej czerni księżycowej nocy, ale w smolistej czerni. Serce szamocze mi się
w piersi jak ptak w szklanej klatce.
Macham dłonią przed oczami. Nic nie widzę. Nie wiedziałam, że może
być tak ciemno. Czuję, że zlewam się z atramentową czernią wokół mnie. Wtopiłam
się w tło.
Ktoś dotyka mojego łokcia. Reaguję nerwowo.
-Jestem przy tobie, Vic.- Louis. U mojego boku. Jest, ale zarazem
go nie ma. Szukam go po omacku: bark, szyja, twarz. Zsuwa moje palce na swoje
usta, całuje je.-Chodź ze mną.- Czuję jego słowa na palcach, czuję jego ciepły
oddech, pieszczotę ust, gdy szepcze. Ciągnie mnie na podłogę. Wszystkie komórki
mojego ciała płoną oczekiwaniem. W tej ciemnej nicości wszystko jest możliwe.
Wtulona w niego będę jedynie czuć, nie myśleć, nie patrzeć.
Oddycham głęboko: powolny wdech i wydech. Oczyszczam umysł i
przesuwam się w stronę poduszek, które wcześniej tego wieczoru ułożyliśmy w
rogu pokoju. Nienawidzę ciemności. Chce dostać się tam, gdzie jest jasno.
Światłość jest ucieczką, a w tej chwili jestem zakładniczką strachu. Od
jakiegoś czasu ilekroć gasną światła, strach chwyta mnie za gardło. Pocę się,
skóra mnie piecze jakby była poparzona. Mam dosyć ciągłego strachu. Stłumię to.
Zrobię to. Naprawdę.
Przesuwam dłonią po podłodze.
-Tędy-mówię do Louisa. Dotyka mojej kostki. Przesuwamy się razem.
Docieramy do poduszek w rogu. Leżymy obok siebie, dotykamy się łokciami i
kostkami.
Ciemność zakrada się mi pod skórę lodowatymi palcami, ale się
bronię. Usiłuję odepchnąć wszelkie wizje i obrazy. Nie myślę o kolorze swojej
pościeli czy o tym, że ktoś może nas teraz wymordować. Wystarczy jeden malutki
obraz, by wywołać lawinę. Najpierw widzę salonik, a w nim sfatygowaną kanapę
obitą skórą, kominek ze sztucznymi płomieniami, półki pełne moich ulubionych
książek. A teraz wznoszę się jak balon i widzę cały murowany domek, jeden z
wielu w tej okolicy. Wzbijam się coraz wyżej i widzę wszelkie kasyna, biurowce
największych korporacji, całe miasto. Odpycham ten obraz, wracam w ciemność.
Przeszywa mnie dreszcz.
-Już dobrze-Louis obejmuje mnie i nie wiadomo dlaczego, od tego
robi mi się jeszcze zimniej. Moje oczy pragną kolorów, kształtów, ale
otaczająca mnie ciemność zdaje się gęstnieć. Odwracam się i opieram na łokciu,
twarzą do niego.
-Boje się-szepcze- Louis, ja naprawdę okropnie się boję.
-Nic ci nie grozi, przy mnie jesteś bezpieczna, księżniczko-dotyka
mojego policzka. Nie mogę się powstrzymać i zamykam oczy pod jego delikatnym,
tak bardzo subtelnym dotykiem. Wzdycham cicho.
-To nie zmienia faktu, że nadal się boję-odsuwam się i klękam.
Louis po chwili robi to samo.
-Ufasz mi?
-Tak.-mówię, mimo tego że nie jestem przekonana co do
prawidłowości tego zdania. Trzepoczę rzęsami, patrząc przed siebie, gdzie w
ciemności znajduję się jego twarz. Nasze palce dotykają się i nagle Louis
znajduję się w moich objęciach. Czuję jego palce na szyi, a drugą rękę na
karku, delikatnie odchyla mi głowę do tyłu. I całuje, nie delikatnie i słodko,
a namiętnie, gorąco. Obejmuje mnie silnymi ramionami. Przywiera do mnie całym
ciałem, a mnie ogarniają pragnienia, których jeszcze nie znałam. Usiłuję się
odsunąć, ale nie przestaje mnie całować, tylko obejmuje mocniej. Przywieram do
niego i całuję do utraty tchu. Jeszcze nigdy nie doświadczyłam takiej pełni
życia. Powinnam przestać go całować, jednak wciąż to robię. I jeszcze raz.
Obie dłonie chłopaka suną wzdłuż moich pleców, nawet przez materiał
koszulki czuję jak delikatny jest jego dotyk. Zatrzymuje się na moich
pośladkach, które lekko ściska. Z ust wydostaje mi się cichy jęk, który
wywołuje u Louisa zadowolony uśmiech. Cieszy się, że wciąż jesteś
uległa wobec jego osoby.-szydzi moja podświadomość. Uciszam ją szybko, nie
chcąc teraz zastanawiać się nad tym jak wielką głupotę popełniam. W tej chwili
liczy się tylko delikatność i ostrożność tego chłopaka oraz jego dotyk, który
może zabrać mnie w zupełnie inny świat. A czy tego chce? Odpowiedź jest jasna.
Tak. Pragnę go i pozwolę mu teraz na wszystko. Zacznij myśleć!-
głos w mojej głowie znów próbuje mnie wyrwać ze złudzeń, bijących od tego
czarującego szatyna. Rzecz w tym, że to ani trochę nie skutkuje. Po raz kolejny
pokazuję swoją naiwność. Przez niego wyglądam na szaloną. Nie jestem sobą,
ostatnio wariuję to nie w moim stylu. Oszukiwałam się, że już tak na mnie nie
zadziała, ale teraz nie obchodzi mnie to. On czyni mnie szaloną. Jego dotyk
sprawia, że wyglądam wariacko. Ubywa mi zdrowego rozsądku. Znów pozwolę mu
siebie zranić. Do czego to wszystko dąży. Jak on to robi?
Wsuwa pod moją koszulkę ręce, jadąc nimi w górę aż do stanika. Na
mojej skórze pojawia się gęsia skórka, gdy jedna z jego dłoni ląduje na mojej
piersi, którą po chwili ściska. Jęczę, a mój oddech przyspiesza. Nim się
orientuję, koszula, którą dostałam od Harry'ego, zostaje mi zdjęta przez głowę.
Louis łapie mnie znów za pośladki, unosząc moje ciało. Kładzie mnie delikatnie
na podłodze. Siada na mnie okrakiem, nachylając się. Przyciska usta do mojej
rozgrzanej skóry na szyi, by następnie się w nią wpić. Ssie mocno, robiąc
czerwony znak. Chcę więcej, uwielbiam gdy zostawia ślady malinek na moim ciele.
Przełykam moje grzechy, pozwalam mu się zranić, niech zrani mnie raz jeszcze.
Niech da mi swą miłość i całą swoją nienawiść. Niech opowie mi kłamstwa, w
których utonę. Pragnę, by pokazał swoją prawdziwą twarz. Pozwolę zagubić się w
ciemności, która od niego emanuje.
Chcę go dotknąć, jednak ten łapie w obie dłonie moje nadgarstki,
by przygwoździć je nad moja głową do paneli. Patrzę w jego błyszczące oczy, od
których bije pożądaniem. Mój oddech staje się nierówny i urywany. Lustruje jego
twarz, która odznacza się ostrymi rysami.
-Nie dotykaj-warczy, co wywołuje u mnie palpitacje serca i przyjemne
ciepło docierające do intymnego miejsca. Wydaje z siebie zduszony jęk, to
sprawia, że Louis staje się bardziej podniecony. Widzę jak walczy ze swoją
ciemną stroną, by się na mnie nie rzucić.
-Nie ruszaj rękami-wymruczał, uwalniając z uścisku moje
nadgarstki. Patrzy na mnie badawczo-Zrozumiałaś?
Wypuszczam drżący wydech, kiwając głową.
Unosi kącik ust, zadowolony z mojej po słuszności. Dotyka palcami
mojego zarumienionego policzka, a następnie sunie nimi niemiłosiernie powoli w
dół do obojczyka. Jego tempo wydaje się być dla mnie słodką torturą. Unoszę
biodra, ocierając się o jego erekcje. Jęczę głośno. O matko, jest naprawdę
boleśnie twardy i to ja jestem tego przyczyną.
-Taka niecierpliwa-mówi szeptem, przybliżając swoją twarz.
Przygryza moją dolną wargę i ciągnie ją delikatnie, by następnie ją zassać.
Wszystkie jego ruchy sprawiają, że przyjemne uczucie trafia wciąż do tego
samego miejsca tam u dołu mego ciała. Podziwiam go za opanowanie, które nim
włada. Ja ledwo znoszę to, co teraz się ze mną dzieje. Gdybym mogła, już dawno
bym się na niego rzuciła. Odsuwa się, po czym ze mnie schodzi, klękając
pomiędzy moimi nogami. Obserwuje uważnie każdy jego ruch. Błagam, zrób
to wreszcie-błagam w myślach. Chce go czuć. O mój Boże, tak bardzo go teraz
pragnę.
Louis odpina guzik u moich spodni i rozsuwa suwak. Nim udaje mi
się zorientować, spodnie zostają zdjęte z bioder. Leżą teraz gdzieś na
podłodze. Chłopak unosi moją nogę, zdejmując skarpetkę ze stopy. Całuje moje
palce przemieszczając się wyżej do kostki, następnie do łydki, na której
zostawia kolejne mokre pocałunki po wewnętrznej stronie. Zamykam oczy i
rozkoszuję się tym przyjemnym dotykiem, którym zostaje obdarowana. W końcu
dociera do uda, tam lekko szczypie skórę i zostawia na niej czerwony ślad
spowodowany wcześniejszym ssaniem. Zaczynam się wić przez to, jak się ze mną
drażni. Ta pieszczota jest małą torturą, o której Louis doskonale sobie zdaje
sprawę. Kładzie wolną dłoń na moim biodrze, przygważdżając mnie do podłogi.
-Nie ruszaj się-mówi ostro, na co całkowicie zamieram-Przecież nie
chcesz bym przestał-słyszę jak się uśmiecha. Co? Nie!
-N- nie zrobisz tego-wychrypiałam. Otworzyłam oczy i zatrzepotałam
rzęsami zaskoczona faktem jak mój głos zmienia się diametralnie pod wpływem
podniecenia.
-Chcesz się przekonać?- mruczy, trącając nosem koronkowy materiał
majtek, dotykając równocześnie intymnego miejsca.
-N- nie.-z moich ust wylatuje cichy jęk.- P- proszę.- patrzę na
niego błagalnie.
-O co prosisz?- opuszcza moją nogę na podłogę.
-Kontynuuj.-szepnęłam rumieniąc się.
Louis w odpowiedzi unosi moją nogę i pozostawia na niej ścieżkę
pocałunków, co wcześniej na drugiej. Wzdycham, pozwalając powiekom opaść na
oczy. Po chwili moja noga zostaje opuszczona na zimną podłogę, na co przez moje
ciało przechodzi silny dreszcz, wywołany również podnieceniem. To zadziwiające
jak nawet najmniejsza rzecz wywołuje u mnie takie silne odczucia. Nie mogę
uwierzyć, że obecna chwila dzieje się naprawdę. Jestem tylko ja i Louis, tylko
my się teraz liczymy.
-Podobają mi się, ale je zdejmiemy-chłopak łapie brzegi moich
majtek i ciągnie je w dół. Chłodne powietrze uderza w moje intymne miejsce,
więc reaguję cichym jęknięciem.
Rumieniec na moich policzkach zaczyna piec bardziej, na co
przygryzam dolną wargę. O matko. Koronkowy materiał ląduje na podłodze, gdzie
znajduje się reszta mojej odzieży. Louis obraca mnie na brzuch i zawisa nade
mną, znów przyciskając do paneli moje nadgarstki. Na chwilę przestaje oddychać,
a gdy już biorę głęboki wdech, on całuje tył mojej szyi- tam robi kolejną
malinkę. Louis schodzi niżej z pocałunkami, dociera do łopatki, gdzie mocno
szczypie i ssie skórę. Chowam głowę pomiędzy swoimi ramionami, jęcząc głośno.
Skóra mnie piecze, mimo że leżę na zimnej podłodze; jest mi gorąco. Nigdy
czegoś tak silnego nie doświadczyłam w całym swoim życiu.
Puszcza nadgarstki, klękając pomiędzy moimi udami. Jego palce
zwinnie rozpinają stanik. Wsuwa dłonie pod mój brzuch, unosząc ciało, przez co
klęczę na czworaka. Zsuwa delikatnie ramiączka z moich barków, stanik ląduje na
podłodze. Oddycham nierówno, kurwa, jestem naga.
Szatyn kładzie na moich biodrach dłonie, ciągnąc mnie w tył, przez
co dotykam tyłkiem jego krocza. Wypuszczam drżący oddech, spuszczając głowę,
pod wpływem dotyku chłopaka, który sunie dwoma palcami po moim kręgosłupie.
Przeszywa mnie potężny dreszcz, kiedy jego zimna skóra dotyka mojej u dołu
brzucha. Przejeżdża palcem wskazującym po łechtaczce i przez chwile ją pasuje,
na co głośno jęczę. O Chryste.
Zabiera rękę z czego nie jestem zadowolona. Przygryzam dolną
wargę, gdy się ode mnie odsuwa. Zamykam oczy, czując przy uchu jego gorący i
ciężki oddech.
-Sądzę, że powinniśmy przenieść się do łóżka, kochanie.
Unoszę głowę, napotykając jego wygłodniałe spojrzenie. Przełykam
ślinę i kiwam głową. Wyciąga do mnie rękę, więc ją łapę i wstaję.
Spuszczam głowę, próbując się jakoś zasłonić, jednak ten chwyta moje dłonie w
swoją. Wolną ręką łapie mój podbródek i unosi go, bym na niego spojrzała. Robię
to.
-Jesteś piękną kobietą, nie masz się czego wstydzić-szepta, po
czym łączy nasze usta w gorącym pocałunku. Oplatam rękami szyję Louisa, gdy
jego język przedostaje się przez moje wargi. Walka o dominacje się rozpoczyna,
jęczę cicho. Schyla się lekko, by położyć dłonie z tyłu mych ud. Unosi mnie,
więc moje nogi oplatają jego pas.
Chłopak nie zastanawiając się nad niczym idzie do sypialni, gdzie
kładzie moje ciało na łóżku. Zapala lampkę na baterię i odsuwa się,
przechylając głowę na bok. Nie mogę się powstrzymać, więc rumienię się, kiedy
tylko lustruje mnie wzrokiem.
-Taka piękna-Louis mruczy, zdejmując przez głowę swoją czarną
koszulkę. Jeżdżę wzrokiem po jego urzeźbionej klatce, i tatuażach znajdujących
się na niej oraz na rękach. Przenoszę wzrok na jego nisko opuszczone dresy,
spod których wystają czarne bokserki. Przygryzam mocno dolną wargę,
przyglądając się jak zsuwa szary materiał z nóg, odsłaniając swoją uwięzioną w
ostatnim materiale erekcje. O mój Boże.
Wypuszczam drżący oddech, gdy Louis wchodzi na łóżko i po raz
kolejny zawisa nade mną. Patrzymy sobie w oczy, a chwilę później łączymy nasze
usta w namiętnym i w pełnym różnych uczuć pocałunku. Chłopak wodzi palcami po
moim ciele, zaś drugą rękę podpiera się o materac. Kładzie dłoń na mojej piersi
i ściska ją, na co jęczę w jego usta. Kciukiem pociera mojego stwardniałego
sutka, ten gest odbija się w moim miejscu intymnym. O mój Boże. Jak to możliwe,
że czuję to tam?
Louis odkleja się od moich ust z mlaśnięciem. Patrzy mi w oczy,
przygryzając dolną wargę, by powstrzymać uśmiech, który za wszelką cenę próbuje
wejść na jego twarz.
-Co?- szeptam, kładąc dłonie na jego policzkach, by zacząć głaskać
je kciukami. Zamyka oczy.
-Myślę, że jestem człowiekiem. Myślę o Bogu. Myślę o szansach.
Wiem, że się mylę-mówi szeptem-Myślę o byciu troskliwym. Ale nie jestem
taki.-otwiera oczy, by znów spojrzeć w moje-Uważasz, że jestem fałszywy. A ja
wiem, że jesteś oszustką- unosi się i patrzy mi w oczy- Pieprzę się, bo muszę.
Pieprzę się kiedy chcę. Będę się z tobą pieprzyć z miłością. Nawet jeśli to nie
miłość. Pragniesz, żebym był twój. A ja mam nadzieję, że będziesz
moja.-przybliża swoją twarz do mojej, na co wstrzymuję oddech-Chcę być wierny.
Chcę być surowy. Chcę być ignorantem. I Chcę być wszystkowiedzący. Chcę
umrzeć któregoś dnia. Chcę żyć długo. Chcę dostać to o co proszę. I dostaję to
czego pragnę. Będziesz tylko moja, kochanie.
Na wypowiedziane przez niego słowa moje plecy wyginają się w łuk,
tym samym stykając się z jego umięśnionym torsem.
Błagam o więcej dotyku, o więcej pieszczot. O jego dłonie
delikatnie błądzące po moim ciele. O te dłonie, które wywołują gęsią
skórkę.
-Jesteś taka niecierpliwa-szepta formując usta w półuśmiechu.
Po prostu to zrób. Proszę.
-Zrób to, co musisz-szepcze.
Sięga do szuflady przy szafce nocnej.
Wyciąga z niej srebrne opakowanie.
Patrzy mi w oczy rozrywając ja zębami.
Mój oddech staje się płytki.
To się zaraz stanie. Nie spieprz tego- moja
podświadomość beszta mnie.
Przyglądam się niepewnie ruchom szatyna.
Ciężko dostrzec jakiekolwiek szczegóły, gdyż wokół nas panuje półmrok.
Wzdycham wiedząc, że to co nadchodzi
jest nieuchronne, ale wiem, że nie potraktuję tej sytuacji jako błąd.
Louis patrzy na mnie wzrokiem mówiącym
"sam nie jestem
przekonany czy potrafię być delikatny, ale zaufaj mi"
Leżę patrząc beznamiętnie w sufit, który
nagle stał się nadmiernie interesujący.
Boję się- przyznałam się
sobie w myślach.
-Teraz się odpręż-mówi ustawiając się
Staram się zrobić to, co każe jednak to
wcale nie jest takie łatwe.
Zamykam oczy zbierając rozbiegane myśli
w jedną logiczną.
Koncentruje się na przywróceniu spokoju
w mojej głowie.
Adrenalina wędruje po krwiobiegu
przypominając mi, że strach przed bólem i innymi czynnikami jest wyolbrzymiany
przez moją bujną wyobraźnię.
Udaje mi się odzyskać kontrolę.
Louis powoli we mnie wchodzi. na co
krzywię się pod wpływem dziwnego i wcześniej nieznanego mi uczucia.
Dostrzega mój grymas natychmiast
zastygając w miejscu.
-Jest dobrze-zapewniam lekkim skinieniem
głowy.
Na jego twarzy maluje się ulga.
Ponownie wprawia swoje biodra w ruch, przez co znajduje się
głębiej.
Jest cały we mnie.
Pozostaje w jednej pozycji, bym mogła się przyzwyczaić do nowego
doświadczenia.
Posyłam mu delikatny uśmiech informujący, że wszystko jest w
porządku.
Powolnym ruchem cofa się i ponownie wbija, na co z moich ust
uchodzi jęknięcie.
Ustala rytm delikatnych, niespiesznych pchnięć.
-Louis, możesz przyspieszyć.-wzdycham
Ruchy Tomlinsona stają się nieznacznie szybsze, a pchnięcia
głębsze.
Spomiędzy moich ust wylatuje kolejny gardłowy jęk.
-Jesteś tylko moja- jęczy przyspieszając.
Zaciskam pięści na prześcieradle.
Miękki materiał zostaje zmięty przez pracę moich dłoni.
Czuję ciepło budujące się w dole mojego brzucha. Przyjemność
miesza się z moją krwią, która płynie w żyłach i tętnicach.
Uczucie, które buduje się we mnie, idealnie odpowiada temu, które czułam
podczas naszego pierwszego intymnego zbliżenia. Choć nie było ono tak osobiste
jak to. Dwa ciała łączące się w jedność.
Ciepło staje się jeszcze bardziej odczuwalne.
Moje usta drgają lekko uwalniając lawinę jęków i cichych
westchnięć.
Dłoń Louisa odnajduje moją splatając nasze palce ze sobą.
Posyła mi delikatny uśmiech po czym jego usta opuszcza ciche
przekleństwo.
Jestem już na skraju wytrzymałości.
Pragnienie bierze górę.
Unoszę biodra wyginając plecy w napięty łuk. Wykrzykując jego imię
dochodzę.
Tomlinson robi kilka pchnięć i również doznaje spełnienia.
Wycieńczona opadam na materac, a spocone ciało chłopaka na moje.
Chowa twarz w zagłębienie miedzy moją szyją a ramieniem.
Próbuje zapanować nad oddechem tak samo jak ja.
Wplatam palce wolnej dłoni w jego miękkie włosy przyciągając go do
siebie.
Nie chcę cię puszczać. Już nigdy. Bądź mój na zawsze-błagam w
myślach.
Podnosi się i ostrożnie wysuwa się ze mnie.
Krzywię się przez nieprzyjemne uczucie.
Opada obok mnie na materac.
Naciąga pościel na nasze ciała.
Kładzie głowę na moich piersiach palcem delikatnie gładząc mnie po
ramieniu.
-Byłaś niesamowita-szepta i łączy nasze usta w czułym,
niespiesznym pocałunku.
Rumienię się. Całe szczęście panują ciemności więc nie dostrzega
mojego skrępowania.
Zamykam oczy delektując się wydarzeniami sprzed kilku chwil,
świadomością, że oddałam temu człowiekowi wszystko co miałam. Oddałam mu
siebie.
Teraz on leży wtulony we mnie.
Cień uśmiechu przyozdabia moją zaróżowioną twarz.
Zerkam w dół i dostrzegam, że Louis śpi.
Oplata mnie ramieniem.
Wygląda tak bezbronnie, niewinnie i spokojnie.
Kocham go.
Poruszyłabym niebo o ziemię, aby był tylko mój.
Dlaczego to wszystko musi być takie skomplikowane? Dlaczego ona
musiała pojawić się w naszym życiu?
Kładę dłoń na jego policzku. Jeżdżę kciukiem po delikatnej,
nieskazitelnej, ciepłej skórze zastanawiając się co by było gdyby nie obecność
zbędnych osób trzecich. Gdyby jej nie było, to czy Louis byłby oficjalnie moim
chłopakiem? Aktualnie zyskuje miano kochanek. Choć czy to słowo faktycznie
opisuje rzeczywisty stan rzeczy? Nie jestem pewna.
Moją wewnętrzną zadumę przerywa dźwięk otwieranych drzwi.
W progu staje Zayn trzymając latarkę.
Dostrzega moją twarz i zamiera.
Przykładam palec wskazujący do warg, które jeszcze kilka chwil
temu były namiętnie całowane przez szatyna słodko śpiącego z głową na mojej
klatce piersiowej. Daję mu znak aby był cicho żeby nie obudzić dwudziestolatka.
-Nie sądziłem, że tak szybko wylądujesz z nim w łóżku-mówi
ściszonym tonem a moje policzki przybierają szkarłatny kolor.